– Z niecierpliwością czekaliśmy na zakończenie odmulania, a teraz marzy nam się plaża – mówi Mariusz z Rzeszowa. Chociaż mieszka przy ul. Kwiatkowskiego, to żeby dłużej pospacerować z psem nad Wisłokiem, musi przejść na drugą stronę zapory, albo pokonać Powstańców Warszawy i spory teren ogrodzony płotem przez dewelopera. – A wydawałoby się, że mam rzekę pod nosem.
– Po naszej stronie biegnie ścieżka. Cieszymy się, że w końcu skończyło się odmulanie, bo przynajmniej nikt jej już nie zamyka dla mieszkańców. Można pospacerować, pojeździć rowerem. Ale nad samym brzegiem Wisłoka to w tej chwili tylko kilkadziesiąt metrów wzdłuż bloków przy ul. Grabskiego. Z terenów, które zostały po odmulaniu skorzystać się nie da, bo przypominają błotną pustynię. Nawet psa się tu boję wypuścić, żeby się nie wytarzał i nie wyglądał jak szatan – mówi nasz Czytelnik. – To naprawdę spory obszar. Marzą nam się jakieś ścieżki, plenerowa siłownia albo wielka plaża. Niedaleko jest żwirownia, ale tam z roku na rok robi się coraz ciaśniej.
Zalew po odmulaniu ma 5 lat gwarancji
Prace na rzeszowskim zalewie trwały trzy lata. Z dna wydobyto w tym czasie 680 tys. metrów sześciennych osadów, dzięki czemu podwoił on swoją objętość. Poprawiła się retencja i bezpieczeństwo przeciwpowodziowe, miasto zyskało też dostęp do większej ilości zasobów wody pitnej. Muł został wywieziony, maszyny znad Wisłoka zniknęły, ale pozostał niezagospodarowany teren.
– I my z tym coś na pewno zrobimy. Będzie tu zieleń i rekreacja, trzeba się tylko uzbroić w cierpliwość – mówi, Artur Gernand z Kancelarii Prezydenta Rzeszowa.
Bo chociaż odmulanie zakończono, miasto ma 5 lat gwarancji na to, że obecna retencja zostanie zachowana. Dlatego zbiornik musi być monitorowany i dostępny.
– Prace na taką skalę jak wcześniej na pewno nie powrócą. Raz do roku będziemy przeprowadzać batymetryczne badania głębokości dna. Gdy wykażą one nieprawidłowości i tego mułu zostanie naniesione zbyt dużo, będzie on doraźnie wywożony – tłumaczyła nam niedawno Katarzyna Tokarz z rzeszowskiego oddziału Wód Polskich.
Teraz dodaje: – Końcem marca planujemy oficjalny odbiór inwestycji, później wrócimy do rozmów z miastem o dalszym zagospodarowaniu tego terenu. Obie strony są otwarte na współpracę, natomiast zagospodarowanie obiektu musi zostać zorganizowane w ten sposób, aby Wody Polskie, jako beneficjent dofinansowania z POIiŚ mógł zapewnić pięcioletnią trwałość projektu.
Nad Wisłok mieszkańcy przychodzą odpocząć
Czy gwarancja oznacza, że na plażę mieszkańcy Rzeszowa będą musieli poczekać następne pół dekady?
– Nie dopuszczamy myśli, żeby to miało tyle potrwać – uspokaja Artur Gernand. – Wody Polskie są zainteresowane współpracą i naszą koncepcją. Dotychczasowe rozmowy były bardzo konkretne, jest dobra atmosfera, żeby ten temat jak najszybciej zrealizować. Priorytetem jest porozumienie i dogadanie szczegółów. Przede wszystkim musimy dokładnie wiedzieć, które tereny można będzie od razu zagospodarować, a które zostawić do dyspozycji, żeby nie zaburzyć tej 5-letniej trwałości projektu.
Urzędnikom, podobnie jak i mieszkańcom, marzy się, żeby wyglądający w tej chwili jak świeżo opuszczony plac budowy obszar, był kontynuacją tego, co mamy już w innych częściach nad brzegami Wisłoka.
– Jak tylko zostanie nam użyczony, będzie można przystąpić do projektowania. Wiadomo, że będzie to teren i infrastruktura rekreacyjno-sportowa, bo po to ludzie przychodzą nad Wisłok. Czy powstanie tu park, czy plaża? Trudno w tej chwili mówić o szczegółach.