Rozmowa z Andrzejem Rzeszutkiem reprezentantem Polski i KSW Stali Rzeszów, złotym medalistą z trampoliny 1-metrowej i brązowym w skokach synchronicznych z trampoliny 3-metrowej mistrzostw Europy w Belgradzie.
SKOKI DO WODY. MISTRZOSTWA EUROPY
– Gdyby przed tym wyjazdem ktoś powiedział panu, że zdobędzie dwa medale, to jaka byłaby pana reakcja?
– Zaśmiałbym się, zwłaszcza gdyby mi ktoś powiedział, że zdobędę złoto. Ale do medali, to trenerzy już nas wcześniej przygotowali i mówili nam, w których konkurencjach będzie walka o najwyższe lokaty, oraz że musimy być gotowi. To się sprawdziło.
– W kategorii juniorów udało się panu już wcześniej zdobyć dwa medale. Występy na mistrzostwach Europy w Belgradzie były niejako ukoronowaniem kariery. W jaki sposób przebiegał ten konkurs?
– Zgadza się, miałem już medale w juniorach, ale złotego medalu na kocie jeszcze nie miałem. Do kolekcji dodaję więc nowy kolor (śmiech). Start z jednego metra, gdzie udało zdobyć się to złoto, był dla mnie bardzo trudny. Strategia wymagała tego, żebym gonił wynik, ponieważ zaczynałem najłatwiejszym skokiem w programie. Zwykle później ląduję w połowie stawki, więc muszę później z każdą kolejką oddawać coraz lepsze skoki, wspinając się po drabinie. Nie jest to łatwe mentalnie, bo nie mogę uciec i się rozluźnić, tylko cały czas trzeba skakać na najwyższym poziomie. Pod tym względem był to bardzo trudny start i wymagał ode mnie bardzo dużo kontroli tego, co się dzieje dookoła. Cały czas patrzyłem też w tabelę, żeby mniej więcej wiedzieć gdzie się plasuje. Bardzo się mobilizowałem, żeby cały czas oddawać dobre skoki.
– Ostatniego dnia mistrzostw razem z Kacprem Lesiakiem kolejny raz udało się stanąć na podium i tym razem zdobyć brązowy medal. Jakie było pana podejście do tej rywalizacji wiedząc, że udało się już zdobyć złoto? Było dzięki temu łatwiej podczas tych ostatnich skoków, pojawiło się rozluźnienie?
– Z mojej perspektywy była to nieco inna historia, ponieważ zawsze sądziłem, że w synchronie mamy szansę na lepsze miejsca, niż indywidualnie. Zawsze uważałem, że ten tandem nam wychodzi bardzo dobrze, więc prędzej tam się spodziewałem dobrego wyniku, niż na trampolinie jednometrowej. Byłem dobrej myśli, bo start w synchronie charakteryzuje się tym, że czuję się odciążony, przez co stresuję się dużo mniej. Wiem, że Kacper to świetny zawodnik i mogę na nim polegać. To zresztą pokazał na „metrze”, bo goniliśmy i cały czas musieliśmy napierać na Włocha i to również dzięki niemu udało mi się z metra. Bardzo ważne było, żeby rywal nie poczuł, że nam ucieka, tylko cały czas był związany w walce. W synchronie natomiast ta odpowiedzialność się troszeczkę rozkłada na nas dwóch, więc presja jest mniejsza. Bardzo lubię skakać synchron, bo wtedy łatwiej mi się skacze.
– Wspominał pan, przed wyjazdem na ME, że lubi skakać na otwartych obiektach, co potwierdził wynikami w Belgradzie. Warunki na mistrzostwach dopisywały?
– Jeśli chodzi ogólnie o wyniki, to chyba tylko u mężczyzn z metra, z trójki i synchron trzymały bardzo wysoki poziom punktowy. Reszta konkurencji miała troszeczkę niższy poziom, niż na poprzednich Igrzyskach Europejskich, które odbyły się w Rzeszowie. Zdaje mi się, że u nas wyniki były wyższe. Jest to właśnie pokłosie odkrytego basenu, który jest bardzo wymagający. Ciężko powiedzieć czy lubię takie obiekty. Jest to trudność w momencie kiedy jest gorąco, kąsają owady, razi słońce i wieje wiatr. W Belgradzie dodatkowo co trzy minuty przelatywał samolot i było dosyć głośno. Trzeba umieć utrzymać koncentrację w takich warunkach i dawać z siebie maksa.
– Za kilka dni pojawi się decyzja odnośnie możliwości udziału w igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Szanse są niewielkie, czy wiąże pan jednak jakieś nadzieje z taką możliwością?
– Powiedziałbym, że szansa jest nikła. Staram się nie wiązać emocjonalnie z tym werdyktem. Jednak wiadomo, że nawet jeżeli szansa jest tylko matematyczna, to czasem zdarza się później miło zaskoczyć.
– Co dalej jeżeli chodzi o starty w tym roku? Są już jakieś plany?
– Ten sezon skończymy razem z Robertem Łukaszewiczem. On zakończy go wyjazdem na igrzyska olimpijskie, a my będziemy trenować razem z nim do samego końca. Chcemy podtrzymać go w formie lub nawet podnieść jego morale, żeby później na wyjeździe bardzo dobrze sobie radził.
- PRZECZYTAJ TEŻ: Uroczyste powitanie rzeszowskich medalistów, którzy napisali niesamowity rozdział w historii polskich skoków do wody