
RZESZÓW. Tak źle dzisiaj nie było jeszcze w tym roku na rzeszowskich ulicach.
W całym mieście jezdnie zamieniły się w lodowisko, na którym nieporadnie ślizgały się samochody. Problemy tym razem spowodowała nie aura, a nieróbstwo ludzi odpowiedzialnych za zimowe utrzymanie ulic w mieście. Najwyraźniej nie mieli ochoty oderwać się od poświątecznych stołów
Śnieg poprószył w nocy z niedzieli na poniedziałek. W poświąteczny poranek na parkingach osiedlowych i przy prywatnych posesjach pojawiły się pługi lub ludzie z łopatami i szybko uporali się niegrubą warstwą białego puchu. Na miejsce ulice nie wyjechało nic.
– Nigdzie nie widać żadnego pługu ani solarki! – dzwonili do redakcji wściekli kierowcy. – Czy rzeszowscy drogowcy nie widzą co się dzieje?
A działo się. Zimowe słoneczko roztopiło nieco nieodgarnięty śnieg, a 5-stopniowy mróz sprawił, że jezdnie zamieniły się w ślizgawki.
Na takiej nawierzchni samochody nie słuchały ruchów kierownicą i… Rzeszowska policja dwadzieścia razy wyjeżdżała do kolizji. Drugie tyle stłuczek nie było zgłaszanych, gdyż kierowcy sprawnie ustali, który się poślizgnął i jest sprawca zderzenia.
Na oblodzonym asfalcie nie dało się jeździć szybko, więc na szczęście wszystkie kolizje kończyły się tylko uszkodzeniami samochodów i nikt nie został ranny.
Krzysztof Rokosz