O tym, że dobro wraca przekonana jest Weronika z mężem. – Przed weselem poinformowaliśmy gości, że większą od kwiatów radość sprawią nam podarunki dla podopiecznych szpitala. Razem z naszymi wspaniałymi gośćmi zebraliśmy wiele książeczek, bajek, malowanek, pluszaków, gier, puzzli i zabawek – pisze w liście kobieta.
Pani Weronika wyprawiała niedawno wesele. Razem z mężem, poprosili swoich gości, aby nie przynosili im bukietów kwiatów, czy wina. Zamiast tego, chcieli aby podarowali podarunki dla dzieci, przebywających na co dzień w szpitalu.
– Chcąc uczynić dzień zawarcia naszego małżeństwa jeszcze bardziej wyjątkowym, zdecydowaliśmy się wesprzeć i umilić pobyt najmłodszych pacjentów Kliniki Onkohematologii Dziecięcej Klinicznego Szpitala Wojewódzkiego nr 2 w Rzeszowie – opowiada Weronika. – Już od pierwszego momentu na oddziale, przekonałam się, że pracują w nim ludzie o dobrym sercu i wielkiej chęci pomocy dzieciom.
Prezenty dla każdego
Upominki zostały przekazane każdemu dziecku przebywającemu na oddziale rzeszowskiego szpitala.
– Ci mali wielcy wojownicy swoją radością, zaskoczeniem i zadowoleniem wnieśli w ten dzień wiele radości i spełnienia. Mimo tego, że borykają się różnymi chorobami, odczuwają ból, przebywają poza domem. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, że cieszyli się nawet z najmniejszego podarunku. To sprawiło, że ten dzień stał się dla mnie bardzo wyjątkowy – dodała Weronika.
I przyznaje, że był to dla nie ważny moment.
– Takie chwilę, takie momenty dają do zrozumienia, że nasze codzienne, przyziemne problemy nie są aż tak trudnymi problemami z jakimi mierzą się mali pacjenci. Ten dzień dał mi wiele do myślenia, z pewnością zapamiętam go na długo – stwierdza.
Wiele twarzy małych pacjentów rozpromieniło się uśmiechem.
– Takie gesty nie tylko cieszą serce. Stanowią też piękne dowody na to, że idea pomocy drugiemu człowiekowi może przybierać różne formy. Miło się robi na sercu, czytając o takich ludziach jak pani Weronika z mężem – komentuje Rafał Śliz, rzecznik prasowy NFZ na Podkarpaciu.
_____
POLECAMY: Filip, mimo protezy, zdobywa góry. Dzięki technikom z Rzeszowa