Scott Lang (Ant-Man) cieszy się zasłużonym odpoczynkiem i sławą po wielu latach spędzonych na walce w obronie ludzkości. Wszystko jednak ulega zmianie, gdy jego córka, Cassie, omyłkowo otwiera portal do Wymiaru Kwantowego. Szybko okazuje się, że podróż do świata leżącego poza czasem i przestrzenią, ma o wiele większą wagę, niż ktokolwiek mógłby zakładać, gdyż samozwańczy władca wymiaru szykuje się do wypowiedzenia wojny całemu Multiwersum.
Kinowe Uniwersum Marvela, czyli największa obecnie franczyza kultury popularnej nie ma zbyt dobrej passy. Po zamknięciu wątków związanych z Kamieniami Nieskończoności i inwazją Thanosa, w tym uniwersum brakuje wyraźnego celu. Impas miała przełamać 3. odsłona solowych przygód Ant-Mana, w zamyśle mająca uporządkować poruszone od czasu filmu „Avengers: Koniec Gry” z 2019 r. wątki.
Jednak poza ambicjami istotna jest również jakość wykonania. Koniec końców, istotne dla dalszego kształtu sagi okazuje się tu wyłącznie ukazanie nowego złoczyńcy/złoczyńców w postaci licznych iteracji postaci Kanga Zdobywcy. Poza tym ten film nie łączy żadnych innych wątków w całość, a śmiem twierdzić, że za sprawą niespójnej historii samego Zdobywcy, fabularny chaos jedynie pogłębi się w przyszłości.
Zalety „Ant-Mana”? Szybka akcja i krótki czas trwania
Niewątpliwą zaletą filmu jest jego szybka akcja i krótki (jak na standardy Marvela) czas trwania. Niespełna dwugodzinny metraż jest dla mnie miłą odmianą po długich seansach, chociażby „Czarnej Wdowy” oraz drugiej odsłony „Czarnej Pantery”, które to filmy trwały od 150 min. do niemal 3 godzin.
Warstwa fabularna ma jeden kardynalny problem. Jest kopią fabuł z takich popularnych cykli jak „Gwiezdne Wojny” i „Star Trek”. Mamy tu bowiem do czynienia ze światem uciskanym przez bezlitosnego tyrana, który to chce wyruszyć na podbój całego Multiwersum. Inspiracje flagową serią George’a Lucasa są tu oczywiste i zakładam, że znawcy tych filmów instynktownie będą wyłapywać zapożyczenia bądź wręcz motywy przełożone praktycznie 1:1 z gwiezdnej sagi.
Podobieństwa do twórczości Lucasa nie kończą się na samej fabule, ale są również widoczne w kreacji świata przedstawionego. Co za tym idzie Wymiar Kwantowy jest po prostu nudny. Nie wyróżnia go nic, ponieważ za bardzo bazuje na pomysłach innych twórców. Problem leży również po stronie efektów specjalnych. Kolory są tak pastelowe i ostre, że nie mają w sobie choćby pozoru realności, a modele komputerowe postaci wprost karykaturalne.
Gra aktorska na dobrym poziomie
Pomimo niedostatków fabularnych i technicznych, gra aktorska stoi w większości na bardzo dobrym poziomie. W szczególności wyróżniają się Kathryn Newton, odgrywająca Cassie Lang oraz Jonathan Majors w roli Kanga Zdobywcy.
Najbardziej przypadła mi do gustu właśnie Cassie. Motywacje dziewczyny związane z chęcią badania Wymiaru Kwantowego i społecznym aktywizmem zostały świetnie uzasadnione w historii. Dobrze wybrzmiewa także jej relacja z ojcem.
O ile mam zastrzeżenia co do sposobu ukazania Kanga Zdobywcy w scenariuszu, o tyle pod względem gry aktorskiej Jonathan Majors zasługuje na pełne uznanie. Jego Kang Zdobywca łączy w sobie cechy na pozór empatycznego, cierpliwego stratega, bezkompromisowego przywódcy oraz, w ferworze bitwy, okrutnego i brutalnego wojownika. Szkoda tym bardziej, że pod kątem historii i motywacji, jakie mu przyświecają, nie różni się on zbytnio od już utrwalonych w popkulturze czarnych charakterów.
Reszta postaci jest również dobrze zagrana, aczkolwiek w większości przypadków ich rola ogranicza się do komediowych wątków. Nie przeczę, że humor w większości stoi na niezłym poziomie i dodaje produkcji niewymuszonego luzu. Uważam jednak za rozczarowujące, że w ten sposób niejako marnuje się potencjał takich aktorów jak Paul Rudd i Michael Douglas.
Ant-Man przyjemny, ale czy dobry?
Otwarcie 5. Fazy Kinowego Uniwersum Marvela miało być powrotem do korzeni serii. Wyszło jednak w dużej mierze inaczej. Mimo że to ciągle lekka, familijna rozrywka, którą przyjemnie się ogląda, to film „przyjemny do oglądania” często nie oznacza filmu „dobrego”, a tak jest w tym przypadku. Najnowszą produkcję Marvel Studios uznać mogę za co najwyżej przeciętne dzieło, i coraz trudniej jest mi wierzyć w to, że jeszcze kiedykolwiek widzom przyjdzie cieszyć się tym światem w stopniu porównywalnym z dawnymi projektami dotyczącymi choćby Iron Mana, Kapitana Ameryki czy drużyny Avengers.