Sondaże potwierdzają, że coraz częściej narzekamy na zbyt powolne rozliczanie członków pisowskich władz za ich przekręty, łamanie praworządności oraz zwykłe złodziejstwo. Zwięźle i rzeczowo wytłumaczył to podczas swej wizyty na Dolnym Śląsku minister sprawiedliwości Adam Bodnar. Powiedział, że „rozliczenia za nadużycia poprzedniej władzy nie mogą być mechanizmem propagandowym, muszą być porządną pracą prawniczą”. A że takich spraw jest multum, stąd też wymagają one determinacji ze strony prokuratury, która musi dokonać rzeczywistych rozliczeń za „łamanie prawa w ciągu ostatnich ośmiu lat”.
Innymi słowy nie da się tego zrobić od ręki i trzeba zachować cierpliwość, by zatriumfowała sprawiedliwość wytrącająca twardogłowym nawet złudzenia.
Tymczasem doszło u nas do dość nieoczekiwanej sytuacji, w której nowemu rządowi samo PiS ruszyło z efektywną pomocą. Polega to na tym, że winowajcy zaczęli sami sobie wymierzać dotkliwe kary w postaci samoośmieszania. Krótko mówiąc, to oni w wyniku własnych działań coraz częściej stają się przedmiotem kpin i żartów.
Jednym z wielu przykładów była komedia według Jarosława Kaczyńskiego pt. „Wybory marszałka Małopolski”, gdzie tamtejsi radni PiS tak się podzielili, że musieli głosować aż sześć razy. A przy tym wyzywali się od trolli, czyli według mitologii nordyckiej takich paskudnych stworów przypominających swym wyglądem człowieka. W rezultacie wśród tych małopolskich trolli nastąpił poważny rozłam, a przede wszystkim jawna zdrada samego prezesa Kaczyńskiego. Najwidoczniej doszli do wniosku, że skoro wódz nie ma już z czego rozdawać im stołków i pieniędzy, to nie będą dłużej ulegać jego rozkazom i mogą go najzwyczajniej w świecie olać. Obserwując ten spektakl nawet zwykli ludzie mieli łzy w oczach. Oczywiście ze śmiechu.
A potem zrobiło się jeszcze weselej, gdy była kurator Barbara Nowak najpierw zrezygnowała z mandatu radnej, bo nie po drodze jej ze zdrajcami, ale po kilku dniach bicia się z własnymi myślami wygrała tę nierówną walkę i wniosek wycofała. Ponoć przekonali ją do tego wyborcy, bo jest przecież niezastąpiona w wypełnianiu doniosłych zadań. Po prostu kupa śmichu!
Skąd to się bierze? Jak to skąd? Wszak przykład idzie z góry. Ostatnie wypowiedzi Kaczyńskiego to już tylko ewidentne samoośmieszanie. Wystarczy przytoczyć maniackie wymysły pod hasłem „wina Tuska”. Zwłaszcza te, w których biadolił o szkoleniu obecnego premiera w Niemczech, wyzwał go od parobków i straszył, że Polska przez niego może w ogóle przestać istnieć.
Normalnie powinien za to odpowiedzieć przed sądem i zacząć powoli oswajać się już z wymiarem sprawiedliwości, ale kto by się procesował z kimś, który sam siebie skazuje na ciężkie samośmieszanie, co dla polityka nierzadko kończy się karą dożywotniego pozbawienia aktywności, czego zresztą życzą mu i wróżą nawet dotychczasowi najwierniejsi poddani. I jak tu się nie śmiać?
Są to przemowy prezesa bawiące coraz szersze grona, w tym nawet cenioną pisarkę Katarzynę Grocholę, której wypowiedź będzie tu świetną puentą. W jednym z wywiadów wyznała, że w sumie bardzo się jej podoba, iż „wszystko jest winą Tuska”. A w swej nowej książce napisała, że „jeżeli coś zdarzy się na obrzeżach Dalekiego Wschodu, to wiadomo, że Tusk tam grasuje”.
Dodam jednak, że to samoośmieszanie można też potraktować jako jedną z niewielu zalet pisiorów. Wszak śmiech to zdrowie!