Wołodymir Kryza, był jednym z sześciu żołnierzy, których grad zrzucanych przez okupanta bomb, na kilka godzin przykuł do niecki w ziemi, w miejscowości Swarochsk na Ukrainie. – Czterech z nas było rannych, niestety dwóch towarzyszy nie przeżyło – mówi z goryczą.
On sam był mocno pokiereszowany. Miał wiele ran na całym ciele, najwięcej odłamków utkwiło w obu nogach.
– Mocno krwawiły, bałem się, że się wykrwawię. Jedną nogę na wysokości uda zacisnąłem paskiem od spodni, drugą kawałkiem bandaża. Tak doczekaliśmy końca bombardowania, a potem pomocy. Koledzy szybko przewieźli nas do szpitala. Niestety dwóch kolegów, po dwutygodniowej kuracji zmarło. Jeden miał 26 lat, drugi 42 lata – kończy niemal ze łzami w oczach Wołodymir.
A to przecież nie były jedyne ofiary Rosjan, a Swarochsk tylko na trzy miesiące został przez nich zajęty.
Nie stracił nogi, a tylko część stopy
Stan Wołodymira był ciężki. Miał wiele ran szarpanych na całym ciele, stracił dużo krwi. W najgorszym stanie była stopa, groziła mu amputacja.
Na szczęście po dwóch miesiącach leczenia na Ukrainie przewieziono go do Polski, a dokładnie do Klinicznego Szpitala Wojewódzkiego nr 2 w Rzeszowie, do Kliniki Ortopedii i Traumatologii Narządów Ruchu. Uratowano go przed amputacją podudzia, amputowano tylko przedstopie. Zespół pod kierownictwem profesora Sławomira Sneli, dzięki odpowiedniemu i intensywnemu leczeniu uratował resztę.
– Ryzyko dalszej amputacji jeszcze jakiś czas nad nim wisiało, bo rana była rozległa i nie chciała się goić. W sumie leczenie trwało trzy miesiące. Było trudne i bolesne. Lekarze rozważali już konieczność amputacji na wysokości podudzia, Włodek mówił do mnie jak trzeba to niech „tną”, jak trzeba niech tak robią. Bez nogi też można żyć i bronić Ojczyzny. Nie sposób było zauważyć, że Wołodymir to prawdziwy komandos, z pierwszej linii frontu – mówi Mariusz Grela z Rzeszowskich Zakładów Ortopedycznych.
I dodaje, że gdy wreszcie po trzech miesiącach Wołodymir został przeniesiony do Centrum Rehabilitacji, przy ul. Leszka Czarnego, było konieczne szybkie działanie ich zakładu.
– Co to za rehabilitacja bez protezy? Dlatego stanęliśmy na wysokości zadania i dzięki zaangażowaniu technika ortopedy, Mateusza Irzyka wykonaliśmy protezę w trzy dni. Dobra rehabilitacja, dobra proteza i nauka chodu sprawił, że mężczyzna dość szybko zaczął chodzić – mówi Grela.
Pomysłowi jak „Dobromir”
Grela wspomina, że w usprawnianiu ukraińskiego żołnierza pomógł im błyskotliwy pomysł techników ortopedów z RZO, którzy do specjalnie w tym celu zakupionego buta wykonali i włożyli specjalną, płaską wkładkę z włókna węglowego.
– To zdało egzamin. Wołodymir chodził na zmianę trochę w protezie, trochę w bucie z odpowiednią wkładką. Było to dobre rozwiązanie ponieważ kikut był jeszcze bardzo delikatny i obolały – dodaje. – Fakt, że mogliśmy się spotykać codziennie gwarantował bezpieczne sprawdzenie naszego pomysłu. Od tego momentu z dużym powodzeniem zaoferowaliśmy naszym rodakom takie rozwiązanie w przypadku amputacji przedstopia. Oba udogodnienia i protezę i wkładkę protetycy wykonali bezpłatnie!
Teraz Wołodymir wrócił po jeszcze lepsze rozwiązanie
Po kilku miesiącach Wołodymir Kryza odwiedził Rzeszów ponownie.
– Tym razem wykonaliśmy dla niego protezę typu Schopart w całości wykonaną z włókna węglowego. Waży tylko 700 gram, to bardzo lekka i wygodna proteza – mówi Mateusz Irzyk.
Wykonał ją razem Tomaszem Kotem, w ciągu 5 dni.
– Najtrudniejszym momentem jest połączenie leja protezowego ze stopą z włókna węglowego. Montaż odbywa się na mocnym szybko schnącym kleju, a więc po przyłożeniu do leja, nie ma możliwości poprawy. A dobre ustawienia jest podstawą wygodnego chodu. To bardzo precyzyjna robota – tłumaczy Irzyk.
Tym razem protezę ufundowała Fundacja Unii Lubelskiej, kosztowała 17 800 zł.
– Do tej pory wykonaliśmy pięć protez dla poszkodowanych w wojnie z Rosją. Cztery z nich były wykonane za darmo – nie kryje Grela i dodaje, że w ramach usługi zapewnili też mężczyźnie hotel i opiekę podczas całego pobytu w Rzeszowie.