Dziś trudno sobie wyobrazić owce pasące się przed… waszyngtońskim Białym Domem. Jednak jeszcze ok. 200 lat temu, widok ten nie dziwił nikogo. Zadaniem sympatycznych zwierzątek było pielęgnowanie tamtejszego trawnika, zaś ubożsi obywateli korzystali z pomocy kóz. Wszystko zmieniło się w 1830 r. wraz z wynalezieniem pierwszej kosiarki.
Dlaczego pomyślano o zwolnieniu owiec ze swoich ogrodniczych obowiązków? Nie sprawdzały się w stu procentach. Z oczywistych względów nie skubały trawy równo, na całej wydzielonej przestrzeni, przez co część trawników wyglądała pięknie, inne zaś fragmenty porastały wysokie źdźbła. Rozwiązanie problemu podsunął w 1830 r. Edwin Beard Budding. Anglik zamontował na walcu – ostrza, które gdy się pchało całe urządzenie – cięły trawę.
Aby ułatwić sobie życie, a więc nie angażować własnych sił, udoskonalono ten wynalazek. Tym razem wykazał się Szkot – Alexander Shanks.
Jego kosiarka, o prawie 70 – centymetrowej szerokości, była ciągnięta przez kucyka. Po niedługim czasie mężczyzna poszedł o krok dalej, konstruując większą maszynę (107 cm). Tym razem pomagał koń.
Prawdziwą furorę zrobiły jednak, skonstruowane w 1870 r. przez Elwooda McGuire’a -ręczne, ale niezwykle lekkie kosiarki. Prawdziwa rewolucja nadeszła ćwierć wieku później, gdy na rynek wprowadzono sprzęt do koszenia, napędzany benzyną.
Dziś, w kosiarkach można wręcz przebierać. Ze względu na przeznaczenie dzieli się je na rolnicze (konne, ciągnikowe), trawnikowe (elektryczne, spalinowe), czy wysięgnikowe (hydrauliczne). Różnią się one również pod względem działania (listwowo-palcowe, rotacyjne). I choć na rynku jest tak duży wybór sprzętu, zdarzają się przypadki, powrotu do tradycji sprzed lat. Kiedyś władze miasta Ferrara na północy Włoch zatrudniły 800 owiec do skoszenia trawy wokół murów miejskich. Jak tłumaczyli, był to ekologiczny, cichy i najskuteczniejszy sposób uporządkowania terenu. Jest więc szansa, że może kiedyś owce znów zawitają pod Białym Domem…