Siedzę tak sobie i myślę, choć prawdę mówiąc bardziej siedzę niż myślę. Chodzi bowiem o wieści dotyczące poczynań pisowskich polityków i w jakimś sensie czuję się usprawiedliwiony, gdyż nawet politolodzy nie mogą zgłębić ogromu tej patologii.
I nie chodzi tu już o wybór kandydatów PiS do Parlamentu Europejskiego, bo to także w szeregach tej partii wywołuje nie tylko kontrowersje, ale wręcz karczemne awantury. Wprawdzie podczas niedawnej konwencji PiS pod wymownym hasłem „Wolni Polacy wobec zmian traktatowych Unii Europejskiej” problem starał się wyjaśnić prezes Kaczyński, ale chyba nikt tego nie zrozumiał, może oprócz samego mówcy.
„Idziemy tam (do Europy – przyp. JM), by powiedzieć temu wszystkiemu NIE, ale nie mówimy NIE, bo dzisiaj jesteśmy na TAK” – błądził Kaczyński, co wywołało jedynie kupę śmiechu i żartów, lecz tylko u tych, którzy nie rozszyfrowali tego mętnego zdania. A miało ono informować o równie mętnej kampanii negatywnej, opartej na wielkim kłamstwie w myśl hasła, że „ciemny lud to kupi”. Nic zatem dziwnego, że na jej czele stanął autor tej podłej zasady, czyli pozbawiony zasad Jacek Kurski. I to nie jest już tylko śmieszno, ale i straszno, co premier Donald Tusk skomentował krótko i dobitnie: „Wszyscy się śmieją, a powinni się bać”.
Tymczasem nadal siedzę tak sobie i myślę, tym razem nad tym, po co Morawiecki pojechał do Budapesztu na konferencję środowisk narodowo-konserwatywnych? Wprawdzie było mu tam miło, bo Orban, wierny przyjaciel Puitna, powiedział, że także Morawiecki jest jego przyjacielem, na co były premier wyznał, iż Orban to również jego przyjaciel. Można z tego wnosić, że Morawiecki pośrednio jest też przyjacielem Putina. Śmieszno i straszno? Tym razem już tylko straszno, bo kiedy na Ukrainę, tuż obok naszej granicy, spadają bomby i giną ludzie, były premier trzyma sztamę ze skrajną proputinowską i antyeuropejską prawicą.
„Głupota? Zdrada? Czy jedno i drugie?” – napisał Donald Tusk, na co od razu dostał niezwykle kulturalną odpowiedź Morawieckiego. „Jest Pan nędznym propagandystą, który jest współodpowiedzialny za to, co dzieje się dziś na Ukrainie” – odpisał ten polityk, nie bez powodu zwany Pinokiem, którego wpisu nie warto cytować w całości, bo znów byłoby i śmieszno i straszno. A ponoć jest on szykowany na kandydata prawicy w najbliższych wyborach prezydenckich. Do tego mamy jednak jeszcze sporo czasu, a na razie obecny prezydent też robi co może, by na każdym kroku było śmieszno i straszno.
Prawdziwy popis dał podczas expose ministra Sikorskiego, gdy siedząc w Sejmie na galerii robił takie miny, że niektóre media napisały, iż mógłby być mimem. Ale chyba w cyrku, bo on się po prostu przedrzeźniał szefowi MSZ. Gdyby to było tylko kolejne samoośmieszenie, to nikt nie zwróciłby nawet uwagi, ale siedząc na tle Orła Białego Duda naraził na szwank wizerunek Polski.
I co tu można powiedzieć? Można ewentualnie zacytować wypowiedź Leszka Millera, który na antenie TVN24 orzekł, że rząd Tuska musi „nauczyć się rządzić bez prezydenta, nawet balansując na granicy prawa”. Bo „to jest sabotażysta, który ma na celu doprowadzenie do kompromitacji rządu i ułatwienie PiS-owi wygranej w następnych wyborach parlamentarnych”. Diabli wiedzą, czy to śmieszno, czy straszno? Tym bardziej, że podobnych działań ze strony także innych gwiazd PiS-u mamy na pęczki.
A ja wciąż siedzę i myślę, że jest wielu polityków PiS, którzy powinni tylko siedzieć.
