
ŁAŃCUT, RZESZÓW. Od 19 lat nie wiadomo, kto zamordował taksówkarza, próbował zabić innego mężczyznę i napadł na hurtownię.
W 1994 roku wiadomość o zabójstwie rzeszowskiego taksówkarza oraz napadzie na hurtownię w Łańcucie odbiła się szerokim echem nie tylko na terenie dzisiejszego województwa podkarpackiego, ale również w całej Polsce. Po badaniach balistycznych broni wyszło, że w 1993 roku z tej samej broni bandyta próbował zabić Andrzeja Z., mieszkańca Rzeszowa. Wtedy także chodziło o napad rabunkowy. Nikogo wówczas nie udało się jednak złapać. Czy sprawa ruszyła? Dwa lata temu policjanci z tak zwanego Archiwum X z Kielc przyjechali na kilka dni do Łańcuta w celu ponownego przesłuchania świadków. Wydawało się, że tajemnica zostanie wyjaśniona. – Niestety, do dzisiaj sprawa zabójstwa i napadu nie została rozwikłana – mówi Jaromir Rybczak, z-ca szefa Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie.
7 października około godziny 13.30 32-letni Kazimierz M., rzeszowski taksówkarz, wziął do swojego samochodu pasażera w wieku około 35-40 lat. Nie wiedział, że będzie to jego ostatni kurs w życiu. Mężczyzna powiedział mu, że chce jechać do Łańcuta. Tam też się udali. Zabójca kazał zatrzymać się taksówkarzowi około 100 metrów od głównej drogi Łańcut – Albigowa i oddał kilka strzałów w jego klatkę piersiową. Następnie ukradł taksówkę – ciemnoczerwonego volkswagena passata i pojechał nim w rejon byłej jednostki wojskowej, gdzie znajdowała się wówczas hurtownia Wersal.
Strzały do ochroniarza
O godzinie 14.50 policjanci otrzymali zgłoszenie od przypadkowego człowieka o zwłokach taksówkarza. Dosłownie pięć minut później dyżurny otrzymał zgłoszenie o napadzie na hurtownię.

Jak później zeznał jeden z ochroniarzy, zabójca taksówkarza zwrócił jego uwagę, bo z brodą wyglądał jak… “mefistofeles”. Zachowywał się jednak bardzo spokojnie. Po kilku minutach ten sam ochroniarz wziął kasetkę z gotówką w wysokości 496 500 zł. Gdy był razem z kolegą 1,5 metra od samochodu, poczuł coś jakby “gorące uszczypnięcia” na swoim ciele. Obrócił się i 3-4 metrów od siebie zobaczył zabójcę, gdy ten mierzył do niego z pistoletu. Zasłonił głowę walizką, ale został po raz kolejny postrzelony. Upadł na ziemię i ciężko ranny wyciągnął broń, oparł się na łokciu, po czym zaczął strzelać w kierunku zabójcy. Wystrzelał cały magazynek, ale nie trafił napastnika.
Pistolet z czasów CK Austrii
Co ciekawe, napastnik zamiast uciekać, szybkim krokiem odszedł do taksówki, którą odjechał. Później policjanci znaleźli samochód porzucony w centrum miasta przy ul. 3 Maja, przy powozowni. Konwojent był ostatnią osobą, która widziała bandytę.
Okazało się, że zabójca używał broni Steyr M12, bardzo rzadkiej, używanej jeszcze… w armii austro-węgierskiej. Późniejsze badania wykazały, że pistolet został z całą pewnością użyty podczas napadu rok wcześniej, kiedy rzeszowianin Andrzej Z. o mało nie zginął. Podejrzewano także, że z tej samej broni zabito małżeństwo w Sosnowcu, ale trop ten okazał się fałszywy.
Grzegorz Anton
Wpiszcie na Youtube „Magazyn Kryminalny 997 nr.104 8.12.1995 ” – jest zamieszczony odcinek z rekonstrukcją tego zabójstwa.
a drugi konwojent co zapamietal?
Zając się tym drugim ochraniarzem do którego sprawca napadu nie oddal strzału
może podacie więcej szczegołów dotyczących wyglądu czy ten facet był wysoki dobrze zbudowany ?
Witam.Ten morderca miał ok.176-180cm,był bardzo szczupłej budowy ciała,o pociągłej szczupłej twarzy z wystajacymi kośćmi policzkowymi,cera blado-żółto-ziemista,tak jakby po przebytej chorobie.Lekko pochylona sylwetka.Ubrany w czapke z daszkiem lub czarna welniana czapke oraz okulary. Była ta sprawa kiedys w programie 997.