
Tylko w Rzeszowie z zajęć edukacji zdrowotnej zrezygnowało 81,38 proc. uczniów szkół podstawowych i ponadpodstawowych. Na lekcjach pojawi się zaledwie 18,62 proc., czyli niecałe 4 tys. z ponad 20 tys. Są nawet szkoły, w których z edukacji zdrowotnej wypisało się 100 proc. uczniów!
Powód? Najważniejszy to chyba to, że przedmiot bardzo potrzebny, ale z przyczyn czysto politycznych zapisany w ustawie jako nieobowiązkowy.
Nieobowiązkowy czyli dodatkowy, czyli niepotrzebny. Kto będzie chodził na zajęcia, z których nie ma ocen, nie wpływają na frekwencję, a są po prostu uciążliwe. Bo żeby w nich uczestniczyć trzeba wstać wcześniej (!) zamiast pospać, albo zostać dłużej w szkole (!) zamiast iść na randkę czy po prostu mieć godzinę dla siebie. Słowem air jordan 4 military blue 2024 katastrofa. Stąd większość uczniów szkół ponadpodstawowych, którzy mogli zdecydować sami, zdecydowała jak wyżej.
To było zresztą do przewidzenia. Tak z reguły zawsze kończą zajęcia nieobowiązkowe. Przykre jest jednak to, że ta nieobowiązkowość wynikła tylko ze względów politycznych. A była szansa, że dzieci i młodzież dostaną coś zgodnego nike utah kobe shoe zoom black women sandals z najnowszą wiedzą medyczną jak żyć zdrowo, jak unikać przemocy cyfrowej, gdzie szukać pomocy.
Za rodziców zdecydowali biskupi
Już w czerwcu Prezydium Konferencji Episkopatu Polski pisało w liście do wiernych, że w nowym przedmiocie „nie chodzi o zdrowie uczniów”. – W swej istotnej części przedmiot ten zawiera treści dotyczące tzw. zdrowia seksualnego, których celem jest całkowita zmiana w postrzeganiu rodziny i miłości – oceniło. Napisało, że „według założeń nowego przedmiotu, uczniowie mają być od najmłodszych lat poddawani erotyzacji”. Zaapelowało, aby rodzice nie zgadzali się na udział swoich dzieci „w tych demoralizujących zajęciach”. A księża z ambon przypominali o tym niemal na każdej mszy.
Cegiełkę dodał też, a jakże by nie, prezydent Karol Nawrocki, który z dumą ogłosił, że swoje dzieci wypisał z zajęć. Podobnie jak wielu innych polityków prawicy. Oczywiście wszystko „dla dobra dzieci”.
Lekcje edukacji zdrowotnej były też jednym z haseł niedzielnego „Marszu dla Życia i Rodziny” po raz piętnasty zorganizowanego w Rzeszowie. Zdaniem organizatorów w programie tego przedmiotu „skrywa się edukacja seksualna dziecka, która skupia się na fizyczności”. – Jest oderwana od miłości małżeńskiej, od rodziny, od odpowiedzialności, od podstawowych wartości, na których powinny być budowane związki między dwojgiem ludzi – głosił Jacek Kotula.
Tymczasem Tosia Kopyt, jedna z autorek podstawy programowej do edukacji zdrowotnej mówi: „Przyznam szczerze, że do niektórych zarzutów wciąż nie mogę się przyzwyczaić. Mam duże poczucie absurdu, bo w podstawie programowej piszemy, że uczeń ma się dowiedzieć, czym jest seksualizacja i jak jej zapobiegać, a słyszę, że seksualizujemy. Mamy w podstawie programowej informacje o zmianach w rodzinie, takich jak pojawienie się rodzeństwa, śmierć członka rodziny, ale także rozwód rodziców i słyszę, że promujemy rozwody. Piszemy, że chcemy uczyć o odpowiedzialnym podejściu do inicjacji seksualnej, a słyszmy, że zachęcamy do wczesnej inicjacji seksualnej. Wszystko na odwrót”.
Smutno mi Boże
Cóż jeszcze dodać wiedząc, że w opinii ekspertów zajmujących się ochroną zdrowia edukacja zdrowotna wspomoże skuteczne kształtowanie zdrowotnych wzorców u dzieci i młodzieży, zarówno żywieniowych, jak i behawioralnych, że zwracają uwagę zwłaszcza na aspekty zdrowej diety i higieny cyfrowej, które znajdują się w programie nowego przedmiotu. Przypominają również, że obecnie coraz więcej dzieci zmaga się z depresją i zaburzeniami lękowymi, ponad 20 proc. uczniów szkół podstawowych ma nadwagę lub otyłość i wzrasta liczba przypadków sięgania po substancje psychoaktywne wśród nastolatków.
Może parafrazując Hymn naszego wielkiego poety Juliusza Słowackiego – „Smutno mi Boże”. Niestety ani tam, ani tu i Bóg nie może pomóc, bo wyrok został wydany przez jego namiestników, myślę, że bez konsultacji z nim.
