
BIESZCZADY. W lutym grupa młodzieży z Wrocławia miała się sprawdzić w ekstremalnych warunkach w naszych górach. Jednak na pomoc śmiałkom musieli ruszyć ratownicy.
Organizatorzy i opiekun wyprawy na Bukowe Berdo, która o mało nie zakończyła się tragedią, nie usłyszą zarzutów. Leska prokuratura na wniosek uczestników wycieczki zdecydowała o warunkowym umorzeniu śledztwa.
Warunkowe umorzenie sprawy było możliwe, bo zgodziły się na to strony, które przedstawiły pisemne oświadczenia. – Jest tam zapis, że rodzice nie roszczą pretensji do 22-letniego Andrzeja S, opiekuna 10-osobowej grupy z wrocławskiej szkoły przetrwania, która pomimo fatalnej pogody wyruszyła na Bukowe Berdo – mówi nam Artur Lipiński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krośnie. Również prokurator nie sprzeciwił się warunkowemu umorzeniu.
Niezależnie od tego sąd wydał wyrok skazujący. Zastosował w stosunku do Andrzeja S. okres próby na 1 rok. Jednocześnie opiekun nadal może wykonywać swoje wcześniejsze obowiązki. Dodatkowo musi wpłacić na rzecz Grupy Bieszczadzkiej GOPR tysiąc złotych, czyli 30 razy mniej niż kosztowała akcja ratunkowa.
Wcześniej prokuratura postawiła 22-letniemu opiekunowi zarzut narażenia młodych ludzi na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia, za co grozi kara od 3 miesięcy do pięciu lat więzienia. Mężczyzna przez cały czas nie przyznawał się do winy, twierdząc, że obóz był dobrze przygotowany, a młodzież była wyposażona w profesjonalny sprzęt.
Rodzice od początku bronili opiekuna i organizatorów wyprawy, twierdząc, że nie mają do nich pretensji o to, co się stało, bo zdawali sobie sprawę z trudnych i niebezpiecznych warunków, na jakie mogą trafić ich dzieci.
Do wyprawy doszło na początku lutego tego roku. Grupa młodzieży w wieku od 16 do 19 lat przyjechała w Bieszczady na „obóz przetrwania” zorganizowany przez Szkołę Przygody i Przetrwania SAS z Wrocławia. Miała sprawdzić się w ekstremalnych warunkach. W góry poszli sami, opiekunowie zostali w schronisku w Ustrzykach Górnych.
Gdy rozszalała się zamieć śnieżna, młodzi zdecydowali przeczekać noc w górach. Bardzo trudne warunki przerosły jednak ich umiejętności. Mocno wyziębieni nie byli w stanie sami zejść na dół. Na pomoc ruszyli goprowcy, pogranicznicy i leśnicy.
Niezwykle trudna akcja, w której łącznie wzięło udział 50 osób, trwała blisko siedem godzin. Ratownikom udało się bezpiecznie sprowadzić wszystkich na dół. Obozowicze cudem nie odnieśli poważnych obrażeń. Jedynie 16-letni chłopak trafił na krótko do szpitala.
Martyna Sokołowska