Polscy przewoźnicy protestujący na przejściach granicznych w Korczowej, Dorohusku i Hrebennem nie zamierzają odpuścić. – To nasze być albo nie być – mówią. Póki co nikt z jeszcze sprawujących władzę w kraju nie podejmuje żadnych działań, aby tę sytuację rozwiązać. A kolejki rosną. Czas oczekiwania ciężarówek na wyjazd z Polski przez przejście graniczne w Medyce wynosił w niedzielę (12 listopada) już 73 godziny.
Protest przewoźników trwa od zeszłego poniedziałku i obejmuje przejścia graniczne z Ukrainą w Korczowej na Podkarpaciu oraz Hrebennem i Dorohusku na Lubelszczyźnie. Polega na blokowaniu możliwości przejazdu samochodów ciężarowych do przejść granicznych z możliwością przejazdu od jednego do pięciu na godzinę. Udało się nam porozmawiać z protestującymi przed przejściem granicznym w Korczowej.
– Będziemy protestować dalej, bo to jest nasze być, albo nie być – powiedzieli nam wprost.
- W PIĄTEK PISALIŚMY: 40-kilometrowa kolejka do granicy w Medyce. Stoi w niej ponad 1000 tirów
Czego domagają się polscy przewoźnicy? M.in.
- likwidacji tzw. elektronicznej kolejki po stronie ukraińskiej,
- wprowadzenia zezwoleń komercyjnych dla firm ukraińskich na przewóz towarów, z wyłączeniem pomocy humanitarnej i zaopatrzenia dla wojska ukraińskiego,
- a także zawieszenia licencji dla firm, które powstały po wybuchu wojny na Ukrainie i przeprowadzenie ich kontroli.
Przed 24 lutego 2022 roku, zanim Rosja najechała na Ukrainę, zarówno polskich, jak i ukraińskich przewoźników obowiązywały zezwolenia na przewóz towarów. Ich liczba ograniczona była do ok. 200 tys. rocznie. Polacy nie mieli z zezwoleniami problemów. Można je było normalnie wykupić w stosownym urzędzie w stolicy płacąc za jedno 50 złotych.
Ukraińscy kierowcy mieli mniej szczęścia, bo tamtejsi urzędnicy mieli po prostu handlować nielegalnie zezwoleniami. Chcący je kupić płacić musieli za nie od 500 do 1,5 tys. euro. Dlatego też z zadowoleniem przyjęli decyzję UE o zniesieniu zezwoleń.
Polscy przewoźnicy: to nieuczciwa konkurencja
Polscy przewodnicy powodów do zadowolenia nie mają.
– Jeśli nic się nie zmieni polski transport padnie – mówił nam w niedzielę jeden z uczestników protestu w Korczowej, pan Jan. – Nas obowiązują wszystkie przepisy dotyczące przewozu towarów, ukraińskich przewoźników praktycznie żadne. Mowa tu zarówno o stanie technicznym samochodu i naczepy, jak i o warunkach płacowych kierowców – wyjaśniał.
– Prosto mówiąc: polski przewoźnik musi dbać o stan techniczny pojazdu, a to kosztuje. Ukraiński TIR może być złomem, ale i tak jeździ. Jeszcze kiedyś jakoś tam na to uwagę zwracano, ale teraz już nie, bo w Ukrainie jest wojna i nasze służby przymykają na to oko. Do tego nas, jako przewoźników, obowiązuje pakiet mobilności wobec kierowców, a ukraiński kierowca zarabia powiedzmy 350 euro miesięcznie i jest zadowolony – kontynuował pan Janek.
– My musimy zapłacić naszym kierowcom ZUS, ukraiński przewoźnik nie. Jak my mamy być konkurencyjni z nimi, skoro oni przy niskich kosztach są w stanie zrobić przewóz za 1/3 naszej stawki? – pytał retorycznie polski przewoźnik.
Marek Rząsa: rząd nie robi nic
Czym jest, dla niektórych pewnie tajemniczy, pakiet mobilności wyjaśnił poseł Platformy Obywatelskiej z Przemyśla, Marek Rząsa, który w sobotni (11 listopada) wieczór pojechał w okolice przejścia w Korczowej, by spotkać się z protestującymi.
– Pakiet mobilności polega na tym, że polski kierowca polskiej ciężarówki ma mieć stawkę płacową taką, jaką ma kierowca w kraju, po którym Polak jedzie. To znaczy w Niemczech taką jak u niemieckiego przewoźnika, w Hiszpanii taką jak u hiszpańskiego itd – wyjaśnił Rząsa. – To naturalnie korzystne płacowo dla kierowców, ale podnosi koszty ich pracy. Ukraińskich przewoźników ten pakiet nie obowiązuje, więc koszty pracy tamtejszych kierowców są znacznie mniejsze niż u nas.
Wspomniał też, że polskie ciężarówki podlegają w krajach UE ograniczeniom, a ukraińskie w Polsce nie.
– Rozumiem protestujących. Są zdeterminowani, bo polski transport się praktycznie załamuje. A co robią jeszcze rządzący? Ano nic! – irytował się Marek Rząsa. – Będąc w sobotę na blokadzie w pobliżu Korczowej usiłowałem dodzwonić się do pani wojewody i do pana wicewojewody, żadne z nich nie odebrało telefonu.
Jak się nieoficjalnie dowiedział – w Urzędzie Wojewódzkim zebrał się sztab kryzysowy.
– I uradził tyle, że teraz policja eskortuje ciężarówki przez drogę dla osobówek i autokarów, gdzie normalnie nie wolno jechać samochodom ciężarowym, by omijały blokadę na rondzie, gdzie w normalnych warunkach muszą wjechać ciężarówki kierujące się na wyjazd z Polski przez przejście w Korczowej – dodał poseł PO.
Jak się dowiedzieliśmy tak policja „przeprowadza” ok. 25 ciężarówek na godzinę.
– Jadą jak chcą, wyprzedzają się, trąbią, a policja na to nic- informowali nas protestujący.
Kolejka także do przejścia w Medyce
Sytuacja staje się coraz bardziej poważna, bo przewoźnicy nie mają zamiaru odpuścić, a kolejki TIR-ów rosną. Nie tylko tych oczekujących na objętym protestem przejściu w Korczowej, ale i na przejściu w Medyce. Tu bowiem skierowali się ci kierowcy ciężarówek, którzy nie chcieli wyjeżdżać przez Korczową, Dorohusk czy Hrebenne. W efekcie powstała gigantyczna kolejka, która w niedzielę zaczynała się w okolicach Jarosławia. To prawie 50 kilometrów od przejścia w Medyce.
- PRZECZYTAJ TEŻ: Benzyna będzie po 7 złotych. Koniec „cudu na Orlenie”
Przemyśl jest przejezdny, bo kolejna jest niejako podzielona na tę przed miastem i tę za miastem. Jednak i tak ta sytuacja niepokoi mieszkańców okolicy. A tymczasem wygląda na to, że wciąż jeszcze faktycznie rządzący Polską rząd Zjednoczonej Prawicy specjalnie się nią nie interesuje.
– To pokazuje, jaki jest stan polskiego państwa pod rządami PiS-u – stwierdził poseł Marek Rząsa. – Sytuacja naszych transportowców jest fatalna. Protest przybiera na sile, tworzą się gigantyczne kolejki, a przy drogach gdzie stoją ciężarówki zaczyna się robić bardzo niebezpiecznie. Tymczasem rząd Mateusza Morawieckiego z nim na czele zajmuje się wyłącznie sobą. Nie rozmawia o sytuacji na granicy ani z przewoźnikami, ani z Brukselą, po prostu nic nie robi – zauważył polityk PO.
– Dlatego we wtorek, wraz z posłanką Joanną Frydrych, zamierzamy przeprowadzić kontrolę poselską w Ministerstwie Infrastruktury oraz Głównym Inspektoracie Transportu Drogowego– zadeklarował polityk PO.
Po ukraińskiej stronie jest jeszcze gorzej
Jak poinformował nas rzecznik Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej, por. Piotr Zakielarz w sobotę z Korczowej wyjechało 379 ciężarówek, z Medyki – 366, a z Malhowic – 24. W niedzielę na godz. 7 czas oczekiwania na wyjazd z Polski dla ciężarówek szacowano na 73 godziny. To poważny problem także logistyczny, bo oczekujący w kolejce kierowcy muszą gdzieś załatwiać swoje potrzeby fizjologiczne oraz organizować sobie jedzenie.
Tymczasem po drugiej stronie granicy czas oczekiwania na wjazd do Polski jest, jak się dowiedzieliśmy nieoficjalnie, niebotycznie wydłużony do ponad 250 godzin. Tam nikt nie protestuje, a winny jest ukraiński system odpraw, który po prostu nie działa.