
WYSPY OWCZE, RZESZÓW. Wiatr wiał z prędkością sięgającą 102 km/h. Załoga “Rzeszowiaka” walczyła o życie na Morzu Norweskim.
Jedna osoba nie żyje, druga w stanie ciężkim – to skutek tragicznego wypadku na Morzu Norweskim jachtu “Rzeszowiak”. Ośmiu pozostałych członków załogi może mówić o dużym szczęściu. W środę jacht został odholowany do portu na Wyspach Owczych.
– W skład załogi wchodziło dwie kobiety i ośmiu mężczyzn – mówi kpt. Bogdan Bednarz, wiceprezes Rzeszowskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego, do którego należała załoga. Większość z nich to mieszkańcy Rzeszowa.

Fatalny poranek
Do wypadku doszło we wtorek w godzinach porannych. Około 8 rano załoga wysłała sygnał SOS, zaraz po tym jak jacht złamał maszt. Powodem były złe warunki atmosferyczne, silny sztorm i fale sięgające nawet kilkunastu metrów. Prędkość wiatru wynosiła 10 w 12-stopniowej skali Beauforta, czyli aż 89-102 km/h. Na pomoc ruszyli duńska marynarka wojenna i śmigłowce ratownicze.
O trudnościach związanych z pomocą załodze około godz. 15 poinformowała Konsul RP w Kopenhadze, Dobrosława Siemianowska. Akcja trwała aż do godzin wieczornych. Dopiero ok. godz. 21 ratownicy zabrali całą ekipę jachtu w bezpieczne miejsce.

Tragiczny koniec
– Członkowie załogi od razu zostali przetransportowani do szpitala – mówi kpt. Bogdan Bednarz. Dwie osoby, które najbardziej ucierpiały zostały przewiezione helikopterem. W nocy z wtorku na środę zmarła jedna z nich – 56-letni Lech Machniak z Rzeszowa, zastępca kapitana jednostki.
Wszystko szło dobrze
Załoga utknęła około 75 mil od wybrzeża Wysp Owczych. Był to rejs powrotny z wyprawy na Grenlandię. Podróż rozpoczęła się końcem maja w gdańskim porcie. Żeglarze płynęli przez Danię, Szkocję i Islandię. Na Wyspy Owcze “Rzeszowiak” dotarł w sierpniu. W drugiej połowie miesiące załoga wyruszyła w rejs. Skład załogi jachtu zmieniał się, obecna, “pechowa” na jacht weszła w Rejkiawiku i ruszyła w kierunku Edynburga. Rejs miał trwać dwa tygodnie. Nic nie wskazywało na to, żeby miało dojść do tragedii. Tym bardziej, że kapitanem był Jan Malczewski, żeglarz z dużym doświadczeniem.
Do podobnego wypadku doszło w 2005 roku na Morzu Bałtyckim. Ten sam statek utknął 40 mil od brzegu Helu. Zginęła wówczas jedna osoba, kapitan Stanisław Mytych.
Ewelina Nawrot
to nie pech tam tak jest – przypomnę z 31.I.1953 na 1.II.1953- straszliwy sztorm 12 stopni w skali Beauforta
np.w Holandii zginęłó 1835 osób i woda pochłonęła 10 tysięcy sztuk bydła
w Anglii – zginęło 307 osób –
wtedy uszkodzonych zostało na całym akwenie 230 statków to tylko jeden przykład.
rzeszowiak jest pechowy jak clae podkarpacie