Premier Morawiecki, chrześcijanin, w odpowiedzi na jedno z pytań użytkowników Facebooka oznajmił, że należałoby przemyśleć kwestię kary śmierci i „nie postępować pochopnie tak jak współczesny świat, żeby szybko ją wyeliminować. Moim zdaniem za najcięższe przestępstwa kara śmierci powinna być dopuszczalna”.
Boże święty! Taż takie poglądy są już nie tylko sprzeciwem wobec nauki Kościoła katolickiego, której Morawiecki wydawał się entuzjastą, ale zwykłym barbarzyństwem i próbą cofnięcia naszego kraju (i tak już przez ten rząd sponiewieranego) do jakichś głębokich otchłani odległej przeszłości. Tu przytoczę choćby słowa papieża św. Jana Pawła II z jego orędzia Urbi et Orbi z 1998 r., kiedy to wyraźnie apelował, by na całym świecie umocniło się poparcie dla stosownych i pilnie potrzebnych działań, które „pozwolą strzec ludzkiego życia, znieść karę śmierci”.
Dr Tomasz Snarski z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego, autor książki traktującej o stosunku Kościoła katolickiego wobec tej bestialskiej egzekucji, orzekł, że „trudno pojąć, jak chrześcijanin może dzisiaj racjonalnie głosić poparcie dla kary śmierci”.
Ale dajmy pokój poglądom chrześcijańskim i tłumaczmy, że kara śmierci w Europie istnieje już tylko na Białorusi i w Rosji. Na świecie skazańców zabija się jeszcze w Chinach, gdzie liczba wykonanych egzekucji pozostaje tajemnicą państwową. A poza tym, nie licząc Chin, prawie 90 proc. wszystkich egzekucji wykonano w zaledwie czterech krajach (Iran, Egipt, Irak i Arabia Saudyjska). Czy do tego grona ma dołączyć Polska?
Zgroza! Tym bardziej, że jakimś perfidnym zbiegiem okoliczności nasze media dość często pokazywały ostatnio premiera Morawieckiego na strzelnicy. Przypadek?
Pomijając humanitarny aspekt tej bulwersującej wypowiedzi szefa rządu, warto przytoczyć również opinię znanej i cenionej prawniczki z Uniwersytetu Warszawskiego prof. Moniki Płatek: „Premier Morawiecki, mówiąc o tym, że jest za karą śmierci, mówi o wyprowadzeniu Polski i z Rady Europy, i z UE(…) Władza, która zakazując zabijania, wprowadza do Kodeksu karnego karę śmierci, wysyła następujący sygnał: ja jako władza mogę was zamordować w imieniu prawa. A wy, mali ludzie macie po prostu się zachowywać tak, aby nam nie podskakiwać”.
Tu zacytuję też wymowną opinię wybitnego, nieżyjącego już pisarza Jerzego Andrzejewskiego: „Może przejaskrawiam, lecz częstokroć, kiedy słyszę głosy domagające się kary śmierci – słyszę w nich także potrzebę zbrodni”. Podobnie uważał Albert Camus.
W swych „Rozważaniach o gilotynie” opowiedział o swym ojcu, który przed pierwszą wojną światową wybrał się na egzekucję wyjątkowo odrażającego mordercy dzieci.
„Kiedy wrócił, nie powiedział ani słowa, położył się na łóżku i nagle zwymiotował. Zamiast myśleć o zabitych dzieciach, mógł już tylko myśleć o tym ciele bez tchu, które rzucono na deskę, aby mu uciąć głowę” – napisał Camus.
Na koniec przytoczę coś z własnego doświadczenia, czego absolutnie nie należy jednak traktować jako puenty tego felietonu.
Kiedy jeszcze jako student prawa UJ odbywałem praktyki, jeden z prokuratorów opowiedział nam o swym przykrym zdarzeniu, gdy w czasach bardzo głębokiego PRL-u, będąc wtedy początkującym oskarżycielem, został wyznaczony z urzędu do uczestnictwa przy egzekucji, wraz z lekarzem i księdzem.
– Nagle coś mną poruszyło i zapytałem, już poza procedurą, jakie jest ostatnie życzenie skazańca. On zaś spojrzał spode łba i odparł: „Żeby was wszystkich nagła krew zalała!”.