Christopher Nolan powraca na ekrany kin z nowym filmem. „Oppenheimer” – z dużym prawdopodobieństwem – już dziś można okrzyknąć najważniejszą filmową produkcją 2023 r.
J. Robert Oppenheimer w historii znany jest jako „ojciec bomby atomowej”. Teraz jego dzieje stały się podstawą hollywoodzkiej superprodukcji. Jednak omawianie jej wypada rozpocząć od jednej, generalnej uwagi, że Christopher Nolan (reżyser m.in. „Incepcji”, „Interstellar” czy trylogii „Mroczny Rycerz”) w swoich filmach nie idzie na kompromisy, oferując kino ambitniejsze i znacznie głębsze.
Fizyka kwantowa i historia wynalazków
Nie inaczej jest w przypadku „Oppenheimera”, gdyż podejście do tego filmu, moim zdaniem, wymaga pewnej wiedzy z dziedzin fizyki kwantowej, historii wynalazków oraz samych postaci wynalazców. Bez kontekstu bardzo łatwo będzie się bowiem pogubić. W samej fabule nie poświęca się bowiem czasu na zarysowywanie sylwetek poszczególnych naukowców. Co więcej, dialogi przepełnione są terminologią typową dla środowisk naukowych, co nie czyni ich łatwymi w odbiorze.
Opłaca się również poznać ówczesne (lata 1925 – 1960) struktury polityczne USA, by w pełni pojąć tło przedstawionych wydarzeń. Nie jest to zatem film dla każdego i siłą rzeczy, nie polecam go osobom szukającym łatwej rozrywki. Tej w „Oppenheimerze” się po prostu nie uświadczy.
„Openheimer” to nie jest łatwa rozrywka
Nie jest to tylko biografia konkretnej osoby, ale złożone dzieło łączące w sobie także cechy filmu historycznego, dramatu obyczajowego i psychologicznego z domieszką rozważań filozoficznych.
Muszę przyznać, że wiele z poruszonych w filmie tematów zrobiło na mnie duże wrażenie, również rozważając je w kontekście współczesności. Pytanie o to, czy postęp prowadzi do ulepszania świata, czy może się równie dobrze stać narzędziem jego zniszczenia, to, biorąc pod rozwagę napięte stosunki gospodarczo-polityczne, uniwersalny problem. Zarówno dla okresu II wojny światowej, jak i współczesności.
Jeśli dodać do tego rozważania o roli jednostki w społeczeństwie, ludzkości i człowieczeństwie samym w sobie, mogę śmiało pokusić się o stwierdzenie, że najnowszy film Christophera Nolana wyszedł w odpowiednich czasach. Tego typu refleksje najlepiej świadczą o tym, z jakim rodzajem filmu mamy do czynienia. Trudnym, ale skłaniającym do przemyśleń.
To, że wątki w „Oppenheimerze” wybrzmiewają tak dobrze, jest zasługą obsady aktorskiej. Muszę przyznać, że dawno nie widziałem tak wyśmienitego aktorstwa. Jednak kiedy w obsadzie są takie nazwiska jak Robert Downey Jr., Matt Damon, Florence Pugh czy Emily Blunt, już samo to powinno sugerować jego poziom.
Prawdziwą gwiazdą produkcji jest jednak bezapelacyjnie Cillian Murphy, wcielający się w główną postać. Perfekcyjnie oddaje na ekranie wpierw zagubienie młodego Oppenheimera, później jego ambicję połączoną z arogancką postawą, a w końcu rozterki i wzbierające problemy psychiczne fizyka związane ze skonstruowaniem i użyciem przez rząd USA broni masowej zagłady.
Wybuch bomby, jak prawdziwy
Klimat filmu buduje również jego warstwa produkcyjna. Wyraźnie rzuca się w oczy, że Nolan – w odróżnieniu od innych współczesnych twórców – nie stawia na efekty generowane komputerowo.
W związku z tym wszystkie scenerie w „Oppenheimerze”, a także sekwencje ukazujące choćby wybuch bomby, wyglądają tak prawdziwie, jak tylko jest to możliwe. Aspekt muzyczny również zasługuje na uznanie. Wprawdzie nie usłyszymy tutaj charakterystycznego stylu Hansa Zimmera, ale ścieżka dźwiękowa autorstwa Ludwiga Göranssona jest również klasą samą w sobie i prawdziwą ucztą dla wielbicieli muzyki filmowej.
Jedni powiedzą, że „Oppenheimer” jest biografią jednego człowieka. Drudzy, że złożonym obrazem psychologicznym. Jeszcze inni mogą dostrzec w nim komentarz dotyczący ludzkości i jej wpływu na świat. Wszystkie te grupy będą mieć rację, gdyż nowy film Christophera Nolana wymyka się prostej klasyfikacji.
Nie każdemu z czystym sumieniem mogę go polecić, ze względu na mnogość tematów, które porusza i stopień skomplikowania. Z całą pewnością powiem jednak, że na tę chwilę „jest „Oppenheimer” Nolana to największe i najważniejsze dzieło filmowe w 2023 r., potwierdzające miejsce reżysera w panteonie najwybitniejszych twórców światowego kina.