14 godzin lotu wystarczy, by z Polski wyrwać się do egzotycznych Indii. Tylko tyle i aż tyle, by znaleźć się w innym świecie, wśród ludzi, którzy żyją, wyglądają i myślą zupełnie inaczej niż my. Indie odkrywają dla Europejczyka nieznane zapachy, smaki i kolory. Uczą dystansu i spojrzenia na świat z zupełnie innej perspektywy.
Chcąc poznać Indie takimi, jakie są dla większości z 1,2 miliarda mieszkańców tego kraju, nie można ograniczyć się do zwiedzenia Delhi czy Bombaju. Trzeba pojechać na prowincję, z dala od miejscowości turystycznych. Najlepiej na południe. Tam, gdzie żyje się bez pośpiechu, w zgodzie z naturą, wśród wielopokoleniowych rodzin. Nie oznacza to jednak, że z dala od cywilizacji. Internet i Facebook dotarł także w te rejony, a każdy „biały”, musi liczyć się z tym, że niemal wszyscy, niezależnie od płci i wieku będą sobie chcieli z nim zrobić zdjęcie.
Bogdan Myśliwiec: Indie to różnorodność
– Indie to kraj tak różnorodny, że jedna podróż pozwala poznać zaledwie ułamek jego tożsamości – zauważa fotoreporter Bogdan Myśliwiec, który odbywa obecnie czwartą podróż na Daleki Wschód. – Aby go poznać, trzeba na pewno zwiedzić nie jeden, ale kilka jego regionów. Zupełnie inaczej jest na północy, inaczej na południu. To, z czym ja się spotkałem i co mnie bardzo urzekło, to autentyczna serdeczność Hindusów, niespotykana gościnność. Wielu z nich żyje bardzo skromnie. Choć nie są to ludzie, którzy nie mieliby styczności z elektroniką. Jeśli chodzi o komórki, to jest tak, jak u nas. Nie rozstają się z nimi zarówno dzieci, jak i dorośli. Kochają selfie. Hindusi są bardzo rodzinni i bardzo pobożni. W porównaniu z nami, mają często bardzo niewiele z materialnego punktu widzenia, z ich bogactwa duchowego można jednak czerpać garściami.
Ten kraj oszałamia swoim ogromem, zgiełkiem i różnorodnością, inną hierarchią wartości. Można je pokochać albo całkowicie odrzucić.
Ekipa Pakuj Plecak, z którą podróżuje Bogdan Myśliwiec, to nie tylko zapaleńcy odkrywania nowych miejsc i kultur, ale też pasjonaci fotografii. W czasie swoich wypraw po całym świecie, starają się dotrzeć do miejsc szczególnych nie ze względu na architekturę, ale z powodu ludzi, ich pasji rytuałów i stylu życia.
Ostatnie dni spędzili w Dharavi. To największy slums w całych Indiach, drugi w całej Azji i trzeci największy slums na świecie. Na powierzchni około 2,1 km kwadratowego żyje tu około 1 mln ludzi.
– Są tu firmy i warsztaty. Ludzie zajmują się produkcją odzieży, żywności i recyclingiem odpadów, które są tu wytwarzane. Woda dostarczana jest tam przez 3 godziny dziennie. Czas ten może być wydłużony do 7 godzin, ale trzeba za to zapłacić. Choć trudno w to uwierzyć, te funkcjonujące w niewyobrażalnie trudnych warunkach zakłady, generują jednak miliard dolarów zysku rocznie – mówi Bogdan Myśliwiec.
– Przemieszczając się między znajdującymi się tam budynkami i wiatami, można zobaczyć pracujących ojców, gotujące posiłki matki i bawiące się między nimi dzieci. Ciasnota, bieda i ciężka praca. Trudno mi było wyobrazić sobie życie miliona osób na 2 km kwadratowych, ale już wiem, że jest to możliwe – dodaje podróżnik z Rzeszowa.
Mumbaj. Żyją z prania brudnej odzieży
Kolejnym etapem podróży ekipy globtroterów z Pakuj Plecak była największa na świecie ręczna pralnia na świecie. W Mumbaju, nazywanym także Bombajem, mieszka około 23 mln osób. 7 tysięcy osób trudni się tu praniem brudnej odzieży. Według informacji, które można uzyskać na miejscu, dziennie pranych ręcznie jest tu około 100 tysięcy sztuk ubrań.
– Pracze nie tylko tu pracują, ale także mieszkają wśród rozwieszonych na tysiącach sznurów ubrań. Tu także dzieci mają swoje mini zaułki, w których się bawią, a kobiety zajmują się domowymi obowiązkami. Na terenie pralni znajdują się nawet niewielkie świątynie, w których Hindusi łapią oddech od trudów życia codziennego. Widok i zapach prania, które rozpościera się tu we wszystkie strony, trudny jest do zapomnienia. Ta prosta czynność daje szansę na utrzymanie tysiącom rodzin.
Wdowy rzuciły się na stos
Fotoreporter Super Nowości dotarł także do Fortu Jodhpur, nazywanego ze względu na kolor elewacji tutejszych zabudowań – niebieskim miastem. Jedną z ciekawostek, którą udało mu się tu zatrzymać w kadrze, jest tzw. Żelazna lub Ostatnia Brama, za którą znajduje się 15 odcisków dłoni, pozostawionych przez wdowy po maharadży Manie Singhu.
Kobiety te w 1843 r. rzuciły się na jego stos pogrzebowy. Te, zazwyczaj pokryte czerwonym proszkiem odciski wciąż otaczane są pewnego rodzaju kultem. Rytuał samospalenia się owdowiałych kobiet nazywał się Sarti i został zakazany przez Brytyjczyków w 1929 r., choć w niektórych miejscach Indii był jeszcze praktykowany do drugiej połowy XX w.
– Ten kraj oszałamia swoim ogromem, zgiełkiem i różnorodnością, inną hierarchią wartości. Myślę, że dla turysty, który zmierzy się z Indiami są dwie możliwości. Albo pokocha je i już zawsze będzie do nich wracał. Jeśli nie podczas kolejnych wypraw, to chociaż myślami. Albo je całkowicie odrzuci – przyznaje Bogdan Myśliwiec. – Ja Indie pokochałem. Od pierwszego wejrzenia i wracam do nich już kolejny raz.