Rozmowa z ŁUKASZEM CZEPIELĄ, pochodzącym z Rzeszowa pilotem, który jako pierwszy na świecie wylądował samolotem na lądowisku dla helikopterów na szczycie wieżowca w Dubaju. W rozmowie opowiedział nam m.in. o kulisach swojego wyczynu, ulubionych miejscach na Podkarpaciu, zdradził też jak spędzi Wielkanoc.
– Jak wyglądały ostatnie godziny przed lądowaniem? Dobrze Pan spał czy nerwy nie pozwoliły zasnąć?
– Tak naprawdę próbowaliśmy już od poniedziałku, a lądowanie właściwe było we wtorek rano. Z niedzieli na poniedziałek spałem kiepsko, trochę się stresowałem. Natomiast ze względu na zbyt silny wiatr w poniedziałek rano i słaby popołudniu, musieliśmy w ten dzień anulować nasze próby.
Zadziwiająco z poniedziałku na wtorek spałem już bardzo dobrze. Wcześnie się położyłem i przespałem prawie 8 godzin. Wstałem, zjadłem sobie śniadanko i byłem jakiś taki spokojny. Poniedziałek trochę mnie zdenerwował, a we wtorek wiedziałem, że to musi się udać!
– Rozważał Pan w ogóle scenariusz, że coś może pójść nie tak? Czy jest sposób, aby „wyłączyć” tego typu myślenie?
– Oczywiście, mieliśmy scenariusze A, B, C, D itd., bo to było dość ryzykowne przedsięwzięcie. Natomiast jestem zawodnikiem sportów ekstremalnych już od wielu lat, ścigałem się w Red Bull Air Race, gdzie zostałem mistrzem świata, więc do tego wyzwania byliśmy bardzo dobrze przygotowani. Wykonałem 650 próbnych lądowań na ziemi, tak więc zawsze rozważamy wszystko, co się może wydarzyć. Natomiast jesteśmy szaleni, ale nie głupi i nie podejmujemy bardzo ryzykownych prób.
– Ma Pan jakiś rytuał przed tego typu przedsięwzięciami, jakieś zwyczaje, a może talizmany?
– Wiem, że psycholodzy sportowi polecają rytuały. Ja mniej więcej godzinę przed, próbuję się całkowicie wyluzować. Słucham sobie muzyki, lubię taką cięższą, w stylu Korna. Tutaj jest spokój głowy, a na 15, 20 minut przed startem rzucanie piłeczką, żonglowanie, skakanka, tak aby pobudzić trochę mózg i ciało. A później idę już do samolotu.
– Czasami ma Pan nietypowego kompana w przestworzach, bowiem zdarza się, że w samolocie towarzyszy Panu pies. Skąd w ogóle pomysł, by go zabierać w powietrze?
– To owczarek belgijski, Atos. Teraz ma już siostrę, jest zatem Atos i Alfa. Uwielbiałem psy od małego, ale dopiero w ubiegłym roku, jak powstał duży dom z wielkim ogrodem, zdecydowałem się na adopcję.
Owczarki belgijskie zawsze mi się podobały ze względu na swoją inteligencję. Atos jest jednym z najmądrzejszych psów, jakie znam, chociaż na początku, po adopcji, był bardzo, bardzo „ciężki”, bo to generalnie „ciężka” rasa.
Pomysł na to, żeby go zabierać w powietrze wziął się z tego, że naturalnie często jeździł ze mną na lotnisko. Bardzo dużo czasu spędzam na treningach, a on w ogóle nie bał się samolotów i hałasu. Więc najpierw zacząłem z nim kołować, był zaciekawiony, a jak tylko zabrałem go pierwszy raz w powietrze, to… spał sobie na tylnym siedzeniu. W którymś momencie podniósł się i zobaczył przez okno, jak jest wysoko. Nastąpiło takie zdziwienie, ale bardzo szybko się z tym widokiem oswoił.
– Na co dzień lata Pan rejsowymi samolotami. Przeczytałem gdzieś, że porównując jest do samolotów wyczynowych, nawiązał Pan do autobusu i bolidu Formuły 1. Trudno jest się przestawić z jednej maszyny na drugą?
– Porównanie między F1 i autobusem stosuję bardzo często z tego względu, że są to dwie zupełnie inne maszyny, dwa zupełnie inne cele latania. Jedno jest to – można powiedzieć – hobby, które wciągnęło mnie do końca, a drugie to praca. Tak więc bardzo łatwo jest mi się przestawić z jednej maszyny na drugą.
Gdy idę do pracy, zupełnie nie mam pomysłów, żeby tym dużym, rejsowym samolotem zrobić coś głupiego. Priorytetem jak zawsze jest bezpieczeństwo pasażerów i dowiezienie ich do celu.
– Zdarzało się Panu lądować na lotnisku w Jasionce?
– Nasza linia lata do Jasionki, sam też kilka razy wykonywałem takie rejsy. Co do tego lotniska, to jest ono standardowe. Zresztą wg mnie, nie ma w Polsce trudnych czy wymagających lotnisk. Jasionka, tak jak wspomniałem, jest bardzo standardowym lotniskiem, poziom obsługi był dobry, ludzie przyjaźni. Szkoda tylko, że tak bardzo mało rejsów wykonujemy właśnie do Rzeszowa. Mam nadzieję, że to się kiedyś zmieni i Wizz Air będzie dużo częstszym gościem w tym rejonie.
– W takim razie które lotnisko wg Pana jest największym wyzwaniem dla pilotów?
– Jeśli chodzi o latanie komercyjne, to najtrudniejsza jest Madera, na której lądowałem tylko na symulatorze. Na Maderę latamy z Katowic, z mojej bazy, natomiast będąc półetatowcem nie mam kwalifikacji na to lotnisko. Z takich innych, standardowych lotnisk, na które latamy to pewnie będzie Split czy również Norwegia, która często jest wymagająca ze względu na silne wiatry i warunki atmosferyczne.
– Jak często bywa Pan w Rzeszowie?
– W Rzeszowie niestety nie bywam zbyt często, odkąd wyprowadziłem się z niego w 2003 roku. Od tamtego czasu byłem może kilka razy na pokazach lotniczych, czasami również odwiedzić siostrę, która tu mieszka. Pozytywnie byłem zaskoczony, gdy przyjechałem do Rzeszowa w zeszłym roku na kilka dni i zobaczyłem, jak bardzo miasto się zmieniło, jak jest doinwestowane, jak fajnie się rozwija.
– Jeśli nie latanie, to…
– Zdecydowanie góry! Czy to rower czy wspinaczka skałkowa. Uwielbiam Tatry. Są dość małe, a ja staram się nie jeździć w nie w weekendy, ze względu na to, jak bardzo są one w tym okresie zagęszczone turystami. Lubię też bardzo Beskidy na skitoury. Mam kilka takich tras, na których mogę się totalnie wyłączyć, iść sobie z psem i nie spotykać zbyt wielu osób na nartach.
– Na Podkarpaciu ma Pan jakieś ulubione miejsca, do których lubi wracać?
– Bardzo miło wspominam Bieszczady. Jeszcze gdy mieszkałem w Rzeszowie, dużo czasu spędzałem właśnie w Bieszczadach w okolicach Bezmiechowej i mieszczącej się tam szkoły szybowcowej. Tam też planuję wrócić w tym roku, wziąć kampera i pojeździć trochę po Bieszczadach.
Samolot Carbon Cub (po modyfikacjach)
- Długość: 7,1m
- Wysokość: 2,54 m
- Rozpiętość skrzydeł: 10,44 m
- Powierzchnia skrzydeł: 16,6 m2
- Waga pustego samolotu: 425 kg
- Silnik: Titan CC340
- Moc silnika: 180KM (z doładowaniem NOx 230KM)
- Prędkość przeciągnięcia: 50 km/h
- Prędkość przelotowa: 177 km/h
- Koła: 29-calowe, odchudzone Alaskan Bushwheel
- Maksymalna ilość paliwa w zbiornikach: 83,5 l
- Potencjalny zasięg: 2,5h
Lądowanie Łukasza Czepieli w Dubaju w liczbach:
- 27,3 (m): Dokładnie tyle wynosi średnica lądowiska dla helikopterów, na którym Łukasz Czepiela wylądował samolotem. 650: Tyle prób podejścia do lądowania i zatrzymania się w kręgu o średnicy 27 m wykonał.
- 425 (kg): Tyle ważył pusty samolot Carbon Cub, po modyfikacjach dokonanych na potrzeby tego lądowania.
- 321 (m): Całkowita wysokość drapacza chmur Burdż Al Arab.
- 212 (m): Na takiej wysokości od podstawy budynku znajduje helipad.
- 8 (m): To najkrótsza droga hamowania, jaką Łukasz uzyskał podczas testów.
- 50+1: Tyle osób było zaangażowanych w projekt. Ponieważ Łukasz często zabiera na pokład swojego Atosa, psu zdarzyło się uczestniczyć w pierwszych próbach.