Ministerstwo Zdrowia przedstawiło raport dotyczący sytuacji kadrowej w polskiej służbie zdrowia. Analiza ujawnia poważne braki w niektórych specjalizacjach medycznych, co może wpłynąć na dostępność opieki zdrowotnej w najbliższych latach. Niepokoi fakt, że najbardziej deficytowymi specjalizacjami są te kluczowe: choroby wewnętrzne, pediatria i chirurgia.
Analiza resortu pokazała, że najwięcej braków występuje w trzech ważnych dziedzinach.
Choroby wewnętrzne: w 2022 roku było 26 862 internistów, jednak do 2028 roku brakować może aż 2 471 lekarzy tej specjalności.
Pediatria: na 13 578 pediatrów w 2022 roku, prognozowane braki to 830 specjalistów.
Chirurgia ogólna: w tej dziedzinie braki mają wynieść 795 specjalistów, co jest szczególnie alarmujące przy obecnej liczbie 8 085 chirurgów.
Quo vadis?
– Sytuacja w chirurgii, ale też innych, szerokich specjalizacjach, wcale mnie nie dziwi. Od lat zgłaszany jest narastający problem w chirurgii i z przykrością muszę stwierdzić iż niewiele z tego wynika. Sam dodatek dla rezydentury w tzw specjalizacjach deficytowych niewiele zmieni. Nie widzę specjalnie efektów jego działania. Natomiast widzę ogromną frustrację wśród starszych lekarzy spowodowaną np. tym iż specjalista chirurg, a niejednokrotnie specjalista z dwoma specjalizacjami, zarabia 500 zł więcej od rezydenta (lekarza w trakcie specjalizacji). Nadal chirurgia jest marginalizowana w swoich potrzebach zarówno socjalnych jak i finansowych. Oczekiwania na wykonywanie nowoczesnej i dobrej jakościowo chirurgii są ogromne. Ale do tego są potrzebne odpowiednie warunki lokalowe, dobrze wyposażone sale operacyjne, dostęp do tych sal, ale również wypoczęty i odpowiednio wyszkolony personel. Z przykrością muszę stwierdzić iż o wspomniane powyżej punkty, dla znacznej ilości oddziałów chirurgicznych jest najzwyklej trudno. Szkolenie chirurga jest trudne i długotrwałe. Wieloletnich zaniedbań, oraz braku zachęt dla młodych lekarzy nie da się nadrobić w kilka miesięcy. Młodzi ludzie chcą oprócz pracy normalnie żyć. Widzą jak trudna jest praca w oddziałach chirurgii. Widzą również to jak żyją i pracują chirurdzy. Wybierają lżejsze specjalizacje, w których najzwyklej będą mogli lepiej funkcjonować – mówi dr n. med. Jacek Pszeniczny, p.o. kierownika Kliniki Chirurgii i Chirurgi Onkologicznej w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Rzeszowie.
To samo mówi Towarzystwo Chirurgów Polskich
Co można zrobić, żeby przyciągać młodych ludzi do specjalizacji zabiegowych? – pyta Jerzy Dziekoński z Medycyny Praktycznej, prof. Wiesława Tarnowskiego, prezesa-elekta TChP.
„Organizujemy dużo kursów dla chirurgów, ufundowaliśmy stypendia dla młodych ludzi (…). To są nasze realne działania, żeby tę atrakcyjność podnieść. Ale żeby zmienić podejście do specjalności zabiegowych w ogóle, trzeba przestać ludzi straszyć. (…). Wokół specjalności zabiegowych wytworzono bardzo złą atmosferę. Chirurdzy, zabiegowcy w ogóle pracują w strachu. Bo jeżeli w każdej prokuraturze rejonowej utworzono osobną komórkę do ścigania tzw. błędów lekarskich, to ci prokuratorzy muszą coś robić, muszą się wykazać. Tymczasem, bądźmy szczerzy, błędy lekarskie nie występują powszechnie. (…). Ale ponieważ stworzono taką, a nie inną atmosferę, że lekarze generalnie nic dobrego nie robią, tylko popełniają błędy, to nic dziwnego, że młodzi ludzie wybierają specjalizacje, w których będą czuli się jak najbardziej bezpieczni.(…). Młody człowiek myśli sobie: w życiu nie pójdę na żadną specjalizację zabiegową, bo przecież zaraz mnie do więzienia wsadzą. Przesunięcie odpowiedzialności w zupełnie niewłaściwą stronę jest pierwszą przyczyną obecnego stanu”.
Nie bez znaczenia są pieniądze
Prof. Tarnowski mówi także, że równie ważne jest uregulowanie kwestii płac. „Jeżeli tego nie zrobimy, możemy zapomnieć, że sytuacja kadrowa w szpitalach zostanie unormowana. W Niemczech, jeśli zostaje ktoś chirurgiem, bez większych trudności jest w stanie określić, ile będzie zarabiał za 10 lat. Ścieżka kariery jest jasna i każdy kolejny krok oznacza konkretną pensję. W Polsce przyszłość finansowa pracującego w szpitalu lekarza jest mglista. (…). Etos zawodu jest ważny, tak samo ważna jest satysfakcja, ale przecież są rachunki do zapłacenia. Etosem nie zapłacimy za prąd, nie nakarmimy nim dziecka, ani nie zapłacimy za lepszą szkołę. Zatem, jeżeli nie rozwiążemy problemu wynagrodzeń, nie rozwiążemy żadnego problemu. Dzisiaj w jednym szpitalu jedni specjaliści zarabiają po 50 tys. zł miesięcznie, a w drugim ich koledzy na etacie mają 10 tys. zł brutto. Tak duże dysproporcje otwierają drzwi dla różnych patologii. Pierwszy krok do unormowania sytuacji to ujednolicenie siatki płac.
I ciężka praca
„W chirurgii, no niestety, są dyżury. Czasami praca jest bardzo ciężka, czasami jest bardzo stresująca, ale też może to być jej urok. Jeżeli ktoś potrzebuje silnych bodźców, to jak najbardziej w chirurgii je znajdzie. Jest to praca, która może przynieść ogrom satysfakcji. Bo jeżeli komuś ratuje się na ostrym dyżurze życie, ten efekt jest natychmiastowy. Wyobraźmy sobie sytuację: przyjeżdża pacjent w ciężkim stanie, jest operowany i za kilka dni wypisany do domu. Ale żeby tę satysfakcję poczuć, trzeba być w pełni wykształconym, samodzielnym chirurgiem, a droga do tego jest bardzo długa” – mówi.
Co z hasłem płacimy za jakość?
W tym przypadku należy ustalić minimalne wymagania odnośnie profesjonalnej obsady oddziałów. „Tymczasem w Polsce wykształcił się model uprawiania medycyny objazdowej – powstała grupa specjalistów chirurgów, ortopedów, okulistów, którzy jeżdżą po kraju i w różnych miejscach operują. Bez takiego modelu wiele oddziałów nie miałoby racji bytu. Tyle, że nie możemy mówić w tym wypadku o jakości czy ciągłości opieki, bo przecież po operacji ktoś musi chorych doglądać. Żeby zapewnić jakość, potrzebny jest skonsolidowany zespół, który pracuje w jednym miejscu, a nie podróżuje w niekończącym się tournée” – mówi profesor.