
PODKARPACIE. Osiem złotych za godzinę zrywania jabłek to kwota chyba przyzwoita, tym bardziej że praca na świeżym powietrzu, przy nie najgorszej wszak aurze i zdrowa, i podreperować budżet może.
Dobra tegoroczna pogoda sprawiła, że drzewa w sadach uginają się od owoców. – Brakuje rąk do pracy. Do sandomierskich sadów (zagłębie jabłczane – red.) przyjeżdżają bezrobotni, studenci, emeryci i renciści. Są nawet tacy, którzy biorą specjalnie urlop na tę okazję – powiedział Jan Orawiec, w-ce prezes Sandomierskiego Związku Sadowniczego.
Mówi się o bezrobociu, nie wykorzystując jednocześnie szansy na gotowy grosz. Warto więc chyba sięgnąć po ten „zakazany owoc”. Powyższe dedykuje się głównie tym, którzy, podobnie jak bohater z „Kiepskich”, twierdzą, że w tym kraju nie ma pracy dla ludzi z ich wykształceniem.
Szczegóły o zatrudnieniu sezonowym na: www.polskiesadownictwo.pl
niemasz