W co gramy? W co grają z nami rządzący? W ciuciubabkę? Zamykając nam oczy, czy raczej mydląc je kolejną kiełbasą wyborczą plus. W co gra całe społeczeństwo? Jedni w chowanego. Kryjąc się przed upiorną władzą w swych zakamarkach robią swoje, licząc że ta ich nie odnajdzie i będą mieli święty spokój. Inni próbują podchodów. Chcą zmiany, myślą, analizują, ale władza ma swój aparat nacisku i póki będzie nim dysponowała owa gra jest nierówna. Jeszcze inni tańczą. Jest to chocholi taniec.
Na pewno każdy kojarzy ową dramatyczną scenę z dzieła Stanisława Wyspiańskiego, a przynajmniej o niej słyszał. W pewnym momencie na tytułowym weselu pojawia się dziwny gość. Nieoczekiwany i zaproszony w ostatniej chwili. Dlaczego? Nikt nie ma wątpliwości? Nikt nie pyta? Otóż nie ma kiedy. Chochoł rzuca na biesiadników czar. Odtąd są pod wpływem jego muzyki, w efekcie której stają się bierni i zachowują się jak zahipnotyzowani, wykonując jedynie działania bezwarunkowe, których spodziewa się po nich ów tajemniczy, zwykły, pospolity, swojski a jednak bardzo podstępny gość…
Pamiętajmy jednak, że chochoł został na wesele w ostatniej chwili, może nawet przez czyjąś nieuwagę, ale jednak zaproszony! Parze młodej bowiem znudziła się stabilizacja i dobrobyt, zapragnęli dobrej zmiany. „Dla nas samych dość za wiele, przyjdź chochole na wesele” powiedział Pan Młody. I chochoł przyszedł.
Nie będąc głównym postacią, nie siadając w pierwszym rzędzie, potrafił odegrać taki wpływ na gości, że ci szybko przestali myśleć. Czegoś nam to nie przypomina? A raczej kogoś? Kogoś kto również przyszedł znienacka kiedy było nam dobrze. Kto przyszedł wykorzystując nieuwagę jednych i przerost ambicji innych. Pod wpływem jego chocholej gry ludzie przestali być wolni. Jednak cieszyli się bo nagle zostały wydobyte z wnętrza ich umysłu najskrytsze marzenia, pragnienia, tęsknoty, aspiracje. I nawet jeśli to była ułuda, bo chochoł im przecież nic nie zapewniał, nie sprawił że ich życie jakościowo nagle się zmieniło, to jednak sama możliwość trwania w zbiorowej ekstazie dawała zebranym poczucie satysfakcji. Mieli przeświadczenie, że teraz to ich czas, chochoł wydobył z nich bowiem również demony zazdrości, fanatyzmu, triumfalizmu, nietolerancji, zaciętości, zapiekłości i podejrzliwości.
Podczas niedawno zakończonego Polsatowskiego Festiwalu w Sopocie śpiewał o tym w przesłaniu „Szczęśliwej Polski już czas” Jerzy Kryszak. Zadawał pytanie – co nam zrobiono? Jak przeorano nasze umysły i czym się to może skończyć.
Skąd to o czym mówił Kryszak się u nas zagnieździło? Nasz współczesny chochoł to sprawił, dając ludziom przeświadczenie, że teraz świat u ich stóp, że teraz „byle Francuz”, „byle Niemiec” musi się z nimi liczyć, takie swoiste „T…K…M”. Tyle, że to była kolejna ułuda, o którą przecież chochołowi chodziło, by realizować swoje i tylko swoje cele, a nie cele społeczeństwa.
- FELIETON MONIKI KAMIŃSKIEJ: Marsz 4 czerwca. Uśmiechnięci, normalni ludzie szli z nadzieją
Pamiętajmy również o drugiej rzeczy. Mianowicie, że chochoł ma to do siebie, że nie trwa w nieskończoność. Przykrywa rośliny tylko zimą. A wiosną i latem one budzą się do nowego życia. 4 czerwca 2023 mieliśmy w Warszawie przedwiośnie. Ludzie zaczęli się budzić i pokazali to gwarnie, a jednocześnie wspaniałym, pozytywnym usposobieniem. To nie była chochola muzyka, to była muzyka wolności i życia.
Będąc tam w Warszawie wiem, że obecna zima nie potrwa już długo, ale do jej zakończenia prowadzi tylko jedna droga – droga rozsądku i prawdziwej wspólnoty. Tu nie będzie grał chochoł, ale orkiestra, w której każdy znajdzie swoje miejsce. Oby się nikt nie pogubił. Dlatego potrzebny jest jeden dyrygent. Nie, spokojnie, już nie chochoł. Dyrygent, który nad wszystkim zapanuje i weźmie odpowiedzialność za tę nową melodię. Im dłużej będzie bowiem trwała chochola hipnoza, tym trudniej będzie się obudzić i tym więcej energii trzeba będzie włożyć w to by posprzątać na naszych uprawach. Dlatego trzy, dwa, jeden, Polacy budzimy się by w końcu zacząć żyć prawdziwym życiem…