W naszym pięknym kraju chyba nic już nie jest w stanie nas zdziwić. A jednak zaskoczył mnie renesans starego przeboju „To ostatnia niedziela”, powstałego w 1935 r.
Ten znany polski szlagier, wylansowany przez niezapomnianego Mieczysława Fogga, skomponował Jerzy Petersburski do słów Zenona Friedswalda. Mimo sędziwego wieku piosenka znana jest do dzisiaj i to nawet młodszemu pokoleniu, gdyż była i jest z powodzeniem wykonywana także przez wielu współczesnych artystów.
I oto w niedzielę, 10 grudnia 2023 roku, utwór ten znów zaczął często rozbrzmiewać, choć w dość nietypowych okolicznościach i wykonaniach. Jak wiadomo, piosenka jest smutna niestety, bo traktująca o kończącej się miłości: „Ta ostatnia niedziela, dzisiaj się rozstaniemy, dzisiaj się rozejdziemy na wieczny czas…”
- MONIKA KAMIŃSKA: PiS szybko wróci, bo niewiele się nauczyliśmy
Ale we wspomnianą niedzielę utwór ten zabrzmiał zupełnie inaczej. Był bowiem śpiewany i odtwarzany przez zwycięską koalicję i jej szczęśliwych wyborców. Nucono go zatem w sposób ironiczny, kpiarski, chcąc jeszcze bardziej rozwścieczyć i tak już srodze rozwścieczoną, ustępującą pisowską władzę, której najbardziej chyba dokuczał fragment: „na WIECZNY czas”.
W ten oto sposób stary przebój nabrał innego znaczenia, choć dla jednych wybitnie radosnego, zaś dla drugich wyjątkowo smutnego. Zresztą trudno się dziwić, bo był to kres ich rabunkowych poczynań, a tango zyskało sobie kiedyś, ze względu na posępny tekst, miano… tanga samobójców.
Niniejsza rubryka nie jest jednak kącikiem muzycznym, więc dajmy pokój temu przebojowi i zajmijmy się zwycięzcami, których już śmieszne expose Morawieckiego napełniło ostentacyjną radością, że wreszcie po ośmiu latach rujnujących kraj rządów PiS, Polska może wrócić na drogę praworządności i demokracji, zajmując należne sobie miejsce w Europie i świecie.
- JAN MISZCZAK: Wystawienie Kaczyńskiego na strzał?
Nie będę już wymieniał zniszczeń i dewastacji dokonanych przez PiS, gdyż są one powszechnie znane i dotyczą niemal wszystkich sfer naszego życia, ale z przykrością muszę wyznać, że optymizm zwycięzców lekko mnie przeraził, choć zawsze staram się patrzeć w przyszłość z nadzieją. Przypomniała mi się bowiem znana definicja pesymisty. Powiada ona, że pesymista, to po prostu dobrze poinformowany optymista.
I dlatego, jako dobrze poinformowany optymista wiem, że posprzątanie po ośmiu latach rządów tej nareszcie przegranej władzy wymagać będzie nadludzkiego wysiłku, a rozliczenie jej bezczelnych i złodziejskich poczynań nawet przez najlepiej działające komisje śledcze nie od razu przyniesie nagłą poprawę. Partia o przewrotnej nazwie Prawo i Sprawiedliwość pozostawia po sobie symboliczną stajnię Augiasza, której wyszorowanie oznacza harówę od pierwszych dni rządów, od świtu do nocy. I to na dodatek – co nietrudno przewidzieć – przy podstępnych działaniach PiS, utrudniających tę naprawę i odbudowę.
Jeśli jesteśmy już przy starożytnych przykładach, to można przyrównać tę pozostawioną przez PiS ruinę także do słynnej Pandory, kobiety, którą Zeus zesłał, by ukarać ludzi. Jak wiadomo, otrzymała ona w posagu puszkę, w której znajdowały się wszystkie nieszczęścia. Ale na dnie puszki, zgodnie z wolą Zeusa, była też… nadzieja!
Z nadzieją pamiętajmy więc także słowa Bernard Show’a:
– Teraz, gdy już nauczyliśmy się latać w powietrzu jak ptaki, pływać pod wodą jak ryby, brakuje nam tylko jednego: nauczyć się żyć na ziemi jak ludzie.