Niniejszy felieton może przypominać nieco bajkę i to zarówno dla dzieci, jak i dorosłych, choć oparty jest na prawdziwym zdarzeniu. Tym samym w rolach głównych występują autentyczne postaci, które jednak przemienią się w bajkowych bohaterów. Będzie zatem wyimaginowany mały książę oraz autentyczna dziewczynka bez zapałek, ale z wyjątkowym ogniem inteligencji.
I tu trzeba lojalnie przestrzec, że już w tym miejscu możecie zakończyć czytanie tego tekstu, gdyż w roli owego księcia wystąpi prezes Jarosław Kaczyński, więc nikt do nikogo nie będzie mieć pretensji, jeśli lekturę odłoży z niesmakiem, bo to odruch całkowicie zrozumiały. Mimo to warto jednak poczytać sobie dalej ze względu na tę drugą iście bajkową postać. Ponadto zapewne znacie samo zdarzenie, bo było o nim dość głośno. A skoro znacie, to posłuchajcie.
Rzecz dzieje się na prawdziwych sejmowych schodach, po których schodzi prezes Kaczyński. Idzie wolno, bo sądzi, że wszystko mu wolno. Oczywiście otoczony swą nieodstępującą go świtą, więc już jest wystarczająco śmiesznie. Przed prezesem kłębi się grupka dziennikarzy, którzy usiłują zadawać mu różne pytania i tym razem – zupełnie jak w bajce – on na nie odpowiada. Paleta tematów jest szeroka, więc pojawia się też wątek dotyczący depenalizacji aborcji. W tym momencie do prezesa podchodzi 10-letnia dziewczynka, a konkretnie Sara Małecka-Trzaskoś, najmłodsza polska korespondentka sejmowa, która – niczym w bajce – ma oficjalną akredytację prasową, ponieważ prowadzi na Tik Toku profil o nazwie „Perpektywa Sary”, cieszący się dużym powodzeniem.
Sara opowiadała kiedyś dziennikarzom, że polityka jest jej pasją i bardzo lubi oglądać posiedzenia Sejmu. – Zawsze mnie to rozśmiesza – wyznała. – Oni zachowują się, jak uczniowie w mojej klasie, kiedy chcą coś powiedzieć. Zawsze próbuję punktualnie przychodzić na posiedzenia, kiedy jestem w Warszawie, a jak nie, to siadam przed telewizorem, żeby sobie popatrzeć.
Dziś jest w Sejmie, więc miłym dziecięcym głosem grzecznie mówi Kaczyńskiemu „dzień dobry” i podstawia mikrofon, czym tak wybija go z pewności siebie, że stary wyga gubi wątek i z miną zirytowanego dinozaura wypala: – To nie są sprawy dla dzieci, tak że… Odejdź sobie!
Takim zachowaniem wywołuje wśród dziennikarzy konsternację, ale rezolutna dziewczynka ponownie zaskakuje i tak już zaskoczonego prezesa, mówiąc mu, że przecież „ma wolność słowa”. Do cna rozeźlony Kaczyński oświadcza wówczas Sarze, iż „wolność słowa nie jest dla dzieci”.
– Naprawdę odejdź – powtarza z naciskiem i… sam odchodzi, jako twardy wyznawca starej zasady, że dzieci i ryby głosu nie mają. Mamy zatem iście bajkowy moment, gdyż prezes po prostu znika.
Dziewczynka nie jest specjalnie zdziwiona, gdyż wcześniej miała już przykre doświadczenie z senatorem PiS Janem Hamerskim. Kiedy zadała mu pytanie, to nie tylko nic nie odpowiedział, ale nawet na nią nie spojrzał i brutalnie odepchnął.
Ale co tam Hamerski! Sara zwierzyła się potem w rozmowie z naTemat.pl, że już kiedyś udało się jej pogadać z Kaczyńskim.
– Byłam w jego rozmiarze – wesoło tłumaczyła 10-latka. – Może on pomyślał, że jak jest tak mały jak ja, i że ja też jestem pełnoletnia, tylko niska. Albo powiedział sobie inaczej: panie prezesie, ona nie jest olbrzymką, niech pan nie ucieka…
Może teraz pojmie, że dzieci mają głos.