– Urodził się ze srebrną łyżeczką w buzi – tak określano przed laty osoby… zamożne. To stare angielskie porzekadło najlepiej świadczy o tym jak ważnym sztućcem była niegdyś łyżka. I choć dla nas, z pozoru nie jest ona już niczym nadzwyczajnym, spróbujmy wyobrazić sobie życie bez niej, a od razu zyska w naszych oczach.
Nasi dalecy przodkowie rzeczywiście nie mieli bez łyżki łatwo. Jak sobie radzili z płynnymi potrawami? Szukając w naturze odpowiednich „pojemników”, którymi wygodnie przeniosą pokarm do ust. Używano m.in. fragmentów kory drzewnej, a nawet muszli ślimaka.
Najstarszy ze sztućców
Jak się okazuje, łyżka jest najstarszym z wszystkich, używanych przez nas sztućców. Jej pierwowzór, a nawet dwa – powstały ok. I w.n.e. za sprawą Rzymian.
Pierwsza, nazywana „ligulą”, wyposażona była w trzonek w kształcie pręta oraz płytki, owalny czerpak. Druga – „cochleare”, miała większy czerpak, zbliżony wyglądem do małej miseczki. Jak nietrudno się domyśleć, pierwszy model stał się „matką” łyżki stołowej, zaś drugi – chochli.
Pierwotnie, łyżki wykonywane były z drewna. Z przekazów ikonograficznych wiadomo, że sztućce te pięknie zdobiono m.in. w średniowiecznej Polsce. Z czasem powstawały modele z metalu, a osoby najbardziej zamożne jadały łyżkami ze srebra i złota.
Noszono je ze sobą
Dawne sztućce były bardzo pieczołowicie wykonywane. I tak np. w Renesansie, na ich trzonkach wybijano różne sentencje, przestrogi, czy morały. Jedząc pyszną zupę można było przeczytać „Pierwsza potrawa – szczerość łaskawa” albo: „Pamiętaj człowiecze-że cię nie długo na świecie”. Były też zdobienia w formie herbów, czy rycerzy.
- PRZECZYTAJ TEŻ: „Największa konieczność epoki”. Kto wynalazł papier toaletowy?
Łyżki stały się nawet symbolem bogactwa, stąd w domach osób najlepiej sytuowanych nie mogło zabraknąć złotych lub srebrnych sztućców. Ciekawostką jest, że przychodząc do takich rezydencji z wizytą, nie można było liczyć, że owe łyżki będą czekały przy naszym nakryciu. Z prostej przyczyny: łyżki noszono… ze sobą.
Dziś nasi przodkowie zapewne pozazdrościliby nam „łyżkowego” dobrobytu….