
BRZÓZA STADNICKA. Staruszek szedł bez butów przez mokradła i tylko cudem przeżył.
Historia, która wydarzyła się w poniedziałek w Brzózie Stadnickiej jest wręcz niesamowita i trudno uwierzyć, że staruszek przeżył. 91-letni mężczyzna wyszedł z domu w skarpetkach. Przeszedł przez mokradła i upadł w krzakach, a wszystko to przy panującej na zewnątrz ujemnej temperaturze.
Poszukiwania starszego pana trwały kilkanaście godzin i dopiero pies Gimi razem ze swoim przewodnikiem Witoldem Sierackim z rzeszowskiego STORAT-u znaleźli go właściwie tuż przed śmiercią. Mężczyźnie spadła temperatura ciała do 30 stopni Celsjusza. Był reanimowany na miejscu kilkadziesiąt minut, a następnie trafił na Oddział Intensywnej Terapii i Anestezjologii z Ośrodkiem Ostrych Zatruć do Szpitala Wojewódzkiego nr 2 w Rzeszowie.
91-letni mężczyzna wyszedł z domu w poniedziałek około godziny 1 w nocy. Przez kilkanaście godzin szukała go rodzina. Następnie policjanci i blisko 7 zastępów straży pożarnej. O godzinie 16.45 policjanci poprosili o pomoc rzeszowski STORAT. O 18.15 na miejscu pojawiło się 9 osób ze STORAT-u i cztery specjalnie wyszkolone psy. Liczyła się już wręcz każda minuta. – Przeszukaliśmy dom i okoliczne budynki, ale tam nie znaleźliśmy tego pana – tłumaczy Witold Sieracki.
Karetka nie może wjechać
STORAT rozpoczął więc poszukiwania w okolicach domu, w którym na co dzień mieszkał zaginiony mężczyzna. Około godziny 21.15 Gimi doprowadziła do mężczyzny. Znajdował się około kilometra od miejsca zamieszkania.
– Widzieliśmy, że Gimi wyczuła zaginionego z około 125 metrów – opowiada Sieracki. Okazało się, że 91-latek leżał na ziemi w pozycji embrionalnej i był przytomny. Ekipa ze STORAT-u natychmiast okryła mężczyznę specjalna folią, ale że teren był podmokły, to powstał kolejny duży kłopot, bo karetka nie mogła tam wjechać.
Skrajne wychłodzenie organizmu
Z pomocą ruszyli policjanci, którzy specjalnym samochodem pojechali po zaginionego i przywieźli go do karetki. Podjęto reanimację, która trwała kilkadziesiąt minut i podjęto decyzję, że mężczyzna jest w takim ciężkim stanie, że nie pojedzie do szpitala w Łańcucie, tylko do Szpitala Wojewódzkiego nr 2 w Rzeszowie. Mężczyzna doznał skrajnego wychłodzenia organizmu i to wręcz cud, że żył i był jeszcze przytomny.
We wtorek dowiedzieliśmy się w szpitalu, że 91-latek żyje, ale jego stan jest nadal bardzo ciężki.
Grzegorz Anton