W chwili angażu do „Pasji” miał 33 lata… Przez 2 tygodnie, w przenikliwym chłodzie – ubrany tylko w cienką szatę – targał na plecach 50-kilogramowy krzyż. Niejednokrotne ogrzewano mu twarz i usta, by mógł wypowiedzieć choć słowo. Po codziennych, kilkugodzinnych charakteryzacjach, skórę pokrywały pęcherze. Wiele ran było prawdziwych – o mało też nie stracił życia, gdy w jednej ze scen poraził go… piorun! – Mimo to warto było zagrać tę rolę – podkreślał odtwórca Chrystusa – Jim Caviezel.
Przeniesienie na ekran ostatnich godzin życia Jezusa kiełkowało w głowie Mela Gibsona przez 12 lat. Sam nie aspirował do głównej roli – został reżyserem i współscenarzystą. Jego wizja okazała się odważna i brutalna.
– Chciałem wyrazić ogrom ofiary oraz całą jej grozę – podkreślał. – Pragnąłem także, aby film nie był pozbawiony liryzmu i piękna, stałego poczucia miłości, bo przecież jest to opowieść o wierze, nadziei i miłości.
Odtwórcę Jezusa znalazł w filmie „Hrabia Monte Christo”. Grający tam Jim Caviezel ujął go przenikliwym spojrzeniem i szczerym wyrazem twarzy. Aktor, który był gorliwym katolikiem, z radością, ale i nieśmiałością przyjął niecodzienną propozycję. Zaskoczyła go przy tym pewna zbieżność – jak się okazało był akurat w wieku chrystusowym a do tego miał inicjały JC.
W jego matkę wcieliła się Rumunka – Maia Morgenstern. Aktorka tak przejęła się rolą, że przeczytała scenariusz aż 200 razy. Inspirację czerpała z obrazów i własnego doświadczenia. W czasie zdjęć była w ciąży, stąd macierzyńskich uczuć doświadczała nie tylko przed kamerą.
- PRZECZYTAJ TEŻ: Z Markowej do Watykanu. Ulmowie, rodzina inna niż wszystkie…
Gdy tylko Monica Bellucci usłyszała o produkcji zaczęła zabiegać o rolę Marii Magdaleny. – Chciałam ją zagrać, ponieważ jest ona głęboko ludzka – przyznała. – Wiedziałam, że nie będzie to łatwy film, lecz taki, o którym widzowie będą myśleć długo po obejrzeniu.
„Pasja” w rzymskiej Jerozolimie
Plenerów szukano m.in. w Maroko, Tunezji czy Hiszpanii. Znaleziono je we Włoszech. Jako tło posłużyła bogata w kamienne bloki, niesamowita architektura liczącego 2 wieki miasta Matera. Fragmenty Jerozolimy zbudowano zaś od zera w rzymskim studiu Cinecitta. Wszystko w oparciu o przekazy historyczne. Dziełem przypadku nie były też ręcznie szyte stroje.
W trosce o detale, Mel Gibson poszedł jeszcze dalej. Chciał, by aktorzy mówili swoje kwestie w starożytnych językach, którymi posługiwano się w czasach Jezusa. Rzymianie: popularną łaciną, a Żydzi oraz apostołowie – językiem aramejskim. Aktorzy uczyli się więc swoich kwestii fonetycznie, pod okiem eksperta – ojca Williama Fulco z Katedry Studiów Śródziemnomorskich w Loyal Marymount University, który przetłumaczył cały scenariusz. Służył też radą na planie. Aramejski bardzo spodobał się Monice Belucci.
– Może dlatego, że jestem Włoszką, ale wydawał mi się bardzo znajomy i piękny –wspominała. – Jednak, choć spędziliśmy tyle czasu ucząc się go, to film odbieram jako niemy, ponieważ w naszej grze zeszliśmy głębiej, poza płaszczyznę językową.
Opluwany, bity, chłostany
Zmagania językowe były jednak niczym z udręką, jaką musiał przejść Jim Caviezel. – Dzień po dniu byłem opluwany, bity, chłostany, zmuszany do niesienia ciężkiego krzyża w przenikliwym chłodzie. To było brutalne doświadczenie, aż brak słów by je opisać – opowiadał.
Na jego nieszczęście obraz kręcono w środku zimy. Temperatury były niewiele wyższe od zera, a on nosił tylko cienką szatę lub samą przepaskę. Opłacił to zapaleniem płuc.
Specjalne treningi siłowe wzmacniające plecy też cudów nie uczyniły gdy przez 2 tygodnie musiał dźwigać 50-kilogramowy krzyż, fundując sobie coraz to nowe rany i otarcia. Trzeba bowiem zaznaczyć, że choć zdecydowana większość jego ran to efekt żmudnej pracy charakteryzatorów, wiele było autentycznych.
Np. przy biczowaniu dwukrotnie uderzono aktora pejczem. Rana okazała się długa na ok. 30 cm! Od wiszenia na krzyżu wypadł mu bark, który później wyskakiwał ze stawu, przy mocniejszym uderzeniu. Do tego dochodził chroniczny brak snu.
– Przez wiele miesięcy wstawałam codziennie o 3 nad ranem, bo samo nakładanie makijażu trwało 8 godzin – wspominał Caviezel. Ciągle nakładane specyfiki w końcu zaczęły podrażniać skórę aktora tak poważnie, że pokryła się bolesnymi pęcherzami.
„Ktoś uderzył w krzyż, a moje lewe ramię wskoczyło ze stawu”
Odtwórca Jezusa otuchy szukał w wierze: – Chodziłem codziennie do spowiedzi i na adorację Najświętszego Sakramentu. Na mszę przychodził też Mel Gibson, ale pod warunkiem, że odbywała się ona w języku łacińskim. To było dla mnie dobre, gdyż w ten sposób uczyłem się też łaciny – wspominał w jednym z wywiadów aktor.
Bardzo zależało mu, by to nie jego, a Jezusa widziano w filmie. Stąd niektóre ujęcia chciał powtarzać. Jak to, w którym przychodzi Maryja.
– Tę scenę kręciliśmy 4 razy, a ja wciąż czułem, że to ja jestem na pierwszym planie tej sceny. Potem ktoś uderzył w krzyż, a moje lewe ramię wskoczyło ze stawu. Przy tym nagłym okropnym bólu straciłem równowagę i upadłem, a krzyż przygniótł mnie do ziemi. Uderzyłem twarzą w piaszczystą ziemię i w tym samym momencie wytrysnęła mi krew z nosa i z ust. Powtórzyłem do Matki słowa: „Patrz, czynię wszystko nowym”. Moje ramię bolało mnie nie do opisania, kiedy powoli obejmowałem krzyż. Czułem przy tym, jak bardzo jest on wartościowy. Tu przestałem grać, a Jezus stał się widoczny. Jakby w odpowiedzi na moje modlitwy – opowiadał Caviezel w rozmowie z Christianem Stelzerem.
Oświetlony jak świąteczne drzewko
Na planie „Pasji” aktor miał też spore szanse, by pożegnać się z życiem, bo… poraził go piorun!
– To wydarzyło się podczas kręcenia sceny „Kazania na Górze”, wiedziałem, że mnie porazi. Pomyślałem o tym parę sekund przed tym, kiedy to się wydarzyło, a kiedy to się stało, inni zaczęli chwytać się ziemi. Wszyscy widzieli ogień otaczający moją głowę i oświetlenie wokół całego mojego ciała. Po tym jak uchwyciły mnie kamery, usłyszałem krzyczącego Mela: „Co do cholery stało się z jego włosami?” – opowiadał odtwórca Chrystusa.
W jednym z wywiadów stwierdził nawet, że „został oświetlony jak świąteczne drzewko”. Ku zdumieniu wszystkich, wyszedł z tego cało.
– Gdybym przez to nie przeszedł, cierpienie nie byłoby autentyczne. Tak musiało być – podsumował swój udział Jim Caviezel. – Ta rola zmieniła moje życie. Już nie boję się robić tego, co właściwe. Teraz bardziej boję się, że mogę nie zrobić tego, co właściwe…