Z danych pozyskanych z 47 sądów okręgowych w całej Polsce wynika, że w I kwartale 2024 roku wpłynęło do nich przeszło 21,1 tys. pozwów rozwodowych. To o 5,7% więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku, kiedy takich przypadków zarejestrowano nieco ponad 20 tys. Do tego w pierwszych trzech miesiącach br. zakończono też blisko 19,8 tys. tego typu postępowań. To o 0,5% mniej niż rok wcześniej. Wówczas było ich niespełna 19,9 tys. Eksperci komentujący te dane zwracają uwagę na to, że oprócz powyższych kwestii, rośnie zainteresowanie mediacjami. Wskazują także, że sama wysoka inflacja niekoniecznie miała wpływ na liczbę rozwodów, choć widać, że rok do roku lekko ich przybyło. Do tego znawcy tematu dodają, że w wielu sytuacjach działają inne czynniki i mechanizmy, które prowadzą do rozstań małżonków.
Jak wynika z danych, udostępnionych przez 47 sądów okręgowych, w I kw. 2024 roku wpłynęło do nich przeszło 21,1 tys. pozwów rozwodowych. To o 5,7% więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku, kiedy takich przypadków zarejestrowano nieco ponad 20 tys. Michał Pajdak z platformy ePsycholodzy.pl zauważa, że sama analiza zmiany rok do roku nie pozwala wyciągać wniosków dotyczących dynamiki tego zjawiska.
– Ogólnie spada liczba zawieranych małżeństw. Wchodzimy w kolejny już niż demograficzny. Obecnych 20-latków jest o połowę mniej niż 40-latków. Tak więc kurczy się baza potencjalnych nowożeńców, co też oczywiście wpływa na liczbę ślubów. A i tak liczba pozwów rozwodowych utrzymuje się na dość stabilnym poziomie. Faktycznie okres pandemii wpłynął na to w kilku wymiarach. Część ślubów została przełożona na późniejsze lata, a niektóre z nich zwyczajnie się nie odbyły. Ponadto zamknięcie w domach mogło mieć zarówno pozytywny, jak i negatywny wpływ na rozpadające się małżeństwa. Jedne mogły zostać uratowane, a inne – zakończone w późniejszym czasie – uważa Pajdak.
Natomiast psycholog Michał Murgrabia, pytany o to, czy dane o rosnącej liczbie rozwodów powinny nas niepokoić, wskazuje, że ludzie coraz częściej decydują się na rozpoczęcie procesu rozwodu w obliczu problemów w swoich małżeństwach. To może być także rezultatem większej świadomości społecznej na temat zdrowych relacji oraz gotowości do szukania szczęścia i satysfakcji w nowych związkach.
– Jednak warto również zauważyć, że wzrost liczby pozwów może wynikać z wielu innych czynników. Chcąc dokładnie zrozumieć to zjawisko, warto byłoby przeprowadzić bardziej szczegółowe analizy lub nawet badania, które uwzględniłyby różnorodne aspekty życia i doświadczeń ludzkich w kontekście małżeństwa i rozwodu – dodaje psycholog Murgrabia.
Nieumiejętność wzajemnej komunikacji lub radzenia sobie z różnymi problemami
W podobnym tonie wypowiada się dr Małgorzata Eysymontt z Uniwersytetu SWPS, która jako adwokat na co dzień zajmuje się sprawami rozwodowymi. Zwraca ona uwagę na to, że kiedyś jako powód rozwodów bez orzekania o winie małżonkowie najczęściej wskazywali różnice charakterów. Natomiast dziś często jest to nieumiejętność wzajemnej komunikacji lub radzenia sobie z różnymi problemami życia codziennego i emocjami, w tym ze stresem, oraz przenoszenie problemów zawodowych do domu, a także wypalenie uczuć w związku.
– W czasie pandemii, a także tuż po jej zakończeniu wzrosła liczba pozwów rozwodowych. Gdy małżonkowie przebywali przez cały dzień razem, a już wcześniej nie dogadywali się, łatwiej było o konflikt. Zmęczenie wymuszoną izolacją oraz tym, że dzieci przez cały dzień były w domu i należało im organizować różne aktywności, dopilnować obowiązków szkolnych, a jednocześnie wykonywać pracę zawodową, powodowało, że częściej wybuchały kłótnie, które zaogniały sytuację w związkach. Okres pandemii sprzyjał więc refleksjom nad małżeństwem. Poza tym, Polacy – zwłaszcza ci na co dzień zamieszkali w większych miastach – stają się coraz bardziej świadomi swoich praw, nie chcą też tkwić w toksycznych relacjach – mówi dr Eysymontt.
Przełomowe momenty w roku
Liczba pozwów w ciągu roku nie jest stała. W niektórych okresach jest ich więcej niż w innych, choć nie są to duże wahania. W swojej praktyce zawodowej dr Małgorzata Eysymontt zauważa wzrost liczby pozwów w czasie wakacji lub zaraz po ich zakończeniu oraz w okresie Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Ekspertka łączy to z porządkowaniem spraw przed wyjazdami lub po dłuższym wypoczynku albo przed świętami i pod koniec roku. Wtedy nadchodzi czas przemyśleń, refleksji i podsumowań, które pomagają w podejmowaniu ważnych decyzji życiowych.
– Niekoniecznie rozwodzą się małżeństwa z krótkim stażem. W 2022 roku 18% rozwodów dotyczyło małżeństw trwających od 0 do 4 lat, 20% – od 5 do 9 lat, 20% – od 10 do 14 lat, 14% – od 15 do 19, a 11% – od 20 do 24 lat. Rozwodziło się też 17% par mających dłuższy niż 25-letni staż małżeński – wylicza dr Eysymontt.
Ekspertka z Uniwersytetu SWPS dodaje, że do najczęstszych przyczyn rozwodu w 2022 roku – według danych GUS – należały takie kwestie, jak niezgodność charakterów – 52,3%, niedochowanie wierności małżeńskiej – 17,5%, a także nadużywanie alkoholu – 12,9%. Rzadziej wskazywano na nieporozumienia na tle finansowym – 7,3%, trudności mieszkaniowe – 4,7%, naganny stosunek do członków rodziny – 1,3%, a także też dłuższą nieobecność jednego z małżonków – 1,2%.
Zainteresowanie mediacjami
Z kolei Konrad Walc, prawnik z Komitetu Ochrony Praw Dziecka, zauważa, że wśród partnerów planujących rozstanie rośnie zainteresowanie mediacjami. Mogą one bowiem skrócić postępowanie rozwodowe, pozwalając w sposób wiążący na dokonanie pewnych ustaleń, które następnie zostaną uwzględnione przez sąd. Ekspert zwraca też uwagę na to, że posiadanie przez małżonków wspólnych małoletnich dzieci bardzo wydłuża postępowanie.
– Jeżeli nie ma wspólnych małoletnich dzieci ani sporów co do podziału majątku, to sprawa może się zakończyć już na pierwszym posiedzeniu. Postępowania rozwodowe stron, które są rodzicami małoletnich dzieci, w istocie są zdecydowanie trudniejsze i bardziej wymagające. Trzeba wówczas ustalić podział władzy rodzicielskiej, określić miejsce zamieszkania dziecka przy którymś z rodziców, kontakty, alimenty itd. W takiej sytuacji dobrym rozwiązaniem jest zawarcie, jeszcze przed wniesieniem sprawy o rozwód, porozumienia i planu wychowawczego w obecności mediatora. Zdejmuje to z barków sądu konieczność ustalenia kwestii opieki nad dzieckiem oraz szeregu kwestii związanych z tą materią. Nie musi też powoływać biegłych, którzy określą, z którym rodzicem powinno ono zamieszkać. Mając taki plan, sąd zajmuje się wyłącznie ustaleniem, czy nastąpił rzeczywisty rozkład związku – wyjaśnia Walc.
Inflacja, a liczba rozwodów
Z danych, udostępnionych przez sądy okręgowe, wynika również, że w I kw. br. rozstrzygnięto w nich blisko 19,8 tys. spraw rozwodowych. To o 0,5% mniej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku – niespełna 19,9 tys. Jak stwierdza psycholog Michał Murgrabia, może to wynikać ze wzrostu świadomości społecznej na temat znaczenia terapii małżeńskiej i poradnictwa dla poprawy relacji. Kolejną kwestią, która może mieć wpływ na liczbę składanych pozwów, jest inflacja. W 2023 roku szybki wzrost cen mógł zmuszać małżonków do powstrzymania się od złożenia pozwu rozwodowego. Koszty życia jednej osoby są wyższe niż w przypadku pary. W tym roku sytuacja gospodarcza diametralnie się zmieniła. Konrad Walc uważa, że może to mieć pewne znaczenie dla zwiększenia liczby inicjowanych spraw rozwodowych.
– Wyhamowanie inflacji przekłada się na podwyższenie stopy życiowej ludzi. Czują się oni bezpieczniejsi i gotowi do podejmowania trudnych decyzji. Wyobraźmy sobie kobietę, która jest uzależniona finansowo od męża. Dla niej decyzja o rozstaniu będzie naprawdę trudna, za to poprawa sytuacji materialnej mogłaby dać jej siłę do zakończenia nieudanego związku – stwierdza prawnik z Komitetu Ochrony Praw Dziecka.
Natomiast dr Małgorzata Eysymontt w swojej praktyce adwokackiej nie zauważa, by wysoka inflacja była powodem powstrzymania się przed złożeniem pozwu rozwodowego, a jej spadek zachęcał do takiego działania. Ekspertka widzi za to, że wzrost cen przekłada się na częściej składane pozwy o podwyższenie alimentów na rzecz małoletnich dzieci. Zazwyczaj rodzice pierwszoplanowi argumentują takie decyzje tym, że w związku z rosnącymi kosztami życia i wzrostem tzw. usprawiedliwionych potrzeb małoletnich dzieci, potrzebują od byłego partnera wyższych świadczeń na wspólne dzieci. Bywa też, że rodzic płacący alimenty nie jest w stanie zaakceptować ich podwyżki w związku ze wzrostem kosztów utrzymania własnego i niekorzystnymi zmianami w zakresie jego możliwości majątkowych lub zarobkowych.
– Wątek alimentacyjny jest dużym zarzewiem konfliktów i niestety często dominuje nad dobrem wspólnych małoletnich dzieci. Czasami powoduje frustrację i niezadowolenie. Rodzic, który sobie nie radzi z negatywnymi emocjami, nierzadko w toku postępowania co jakiś czas składa wnioski o zabezpieczenie alimentów i stara się przekonać sąd, że nie wystarcza mu pieniędzy na utrzymanie i wychowanie dziecka – podsumowuje dr Eysymontt.