Wydaje się, że histerię związaną z COVID-19 mamy za sobą, co oczywiście nie znaczy, że wirus, który wywoływał chorobę, zniknął. Bo tak się nie stało i pewnie jeszcze długo nie stanie.
Wirus jest i cały czas krąży, jak i setki innych, mniej lub bardziej niebezpiecznych patogenów. Krąży i zakaża – dziennie odnotowuje się średnio po kilkanaście tysięcy zachorowań i po kilkaset zgonów (13 marca podano, że ostatniej doby czyli w niedzielę potwierdzono tylko 535 infekcji i brak zgonów, ale wtedy statystyk prawie nikt nie odnotowuje).
Zakaża mimo tego, że jako społeczeństwo jesteśmy w dużej mierze uodpornieni, czy to przez przechorowanie, czy to przez szczepienia. W Polsce, jak wynika z danych zamieszczonych na stronach rządowych, od 27 grudnia 2020 r., podano 57 923 036 dawek szczepionek, w pełni zaszczepionych jest zaś 22 643 002 osoby (na Podkarpaciu 837 286, przy podaniu 2 304 849 dawek).
I właśnie tu występuje wspomniane w tytule pomieszanie z poplątaniem. Mamy bowiem szczepionki i to w dużym nadmiarze (w kraju podano już blisko 60 mln dawek, w magazynach zalega kolejne ponad 25 mln dawek, którymi już nikt nie chce się szczepić i które, wcześniej czy później, trzeba będzie zutylizować, bo nie da się w nieskończoność przydłużać ich ważności). Tymczasem do Polski wciąż mają dojechać zakontraktowane porcje szczepionek i firma Pfizer, ani myśli zrezygnować z ich dostarczenia.
Minister zdrowia, Adam Niedzielski, co prawda głośno wyraża brak zgody na dalszą realizację kontraktów szczepionkowych na obecnych warunkach i zapowiada twarde z nią negocjacje, przyznając jednocześnie, że firma wykazuje się „pewnego rodzaju arogancją, niezrozumieniem sytuacji geopolitycznej i covidowej, a także brakiem dobrej woli”. Nie mamy zaś skutecznych leków, mimo, że takowe są. W dodatku wyprodukowała je ta sam firma, która z taką szczodrobliwością wysyła nam szczepionki. Chodzi o Paxlovid.
– Celem polityki zdrowotnej państwa jest zapobieganie ciężkiej chorobie COVID-19 i zgonom. Same szczepionki nie wystarczą, tym bardziej, że ich skuteczność z czasem słabnie. Dlatego należy szeroko udostępnić skuteczny i tani lek, aby osoby najbardziej narażone na powikłania mogły ich uniknąć. Lek, który mógłby zapobiec wielu hospitalizacjom i zgonom spowodowanym przez COVID-19, powinien być dostępny w aptece za rozsądną cenę – uważa wirusolog prof. Agnieszka Szuster-Ciesielska.
I przypomina, że Paxlovid ma wysoką skuteczność – ok. 90 proc. redukcji ryzyka zgonu, pod warunkiem że zostanie podany do 5 dni od pojawienia się pierwszych objawów. W Stanach Zjednoczonych już od roku jest on… darmowy dla ubezpieczonych pacjentów, w Polsce dystrybuowany jest od niedawna do aptek jako lek nierefundowany, a jego cena jest zaporowa dla większości chorych. Kosztuje bowiem – bagatela – ok. 6 tys. zł. Jak przekazał resort zdrowia 24 lutego 2023 r. firma Pfizer Polska Sp. z o.o. złożyła wniosek o objęcie refundacją i ustalenie urzędowej ceny zbytu leku Paxlovid (nirmatrelvirum + ritonavirum), w ramach refundacji aptecznej. Wniosek jest oceniany. Jest więc szansa, że trafi do refundacji zanim wirus przestanie być zjadliwy.