Drogie koszenie trawy w Rzeszowie. Czy warto?

 

Czy miasto powinno kosić trawę? Ta kwestia od lat spędza sen z powiek wielu grupom społecznym. Swoje zdanie mają samorządy, których rolą jest dbanie o wspólną estetykę; mieszkańcy, którzy nie zawsze lubią poranny warkot kosiarek; i ekolodzy, którzy powołują się na ochronę przyrody. Jak sprawa wygląda w praktyce i jak w tym roku wygląda koszenie traw w Rzeszowie?

Temat zasadności koszenia traw w miastach wydaje się mieć tyle samo zwolenników co i przeciwników. Część samorządów zmieniło politykę usuwania zieleni, lecz wciąż na wielu osiedlach trwa jej cykliczne koszenie. Odpowiadają za nie spółdzielnie czy wspólnoty mieszkaniowe, które nierzadko przycinają trawę niemal do samej ziemi często pozostawiając połacie wysuszonych pomarańczowych „trawników”. Jakie są argumenty zwolenników koszenia traw? – Zbyt wysoka zieleń to problem dla alergików, którzy walczą z katarem. To także większe skupiska kleszczy, lęgowiska dla żmij i ogólna gorsza estetyka terenu – mówi pan Jan, mieszkaniec Rzeszowa.
Jak z kolei wygląda druga strona medalu? Wysoka trawa to lepsza ochrona gleby przed wysuszaniem, ale również większa ochrona owadów, mikro-istnień oraz małych zwierząt jak m. in. myszy. – Trawa ponadto smog, sprawia lepszą ochronę przed nagłą ulewą deszczu, a także wytwarza miejsce pożywienia dla np. ptaków czy gadów. Koszenie traw to więc eliminowanie zróżnicowania biologicznego, produkowanie spalin i pozbywanie się uspokajające zieleni, która w miastach powinna wyciszać i działać pozytywnie na układ nerwowy – odpowiada z kolei pani Karolina, nasza czytelniczka. Do tego dochodzi aspekt komfortu – nikt nie lubi jak co 10 dni koło okien jego mieszkania słychać warkot kosiarki. I to niejednokrotnie z samego rana.
Mając to wszystko na uwadze, jak więc miasta powinny podchodzić to tematu koszenia trawy? – Sprawę trzeba wypośrodkować. Nie jest tak, że koszenia traw należy całkowicie zaniechać. Musimy obserwować przyrodę, zawracać uwagę na tempo wzrostu trawy. Nawet łąkę kwietną trzeba od czasu do czasu pielęgnować. Natomiast pamiętajmy o tym, że trawa to w pewnym sensie mikro-las. Dzięki niej jest chłodniej, pojawia się wilgoć, a w związku z tym owady i małe zwierzęta. Każde koszenie trawy zabija faunę – mówi Maciej Podyma, prezes Fundacji Łąka. Dlatego miasta powinny skłaniać się jednak ku mniejszemu usuwaniu tego typu zieleni.

Jak to wygląda w Rzeszowie?

Przez wiele lat mieszkańcy miasta narzekali, że trawa np. pomiędzy pasami drogowymi, ale także w rejonie poboczy, rowów czy skwerów była wykaszana niemal do samej ziemi. Obecnie jesteśmy po pierwszym majowym koszeniu. Jaki jest plan na cały sezon, i kto w Rzeszowie bierze odpowiedzialność za działania? – Zarząd Zieleni Miejskiej (ZZM) w Rzeszowie zleca koszenie traw zewnętrznym podmiotom. Na czele konsorcjum firm stoi MPGK Rzeszów. Podpisujemy całoroczną umowę, z tym że płacimy wykonawcy tylko za zrealizowaną konkretną pracę. W ub. r. wykoszonych zostało 1980 ha terenu. Był to koszt 3,5 mln zł – wyjaśnia Artur Gernand z Kancelarii Prezydenta Rzeszowa. – W związku z tym, że żyjemy w trudnych środowiskowo czasach, w których sporo mówi się o zmianach klimatu, zmodyfikowaliśmy system koszenia traw. Nieużytki (60 ha) będą koszone tylko trzy razy w roku. Do wykoszenia są także parki i zieleńce (180 ha) oraz pasy drogowe (240 ha). Teren pasów drogowych koszony jest do wysokości 5 cm. W parkach bardziej oddalonych, ze względów ekologicznych, pozostawialiśmy w maju niekoszone wyspy – dodaje.
Co ważne, kolejne koszenia terenów w mieście mają być prowadzone na zlecenie ZZM, po wcześniejszych objazdach i weryfikacji wysokości trawy. Sytuacje z koszeniem niemal łysych i pomarańczowych połaci mają zniknąć. To dobry kierunek, który będziemy obserwować.

Kamil Lech