Zoe i Kaz przyjaźnią się praktycznie przez całe życie, choć różnią się od siebie tak bardzo, jak to tylko możliwe. Ona jest pełną pasji reżyserką z Londynu, on pochodzi z tradycyjnej muzułmańskiej rodziny i właśnie postanawia zawrzeć aranżowane małżeństwo. Gdy Zoe postanawia przy tej okazji nakręcić film ukazujący drogę przyjaciela do ołtarza, oboje będą musieli odpowiedzieć na pytanie, czy ważniejsze jest dochowanie wierności oczekiwaniom i tradycjom, czy raczej podążanie za głosem serca?
Przyznam, że z opisu „Plan na miłość” wygląda bardzo podobnie do licznych komedii romantycznych. Ileż to razy w kinie mieliśmy do czynienia z wątkiem najlepszych przyjaciół, którzy na skutek spontanicznych okoliczności uświadamiali sobie, że nie mogą bez siebie żyć i ostatecznie zostawali parą? Choć można powiedzieć, że jest to motyw często powtarzany, nowy film Shekhara Kapura pokazuje, że ciągle da się opowiedzieć coś nowego i prawdziwie wzruszającego w obranej konwencji.
To nie tylko komedia romantyczna
„Plan na miłość” jest nie tyle komedią romantyczną, ile filmem obyczajowym z wątkami komediowymi. Oczywiście jest tu miejsce na humor (głównie za sprawą bohaterki granej przez Emmę Thompson), ale jeszcze więcej czasu poświęca się na drobiazgowe ukazanie głównych bohaterów.
Choć Zoe (Lily James) i Kaz (Shazad Latif) znają się od dzieciństwa, nie da się ukryć, że pochodzą z bardzo różnych światów. Różnice rasowe, kulturowe i narodowościowe pomiędzy nimi wyraźnie wpływają nie tylko na ich związek,ale i relacje z rodzinami. Kaz usilnie stara się zadowolić rodzinę, próbując żyć w zgodzie z tradycjami, lekceważąc przy tym własne pragnienia. Zoe z kolei angażuje się w przelotne związki mimo wyraźnej chęci nawiązania prawdziwej bliskości.
Co ciekawe – różnice kulturowe nie są tutaj jedynie eksponowane ustami bohaterów, ale w toku opowieści odwiedzają oni zarówno Londyn, jak i pakistańskie miasto Lahaur. Tym mocniej wpływa to na wiarygodność historii, ukazując kompletną odmienność muzułmańskiej kultury od tej typowej dla mieszkańców Europy. A choć może się zdawać, że oboje żyją życiem, które sami sobie wybrali, ich współpraca przy kręceniu dokumentu i organizacji ślubu zmusi ich do odpowiedzi na pytanie, czy wszystko to nie jest jedynie maską, za którą skrywają prawdziwe oblicza.
PRZECZYTAJ TEŻ: „Ant-Man i Osa: Kwantomania” – recenzja nowego filmu z Uniwersum Marvela
Poza kreacjami bohaterów i wyraźnemu wyeksponowaniu ich motywacji i charakterów bardzo podoba mi się autentyczność relacji pomiędzy nimi. Być może patrzę na to przez pryzmat polskich filmów okołoromantycznych, gdzie kochankowie zazwyczaj udają przed sobą kogoś innego niż są, albo stosuje się chwyty mające wywołać u widzów dezaprobatę wobec ich dotychczasowych partnerów. W „Planie na miłość” niczego takiego nie ma. Łatwo uwierzyć w to, że pomiędzy Zoe i Kazem stopniowo rodzi się uczucie, gdyż scenariusz wyraźnie zarysowuje pomiędzy nimi relację sięgającą ich dzieciństwa. Duża w tym zasługa po pierwsze aktorów, którzy kreują na ekranie bardzo sympatycznych bohaterów, a po drugie interesującej budowy narracji.
Choć wszystkie wydarzenia śledzimy z perspektywy Zoe, to z racji reżyserowania przez nią filmu dokumentalnego, w którym biorą udział wszyscy pozostali bohaterowie, często obserwujemy wydarzenia fabularne właśnie w obiektywie kamery. Tego typu zabiegi pozwalają na lepsze poznanie pozostałych postaci, ich charakterów, historii oraz przemyśleń. Z kolei prywatne przemyślenia samej Zoe (głównie humorystyczne wstawki dotyczące jej nieudanych randek) otrzymujemy w formie twórczo przekształconych wersji znanych bajek dla dzieci.
Ciepła, inteligentna opowieść
Naprawdę, sam jestem zaskoczony, do jakiego stopnia „Plan na miłość” mi się spodobał. Oczekując lekkiej, acz typowej komedii romantycznej, nieoczekiwanie otrzymałem pełną ciepła, inteligentną, a niekiedy wzruszającą opowieść o poszukiwaniu własnej tożsamości i szczęścia. To dobrze zrealizowana produkcja, która, choć czerpie ze sprawdzonych schematów, jednocześnie dodaje też sporo nowego od siebie. Dobre aktorstwo, sympatyczni bohaterowie i historia miłosna, w którą da się uwierzyć – wszystko to sprawia, że nowy film twórców serii o Bridget Jones czy komedii „Cztery wesela i pogrzeb” uważam za warty obejrzenia.