Kampania wyborcza, choć jeszcze formalnie nie ogłoszona, w praktyce już ruszyła. Dzieje się sporo, na razie głównie na polu dyskusji wewnątrz opozycji jak mają wyglądać listy wyborcze. Im więcej sondaży wskazujących na zwycięstwo wspólnej listy, tym bardziej oddala się perspektywa jej powstania.
Zastępy politologów i analityków próbują wyłożyć racje w tej kwestii i przekonać do swojej koncepcji. Czas mija a brak decyzji po stronie opozycji cieszy jedynie rządzącą aktualnie ekipę. Ostatnie tygodnie nie były dla opozycji pasmem sukcesów ale paradoksalnie ujawnienie różnic teraz, daje szanse na skorygowanie podejścia i zażegnanie w przyszłości potencjalnych konfliktów. Bo różnić się można do czasu, ale przychodzi moment na decyzję i te trzeba podejmować szybko. Można oczywiście lansować tezę, że tworzyć należy nie jedną listę wyborczą ale jedną listę spraw do załatwienia po wyborach. Wszakże pamiętać trzeba, że aby tę listę powyborczych spraw zrealizować, wcześniej trzeba wybory wygrać. A mając kilka list opozycyjnych, perspektywa zwycięstwa wyborczego raczej się nie przybliża.
Znamienny jest przykład Zjednoczonej (kiedyś ) Prawicy. Dopóki PIS startował w wyborach samodzielnie, przegrywał je kilka razy z rzędu. W 2015 r. już pod wspólną flagą wziął wszystko, z prezydentem włącznie. Historia zwana jest nauczycielką życia. Może tego prostego i nieodległego przykładu nie warto lekceważyć. Ambicje, jakie zawsze w polityce występują, nie powinny być dominującym kryterium uzgodnień przedwyborczych. Podobnie jak nie należy eksponować politycznych różnic, ale szukać punktów stycznych, akceptowalnych przez większość wyborców.
Czytelny przekaz powinien dotyczyć koncepcji naprawy państwa, poszanowania prawa, opanowania kryzysu finansów publicznych, pozyskania środków z KPO i realizacji ważnych gospodarczo inwestycji. Spraw budzących kontrowersje na ostrzu noża stawiać nie warto, choć swoje zdanie warto mieć. Modne w USA hasło „gospodarka głupcze” powinno przyświecać i nam, ideologia może trochę poczekać. Pragmatyzm w podejściu powinien być słowem „kluczem”, które nie pozwoli na zdominowanie spraw ważnych wyłącznie przez jałowy spór czyja racja jest najważniejsza.
Dyskusja nad zmianami w ustawie o Sądzie Najwyższym i próba pozyskania unijnego finansowania a także rozdźwięk jaki powstał na tym tle w łonie opozycji powinny być przestrogą, że tylko zgodnie można tworzyć i forsować sensowne rozwiązania. W przeciwnym wypadku dezorientacja wyborców może prowadzić do ich zniechęcenia lub zmiany preferencji politycznych.
Władza ma o wiele prostszy i czytelniejszy przekaz – darmowe laptopy dla czwartoklasistów oraz nowy program ministra Czarnka hojnie finansujący prorządowe fundacje, zwany Willa Plus, nie pozostawiają złudzeń, że jak będzie trzeba to pieniądze rozrzuci się nawet z helikoptera. Co wprawnie nakręci i przekaże telewizja zwana publiczną. Wyborcza jesień zapowiada się zatem, co najmniej ciekawie, a być może ostro i brutalnie.
Podczas rewolucji francuskiej, jeden z jej znakomitych przywódców Talleyrand, obserwując z balkonu uliczne walki i kotłujący się tłum, krzyknął – „Nasi górą”. A którzy to „nasi”, zapytano go od razu. A to zobaczy się jutro-odparł. A co zobaczymy po wyborach?