Powstrzymać skutki burz i wichur, nękających miasto podtopień, uwolnić mieszkańców od letniego zjawiska „miejskiego piekarnika”. Władze miasta przedstawiły obywatelom do oceny „Plan adaptacji do zmian klimatu dla Miasta Dębica”.
Ma być w mieście więcej zieleni, mniej asfaltu i betonu, modernizacja kanalizacji burzowej ma minimalizować ryzyko lokalnych podtopień, zakładanie parków kieszonkowych poprawi estetykę miasta i pozytywnie wpłynie na mikroklimat. Więcej uwagi władze miasta mają poświęcić wodzie użytkowej, na którą zapotrzebowanie będzie wzrastać wraz z rozwojem miasta. W opinii opolskiej firmy Atmoterm, która opracowała plan, problemów do rozwiązania jest sporo. Znacznie więcej w północnej, zurbanizowanej części miasta, niż w zielonej – południowej. Wieloletnie prognozy meteo przewiduję, że będzie coraz cieplej i coraz więcej opadów nawalnych, na które Dębica nie jest przygotowana. Rok 2010 dał dowód, jak bardzo nie jest.
Uff, jak gorąco…
Przy temperaturze 30 st. C. na dębickim rynku robi się nie do wytrzymania. W ogóle gęsto zabudowane centrum miasta jest swego rodzaju piekarnikiem, a przecież to tu najbardziej intensywnie tętni życie miasta. Plan zakłada, że rynek ma być przebudowany, zmiany obejmą też tereny bezpośrednio przylegające do rynku. Na pewno pojawi się więcej zieleni, planowany jest też montaż kurtyn wodnych, przebudowana będzie nie tylko płyta rynku, ale też fontanny.
Drugą wyspą ciepła w mieście jest parking przy ul. Piłsudskiego. Klasyczny przykład betonozy, która kumuluje ciepło słoneczne. Projektanci proponują, by nawierzchnię zmienić na „bardziej zieloną”, choćby przy pomocy płyt ażurowych. Dla poprawienia mikroklimatu proponuje się lokalizację zamkniętego zbiornika retencyjnego, który będzie gromadził i oczyszczał wody opadowe. Przy okazji posłuży nawadnianiu nasadzeń zieleni, bo i takie są tu proponowane.
Ucieczka przed wielką wodą
Dębiczanie nie raz widywali eksplodujące gejzerami studzienki kanalizacyjne w trakcie opadów nawalnych. Szczególnie często w rejonach miasta, położonych w pobliży Wisłoki. Ze studzienek tryskało to, co nie mieściło się już w i tak przepełnionym korycie rzeki. Potoki Kawęcki i Gawrzyłowski odbierają wody opadowe, ale nie gwarantują absolutnego bezpieczeństwa przed miejskimi podtopieniami. Rok 2010 szczególnie dowiódł, że straż pożarna dziesiątki razy musiała wypompowywać wodę z zalanych budynków i ulic. Przyczyna: niewydolna kanalizacja burzowa w mieście, ale też (znów!) betonoza. Dlatego modernizowana ma być kanalizacja, ma przybyć terenów zielonych, które wchłoną część wód opadowych.
Zielono mi…
Czarne prognozy mówią, że wśród dębiczan przybywać będzie tych cierpiących na schorzenia układu krążenia i oddechowego. Także w wyniku skażenia powietrza i okresowo występujących dni upalnych. By zredukować działanie wysp ciepła, ale też poprawić jakość powietrza twórcy planu zalecają „zachowywanie w mieście niezabudowanych przestrzeni, a tam gdzie już jest przewidziana zabudowa, zadbanie o obecność roślinności, w tym rozszczelnienie nieużytkowanych powierzchni, zagospodarowanie powierzchni zielonych, zieleń retencyjna, parki kieszonkowe, ogrody miejskie”. Przystanki autobusowe mają zawierać elementy żywej zieleni. Przybędzie parków kieszonkowych, zielonych podwórek, jeśli warunki techniczne pozwolą, ściany i dachy budynków też będą zielone, spełniając przy okazji rolę ogrodów deszczowych.
Pomysłodawcy idą dalej: zachować na prawach własności już posiadane przez miasto tereny bądź wykupić kolejne, z przeznaczeniem na tereny zielone. Druga propozycja może być o tyle trudna w realizacji, że Dębica jest bardzo ciasna w swoich granicach administracyjnych.
Zwrot energetyczny
Żeby Dębica przestała się dusić w chłodne i mroźne dni, trzeba sprawić, by kominy dymne przestały być dymne. Ani to proste, ani tanie, ale wykonalne: więcej paneli fotowoltaicznych (głównie na budynkach użyteczności publicznej). To pozwoli na montowania np. pomp ciepła, czy w ogóle ogrzewanie elektrycznością. Jak najwięcej budynków w mieście podłączonych do miejskiej sieci ciepłowniczej.
Projekt planu został przez władze miasta przedstawiony mieszkańcom do akceptacji. Także mieszkańcy mogą mieć swój osobisty udział w eko – modernizacji swojego miasta. Mikro ogródki kwietno – warzywne lub choćby doniczkowa rabatka na balkonie. Pszczoły i inne zapylacze będą zachwycone, a i człowiek będzie miał okazję obcować z przyrodą nie wychodząc z domu. Edukacja społeczna, która przekona, że otoczenie domku jednorodzinnego nie musi być po granice działki wyłożone kostką.
Nie tylko Dębica
Plany adaptacyjne wobec zagrożeń skutkami zmian klimatu podjęło już kilka podkarpackich samorządów. Bodaj pierwszym był Rzeszów, którego radni uchwalili wdrożenie takiego planu już w 2019 r. Tarnobrzeg miał do dyspozycji taki plan rok później, o swoje miejskie plany postarały się tego samego roku Mielec, w 2020 r. Stalowa Wola. W styczniu br. swój plan zaproponowały mieszkańcom Ustrzyki Dolne. W zasadzie we wszystkich tych samorządach paleta zagrożeń, wynikająca ze zmian klimatu, jest taka sama. Identyczne są też metody zapobiegania lub ograniczenia tych skutków. Różnice w planach polegają jedynie na formułowanej przez mieszkańców hierarchii kataklizmów, jakie ma przynieść przyszłość. Mieszkającym w Ustrzykach najbardziej doskwierają miejskie wyspy ciepła, obawiają się też skutków skażenia powietrza. Klimatycznym problemem dębiczan są powtarzające się podtopienia, ale i upały nie uchodzą ich uwagi. Mielec nie jest w tej kwestii oryginalny, skoro za priorytet postawił sobie przeciwdziałanie upałom w mieście, ale akcentuje się również powodziowe zagrożenia ze strony Wisłoki. Wszędzie zjawiskiem specjalnej troski jest jakość powietrza. Może mniej w Ustrzykach niż np. w Rzeszowie.
Tanio nie będzie
Plan Dębicy pochłonie co najmniej dziesiątki mln złotych. Tylko koszt przebudowy rynku oszacowano na 12 mln zł, zaś „budowę i rozwój parków jako elementów systemu zielonej infrastruktury” wyceniono na ponad 27 mln zł. A takich projektów, choć mniej kosztownych, w planie jest ponad 30.
Koszty zwykle proporcjonalne są do wielkości i zaludnienia miasta, ale realizacja każdego daleko wykracza poza możliwości budżetów samorządowych. Można ratować pomysły dotacjami np. z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, także regionalnych programów operacyjnych, ale to instytucje dystrybuujące fundusze unijne na takie cele i „rozdają” na zasadach konkursowych. Czyli – nie każdy chętny dostanie. W październiku ub. r. podkarpacki Urząd Marszałkowski informował, iż na realizację planów adaptacyjnych podkarpackie samorządy złożyły wnioski na dofinansowanie. W sumie 130 wniosków na łączną kwotę dofinansowania 93 988 579,96 zł, wartość wydatków całkowitych wynosi 138 602 139,82 zł. Tymczasem na dofinansowanie projektów adaptacyjnych udostępniona została kwota 54 577 850,00 zł. Na zbudowanie systemu ochrony przed skutkami zmian klimatu przyjdzie nam poczekać znacznie dłużej niż do planowanego 2030 r.