Zaszczuli nas i chcą wykończyć

– Niech pani posłucha tego: „pedały jeb… ch.. wam w d… jeb…pedały…” Oni tak szli i śpiewali pod naszym domem. A to tylko takie jedno nagranie. A tak było dzień w dzień. Raz są krzyki, raz wyzwiska, a innym razem groźby. Robią wszystko, żebyśmy się stąd wyprowadzili. żeby nas zaszczuć i wykończyć – mówi Mariusz Nowak, który zwrócił się do Redakcji „Super Nowości” o pomoc dla siebie, swojej matki i przyjaciela.

            Telefon, który otrzymaliśmy od 40-letniego Mariusza był dramatyczny. Mężczyzna błagał nas o pomoc, bo jak przyznał jest uporczywie nękany i zastraszany, a przez ostatnie wydarzenia zaczęły go nachodzić myśli samobójcze. Czuje się tak zaszczuty, że boi się wychodzić z własnego domu. A wszystko to przez kilka – kilkanaście osób, które nie potrafią zaakceptować, że wprowadził się do niewielkiej wsi w powiecie stalowowolskim.

            Pan Mariusz pochodzi z Krynicy. Wraz z matką, w 2015 roku przeprowadził się do Witkowic w gm. Radomyśl nad Sanem.

Szukaliśmy azylu

– Szukaliśmy małego domu do remontu w cichej okolicy. Spodobało nam się tu. Wydawało się nam, że to będzie taka bezpieczna ostoja. Ja pracuję za granicą, chciałam wracać do domu, w którym będą mogła odpocząć, pocieszyć się ciszą, okolicą. Gdzieś, gdzie miło będzie zamienić z sąsiadami kilka słów. Po prostu szukaliśmy takiego, dobrego miejsca na ziemi, azylu – mówi matka pana Mariusza. – I na początku, przez jakieś dwa lata żyło nam się tu całkiem dobrze, spokojnie. Problemy zaczęły się, gdy chcieliśmy uporządkować granicę działki i przesunąć ogrodzenie. Od tamtej pory, słyszymy tylko krzyki, wyzwiska, podłe komentarze. Syn jest już tak znerwicowany, że boi się wychodzić z domu. Dla mnie każdy przyjazd tutaj i pobyt to ogromny stres i ogrom nerwów. Za każdym razem jak wracam słyszę, że przyjechała matka pedałów, pedofilów, zboczeńców. Wyzywana jestem w biały dzień, bez skrępowania, bez żadnych hamulców. To jest po prostu uporczywe nękanie, które z niezrozumiałych dla mnie powodów, uchodzi tu w Witkowicach bezkarnie. Ja rozumiem, że jesteśmy przyjezdni, „nie swoi”, ale dlaczego tak się nas traktuje? Nawet jeśli syn jest gejem, to to jest przecież człowiek. Normalny człowiek. Który chce po prostu żyć, nie wadząc nikomu. Kocha zwierzęta, nikomu krzywdy nie robi. Ja tego nie rozumiem, co tu się dzieje? A najgorsze jest to, że nasze interwencje, nasze zgłoszenia na policję, obracają się przeciwko synowi. To on jest karany. On jest wyśmiewany. On jest ignorowany, tak jakby nie miał praw, jakby był człowiekiem gorszej kategorii. Przeciwko niemu składane są fałszywe zeznania i on jest karany. Gdy tylko mogę, przyjeżdżam uspokajać te dramaty, które tu mają miejsca, sama interweniuję, ale jestem odsyłana, odmawia mi się prawa powiadamiania o tym, że jesteśmy uporczywie nękani. Przeprowadzając się tu, do głowy nam nie przyszło, że spotka nas tu taki horror, taka trauma. Boję się, że syn w końcu popełni samobójstwo. I to przez parę osób, które go w ogóle nie znają, ale z niewiadomych przyczyn po prostu chcą zniszczyć, bo go nie tolerują.

Jestem gejem i co z tego?

            Mariusz Nowak nie kryje, że jest homoseksualistą. Jakiś czas temu poznał przez Internet Sebastiana. 35-latek ma takie samo nazwisko. Zaprzyjaźnili się i Mariusz wprowadził się do domu w Witkowicach. Teraz, nienawiść, której doświadczał pierwszy z nich, rozlała się także i na drugiego. Raz udało im się tę falę nienawiści powstrzymać, gdy anonimowo opowiedzieli o swojej historii w mediach. Wtedy nie chcieli pokazywać twarzy i zdradzać miejscowości. Teraz, postawili wszystko na jedną kartę, bo przelała się fala goryczy.

– Po tamtym artykule, sytuacja czasowo się poprawiła. Był tu wtedy taki policjant, wysłuchał tego, co mówiliśmy, poszedł do kilku osób, porozmawiał z nimi i było lepiej. Wyciszyło się to– wspomina pan Mariusz. To było jakieś 2-3 lata temu. – Mogliśmy przez jakiś czas normalnie żyć. Ale ostatnio jest coraz gorzej. Stale jesteśmy prowokowani wyzwiskami, przekleństwami. Nie da się policzyć ile razy słyszałem o sobie, że: „pedał i zboczeniec idzie, czy jedzie”. Nie da się wyjść nawet z psem na spacer. Przestaliśmy chodzić tu do sklepu, tylko jeździmy do Stalowej Woli. Sebastian ostatnio jechał autobusem, to jedna z kobiet krzyknęła, żeby: „się dzieci odsunęły, bo pedofil jedzie”. I to wszystko jest bezkarne, na nasze zgłoszenia na policję, słyszymy śmiech, a dowody w postaci nagrań i zeznań nie są brane pod uwagę. Ja za to zostałem ukarany za to, że rzucam śnieżkami i to w dniu, w którym mnie nie było w domu. Znaleźli się nawet świadkowie, którzy to potwierdzili. Co ciekawe mieszkają z dala od naszego domu, jeden nawet ok. 30 km. Ja tego nie potrafię pojąć. Jesteśmy też nagrywani, a te nagrania są udostępniane. To jest zupełnie bezprawne działanie, ale gdy próbujemy coś z tym zrobić, jesteśmy po prostu wyśmiewani.

Płacze, zatyka go, nie może wstać z łóżka

            – Prosiłam, żeby te kamery skierować w inną stronę, bo ja na swojej posesji nie chcę być nagrywana, to usłyszałam: „ty stara k…spier…” – mówi kobieta. – Mam żal do ludzi, ale także do policjantów z Radomyśla i ze Stalowej Woli.

            Wszystko to o czym mówi pan Mariusz i jego matka, potwierdza także pan Sebastian. Przyznaje, że w miejscowości, z której sam pochodzi nie spotkał się takim hejtem.

– Gdy Mariusz przyjeżdża do mojej rodziny, wszyscy bardzo go lubią, są dla niego mili, moja babcia dla nas gotuje, sąsiedzi się przywitają, pożartujemy. Gdybym nie doświadczył tego, co tu na własnej skórze, to bym nie wierzył, że jest taka nienawiść wśród ludzi tylko dlatego, że nie są swoi, czy są inni.

– Jako matce jest mi z tym bardzo ciężko, że mój syn jest tak źle traktowany. On naprawdę nikomu nic złego w życiu nie zrobił. A teraz został doprowadzony do ciężkiej depresji i nerwicy. On sam w domu nie zostanie. Są dni, kiedy nie ma siły wstać z łóżka. Musi przyjmować leki. Sebastian się nim opiekuje, ale widzę, że i on ma dość. Płacze i zatyka go, gdy ma coś powiedzieć, bo to co tu obaj przeszli to jest ogromny stres. Mnie się serce kraje, jak o tym słucham i jak to widzę.

Policja interweniuje i odpowiada

– Przerzucają na nasze podwórko śmieci, był słoik z kałem, trutki na psy, na kota, robią nam zdjęcia, nagrywają bezprawnie, słyszeliśmy wielokrotnie, że „nas zniszczą”, że „syn będzie siedział”, chcą doprowadzić do tego, albo żeby go zamknąć, albo żeby sobie coś zrobił – mówi wprost pani Nowak. – Ja pierwszy raz się spotkałam z takimi ludźmi. Żyję 65 lat. Mają chłopaki hulajnogi, ale jak tylko wyjadą, to słyszą, że „pedały jadą”.

O sytuację państwa Nowak oraz zgłaszane przez nich interwencje dotyczące tego, co dzieje się w Witkowicach zapytaliśmy Komendę Powiatową Policji w Stalowej Woli. Otrzymaliśmy następującą odpowiedź:

– Policjanci każdorazowo podejmowali czynności w związku ze zgłaszanymi interwencjami. Od 2020 r. policjanci interweniowali kilkadziesiąt razy. Zgłoszenia dotyczyły m.in. wyzwisk, gróźb, zaśmiecania, wypalania śmieci, wałęsających się po wsi zwierząt, spożywania alkoholu w miejscu niedozwolonym. Podejmowane przez policjantów czynności kończyły się zastosowaniem środków prawnych na miejscu, bądź pouczeniem stron o trybie postępowania w konkretnej sprawie, w tym złożenia wniosku o ściganie, czy o trybie prywatnoskargowym – informuje mł. asp. Małgorzata Kania, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Stalowej Woli. – W związku z powyższymi zgłoszeniami prowadzono 4 postępowania w sprawach o wykroczenia. Dwa z nich, dotyczące złośliwego niepokojenia, zakończyły się skierowaniem wniosku o ukaranie do sądu. Oprócz powyższych zgłoszeń począwszy od 2020 r. stalowowolska policja prowadziła jedno dochodzenie w sprawie kierowania gróźb karalnych oraz trzy postępowania sprawdzające w związku ze złożonymi zawiadomieniami w sprawie kierowania gróźb karalnych i uporczywego nękania. Dochodzenie zostało umorzone z uwagi na cofnięcie przez strony wniosku o ściganie. Natomiast postępowania sprawdzające zakończyły się wydaniem postanowienia o odmowie wszczęcia dochodzenia z uwagi na brak wniosku o ściganie pochodzącego od osoby uprawnionej, a w jednym przypadku – odmową wszczęcia śledztwa wobec braku znamion czynu zabronionego. O wynikach strony każdorazowo były informowane i pouczane o możliwości złożenia zażalenia.

Czują się jak obywatele drugiej kategorii

Państwo Nowak czują się jakby byli obywatelami drugiej kategorii po pierwsze dlatego, że nie udaje im się bronić przed nękaniem, ale także dlatego, że zgłaszane przez nich interwencje są według nich ignorowane lub są odsyłani z posterunku do komendy i z powrotem.

– Policjanci podchodzą do każdej ze stron z zachowaniem obiektywności, kierując się w swym działaniu tylko i wyłącznie przepisami prawa. Dlatego podnoszone w mailu od redakcji zarzuty, nie znajdują odzwierciedlenia w rzeczywistości. Posterunek Policji w Radomyślu nad Sanem jest jednostką podległą Komendzie Powiatowej Policji w Stalowej Woli i nie funkcjonuje on w systemie całodobowym. Interweniujący policjanci informowali strony zarówno o trybie postępowania w konkretnej sprawie, jak i o możliwości złożenia stosownego zawiadomienia w miejscowym posterunku policji lub nadrzędnej jednostce – informuje mł. asp. Małgorzata Kania – Osoby zainteresowane, chcąc złożyć zawiadomienie o popełnionym przestępstwie, bądź wykroczeniu, mogą zgłosić się do Posterunku Policji w Radomyślu nad Sanem, do  Komendy Powiatowej Policji w Stalowej Woli lub każdej innej jednostki Policji.

Wymarzony azyl w Witkowicach okazał się dla państwa Nowaków pułapką, z której trudno im się teraz uwolnić.

– Na ten moment wydaje się nam, że jedynym rozwiązaniem jest wyjazd i rozpoczęcie wszystkiego od nowa – mówi pani Nowak. – Za każdym razem gdy wyjeżdżam boję się o syna. Boję się, żeby sobie czegoś nie zrobił. Tak się nie da żyć i nie zasłużyliśmy niczym, że tak żyć.

Witkowice to niewielka miejscowość. Wszyscy się tu znają, tych, których próbowaliśmy jednak podpytać o pana Mariusza i pana Sebastiana, mówią, że nie wiedzą o kogo chodzi, albo że nie chcą się wypowiadać.

Małgorzata Rokoszewska