Kiedy słucha się, czyta i ogląda nasze media, to można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z fragmentami powstającej właśnie powieści kryminalnej. Negatywnymi bohaterami są głównie osoby z obecnej opozycji, które rządziły naszym pięknym krajem o co najmniej osiem lat za długo.
Pomijam już nawet wszystkie afery, dotyczące niemal wszystkich dziedzin życia, bo wówczas powstałaby najdłuższa powieść kryminalna w całej historii literatury. Nie wspomnę też o niemal symbolicznym już Funduszu Sprawiedliwości, którego głównym zadaniem była pomoc pokrzywdzonym, a w gruncie rzeczy stał się perfidnym narzędziem dla krzywdzących i rabujących na potęgę. Sprawy przeciwko podejrzanym są w toku, a tymczasem Prawo i Sprawiedliwość, mające wyjątkową skłonność do obierania nazw przeciwstawnych do swej działalności, zajmuje się poszukiwaniem kandydata na kolejnego prezydenta RP. Wszystko owiane jest mgłą tajemnicy, jak w prawdziwej powieści kryminalnej, ale są też przecieki.
„Jestem przekonany, że gdybyśmy rządzili, to ten pan byłby prezydentem(…) Nie mam co do tego wątpliwości” – orzekł ostatnio Jarosław Kaczyński wskazując na Mariusza Błaszczaka. Ale postraszył jeszcze, że mają w zanadrzu również kilka innych nazwisk, o których jednak „wie tylko kilka osób”. Tu padło nazwisko posła Zbigniewa Boguckiego, którego niektóre media już nazwały „czarnym koniem” w wyścigu prezydenckim PiS. Jego głównym atutem ma być duże podobieństwo do cech Andrzeja Dudy, gdy startował na prezydenta RP. A zatem mało znany, który nie dał się jeszcze poznać jako rasowy pisowiec. Ale nic dwa razy się nie zdarza i zapewne z tej przyczyny padają też nazwiska m. in. Morawieckiego i Szydło. Sama śmietana mocno przeterminowana!
W tym momencie w trzymającej w napięciu powieści kryminalnej powinno nastąpić pełne zaskoczenie. Byłoby ono ogromne, gdyby głównym kandydatem został… sam Jarosław Kaczyński. Wiek ma dobry, bo jest nawet trzy lata młodszy od Trumpa, a poza tym wykazuje ostatnio sporą aktywność oraz taką bojowość, jakby chciał udowodnić, że może być też sprawnym zwierzchnikiem sił zbrojnych. Czyni to głównie przy okazji miesięcznic smoleńskich.
Weźmy choćby taki fragment tej wyimaginowanej powieści kryminalnej. Oto do pomnika upamiętniającego ofiary tragicznej katastrofy smoleńskiej zbliża się prezes. I nagle słyszy, jak działacz Obywateli RP i Komitetu Obrony Demokracji Arkadiusz Szczurek krzyczy do niego: „Jarek, skończ te łgarstwa! Przestań okłamywać ludzi!”. W tym momencie rozwścieczony prezes rzuca krótkie: „Ty putinowska szmato!”. Wbrew oczekiwaniom napięcie nieco wygasa, co jest celowym zabiegiem twórcy domniemanej powieści, gdyż już tego samego dnia wieczorem prezes wraca przed pomnik i to w nie wróżącym nic dobrego towarzystwie Macierewicza, Kurskiego, Kowalskiego, Suskiego i Goska. Prezes znów chce usunąć wieniec złożony wcześniej przez Szczurka, też głoszący pamięć ofiar katastrofy, ale potępiający decyzje osoby najbliższej prezesowi. Pech chce, że są tam też manifestanci. Dochodzi do przepychanek, a wieniec złożony przez Szczurka wydzierają sobie z rąk jedni i drudzy. Policja stara się ich rozdzielić kordonem, co potem PiS uzna za rażąco niewystarczającą interwencję.
A jaki byłby koniec tej powieści? Oczywiście nie zdradzamy, bo to powieść kryminalna. Ale jest niezwykle intrygujące, czy geniusz dojdzie do celu, czy do celi?