Główny Inspektor Sanitarny chce zatrzymać niepokojące zjawisko jakim jest rosnąca liczba niezaszczepionych dzieci. – Chcemy, by mandaty na rodziców, którzy uchylają się od szczepień, mogły być nakładane bezpośrednio przez sanepid – mówi w „Dzienniku Gazeta Prawna”, dr Paweł Grzesiowski.
Jak czytamy, GIS już zmienił sposób gromadzenia danych o przypadkach nieszczepionych dzieci. Do tej pory faktyczny obraz liczby zaszczepionych dzieci był zaburzony, bo skupiano się na kartach szczepień i odmowach. Teraz jednak to się zmieni – do bazy trafi numer PESEL i adres osoby niezaszczepionej. To pozwoli na bezpośrednie dotarcie do rodziców – mówi dr Grzesiowski.
Jego zdaniem obecnie system karania jest zbyt skomplikowany i długotrwały. Inspektor sanitarny może jedynie złożyć wniosek do wojewody o nałożenie kary finansowej na opiekunów dziecka, która może wynieść maksymalnie 500 zł. Gdy nadal nie zaszczepi dziecka może dostać następną karę i tak aż do wysokości 50 tys. zł. W sumie od nałożeniu do momentu jej ściągnięcia zwykle upływa kilka lat.
– Chcemy to zmienić – mówi Paweł Grzesiowski
Jeszcze dalej idzie prof. Marcin Czech, specjalista epidemiologii i były wiceminister zdrowia ds. polityki lekowej. Sugeruje on wprowadzenie w Polsce przepisów, obowiązujących w Australii, gdzie rodzice niezaszczepionego dziecka ponoszą całkowite koszty leczenia, jeśli zachoruje ono na chorobę, przeciw której nie zostało zaszczepione.
Grożą nam epidemie wyrównawcze
Statystyki wyglądają niepokojąco. Jeśli chodzi o odmowy szczepień w grupie wiekowej 0-19 lat, w 2014 roku było 1,71/1000 osób, a w 2023 roku wskaźnik ten wzrósł do 11,8/1000 osób. Z danych z Biuletynów rocznych „Szczepienia ochronne w Polsce” wynika, że w ciągu ostatnich 10 lat odnotowano prawie 7-krotny wzrost liczby uchyleń od szczepień obowiązkowych dzieci i młodzieży: w 2014 r. – 12,7 tys. uchyleń, 2023 r. – 87,3 tys. uchyleń. Na Podkarpaciu było w ubiegłym roku 3 999 uchyleń. Jesteśmy więc województwem pośrodku, między najlepiej i najgorzej wyszczepionymi.
Według ekspertów taka sytuacja grozi nam epidemiami wyrównawczymi chorób, przeciw którym mamy dostępne, bezpłatne, bezpieczne i skuteczne szczepionki. Dotyczy to szczególnie miejsc, kiedy na danym terenie zbierze się większa grupa niezaszczepionych dzieci.
Wtedy kontakt z np. wirusem odry czy bakterią krztuśca, grozi w dłuższej konsekwencji lokalną epidemią – ostrzega portal szczepienia.info, który powstał z inicjatywy Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego PZH – Państwowego Instytutu Badawczego we współpracy z Polskim Towarzystwem Wakcynologii.
Nie mamy już odporności populacyjnej
Papierkiem lakmusowym są szczepienia na odrę. Tutaj poziom odporności populacyjnej, czyli wytworzenia muru dla wirusa, szacuje się na 95 proc. Jak wynika z analizy, w 2010 r. średnia dla Polski wynosiła 98,4 proc. W ostatnim podsumowaniu stanu zaszczepienia wskaźnik ten spadł poniżej progu bezpieczeństwa – do 91 proc. Przy czym są województwa, w których wyszczepienie sięga poniżej 90 proc. Tak niskie wartości mają podlaskie, podkarpackie i lubelskie. Podobnie jest też w innych chorobach. Przy krztuścu 10 lat temu średnia wynosiła ponad 99 proc., teraz spadła do 92 proc. (próg bezpieczeństwa to ok. 94 proc.). Przy błonicy, tężcu, spadek jest podobny: z 99 proc. do 93 proc. (odporność populacyjna to 86 proc.) Zaś przy polio z niemal 100 proc. zaszczepionych dzieci w wieku dwóch lat w 2010 r. spadła do ok. 93 proc. w 2020.
Przed wprowadzeniem masowych szczepień w 1960 roku, krztusiec był częstą przyczyną zgonów u dzieci poniżej 1 roku życia. W kolejnych latach o krztuścu niemal zapomniano. Teraz znowu zaczyna być groźny.