– Fortepian jest już miejski i będzie taki na zawsze – mówi Marzena Kłeczek-Krawiec, rzeczniczka prezydenta Rzeszowa. Urzędnicy mimo wcześniejszych tłumaczeń, że nie mają skąd wziąć pieniędzy na instrument, jednak do wykupili. Muzyka na Rynku będzie mogła zatem rozbrzmiewać cały czas.
Fortepian Cadenza zaprojektowany został w taki sposób, aby można było z niego korzystać na zewnątrz, niezależnie od pogody czy pory roku. Klawiatura jest hermetyczna, więc nie przeszkadzają jej opady deszczu czy pył. Obudowę wykonano ze stali i betonu. Instrument waży ponad 300 kg.
Pierwsze transze za jego wynajęcie płacili rzeszowscy przedsiębiorcy, którzy prowadzą restauracje w Rynku. Kiedy w czerwcu ub.r. prezentowano instrument, wiceprezydent Rzeszowa, Krystyna Stachowska deklarowała, że miasto sfinansuje jego zakup.
– Jeśli mieszkańcom spodoba się taka forma spędzania czasu, będziemy starali się aby fortepian został z nami na stałe – mówiła wiceprezydent Rzeszowa.
Fortepian dla rzeszowian. Przedsiębiorcy założyli zrzutkę
Niestety, jesienią plany się zmieniły. Urzędnicy musieli bowiem zrezygnować z tego pomysłu, ze względu na trudną sytuację finansową miasta. Przedsiębiorcy założyli więc zrzutkę, aby z fortepianu nadal mogli korzystać rzeszowianie. To z niej opłacane były kolejne miesiące wypożyczenia instrumentu, który na chwilę zniknął z Rynku, aby umilać czas przechodzącym koło Millenium Hall.
PRZECZYTAJ TEŻ: Co dalej z rzeszowskim pomnikiem? Bernardyni się odwołują i organizują spotkanie
Następnie fortepian powrócił do centrum, na rzeszowski Rynek. Internetowa zrzutka nie okazała się jednak pomocna, bo nie udało się uzbierać wymaganej kwoty (było to 80 500 zł). Więc pomogło miasto.
– Wykupiliśmy fortepian do końca roku, było to prawie 80 tys. zł – informuje Marzena Kłeczek-Krawiec, rzeczniczka prezydenta Rzeszowa, co jest równoznaczne z tym, że instrument zostanie już w stolicy Podkarpacia na zawsze. – To, co do tej pory zapłacili przedsiębiorcy, składało się na wykup instrumentu. Gdybyśmy fortepian oddali i chcieli wykupić za jakiś czas, musielibyśmy płacić wszystko od początku. Więc to, co zostało, to nie była duża kwota.
Część pieniędzy pochodziła z Estrady Rzeszowskiej, a część z Wydziału Kultury i Dziedzictwa Narodowego.