Po pięciu latach Władca Atlantydy powraca z drugą odsłoną solowych przygód, zamykając jednocześnie trwającą od 2013 r. filmową sagę skupioną wokół superbohaterów świata DC Comics. Druga część „Aquamana” nie odstaje jednak poziomem od większości projektów powstałych w ramach franczyzy – pod pewnymi względami może bawić, lecz ostatecznie prezentuje się dość przeciętnie.
Syn latarnika
Arthur Curry, syn latarnika oraz królowej Atlantydy, może mówić o szczęściu. Został Panem Oceanów, jednym z bohaterów Ligi Sprawiedliwości, mężem oraz ojcem. Mimo to, szybko przekonuje się, że każda z tych funkcji wiąże się z odmiennymi wyzwaniami. Co gorsza, jego starzy wrogowie nie śpią, a powrót jednego z nich, wraz z groźbą przebudzenia starożytnego zła, zmusza Arthura do złożenia zaufania w rękach zdradzieckiego brata.
Fabuła drugiej odsłony przygód Aquamana na papierze zawiera praktycznie wszystkie punkty typowe dla filmu superbohaterskiego. I nie tylko na papierze. Próżno oczekiwać tutaj jakiejkolwiek oryginalności, czy choćby powiewu świeżości, jaki niosła z sobą część pierwsza. Każdy wątek, każda historia w tym gatunku już kiedyś została opowiedziana. Oczywiście, nie przeczę, że osoby oczekujące przede wszystkim prostej rozrywki, powinny nieźle się bawić. Wątpię jednak, iż po nieomal dwóch dekadach istnienia uniwersów komiksowych na wielkim ekranie, opowieść przedstawiona w „Aquamanie i zaginionym królestwie” wydała się atrakcyjna weteranom superbohaterów.
Efekt cieplarniany
Co więcej, w ową sztampową historyjkę, scenarzyści próbują ponadto przemycić przesłanie o niebezpieczeństwach związanych z efektem cieplarnianym. Gorzej jedynie, że ta problematyka – choć z pewnością zasługująca na godne potraktowanie i nagłośnienie – w filmie ma jedynie pretekstowe znaczenie. Trudno mi było odnieść inne wrażenie, gdy w toku historii okazało się, że na wzrost temperatur bezpośrednio wpływał główny antagonista, po czym problem zniknął zaraz po jego pokonaniu.
Aktorsko na pewno bardzo dobrze prezentuje się dwójka głównych bohaterów. Zarówno Jason Momoa, jak i Patrick Wilson w roli Orma świetnie wypadają w swoich rolach i tak samo dobrze patrzy się na ich rozwój jako postaci oraz wzajemne relacje. Pozostali bohaterowie nie zostali potraktowani z podobnym pietyzmem. Choć niewiele mogę zarzucić aktorom takim, jak m.in. Dolph Lundgren, Nicole Kidman, tak ich postacie zdały mi się niedopisane, a przede wszystkim zbyt rzadko pokazywały się na ekranie. Bardziej wyeksponowany został główny antagonista, a choć jest to kreacja dość sztampowa, nie mogę odmówić Czarnej Mancie spójności i konsekwencji na poziomie scenariuszowym.
Odrobina humoru
Także humor odznacza się bardzo nierównym poziomem. Zdarzają się wstawki odpychające, wręcz przekraczające granice dobrego smaku, a są też (głównie w scenach pomiędzy Arthurem a Ormem) żarty i docinki faktycznie zabawne oraz inteligentne. Podobnie jak w konkurencyjnym Marvelu, zbyt często twórcy uciekają się do nietrafionego humoru, który może rzutować na odbiór całości.
Moja ocena
Pierwsza część „Aquamana” zdobyła spore uznanie choćby przez wzgląd na poziom efektów komputerowych. W drugiej części, jeśli chodzi o warstwę wizualną, mogę wskazać zarówno plusy, jak i minusy. Bardzo dobrze prezentują się ujęcia na Atlantydę, wyspy, zatopione ruiny, świetnie wyglądają również wygenerowane komputerowo podwodne miasta. Bardzo solidnie wypadają również choreografie walk i pojedynków, które powinny się spodobać fanom szybkiej akcji. Natomiast sporo do życzenia pozostawiają modele i animacje ich mieszkańców, przedstawiciele zmutowanej flory i fauny czy, co za tym idzie, sceny walnych, podmorskich bitew. Nieco przypominało mi to de facto niezłą graficznie grę komputerową, która jednak boryka się z niedostatkami budżetowymi.
- MOŻE CIĘ ZAINTERESOWAĆ: Zapałki z różnych stron świata. Nowe eksponaty Muzeum Pożarnictwa w Przeworsku
„Aquaman i zaginione królestwo” jest zatem filmem podobnym, co reszta franczyzy DC Extended Universe. Mogącym się podobać, ale w ostatecznym rozrachunku przeciętnym i mocno niedopracowanym. Czy nowe otwarcie w tym świecie zaplanowane na 2025 r. się uda, pokaże dopiero przyszłość, dziś natomiast można pożegnać jedną z serii superbohaterskich ze świadomością, iż można było wykrzesać z niej znacznie więcej.
Recenzja filmu „Aquaman i zaginione królestwo” Łukasza Żelazko
TU ZNAJDZIESZ PROGRAM RZESZOWSKICH KIN
tytuł oryginalny: Aquaman and the Lost Kingdom
reżyseria: James Wan
scenariusz: David Leslie Johnson-McGoldrick
muzyka: Rupert Gregson-Williams
autor zdjęć: Don Burgess
obsada: Jason Momoa jako Arthur Curry / Aquaman, Patrick Wilson jako Orm Marius, Amber Heard jako Mera