„8 razy zmieniałam kreację, wypróbowałam 11 różnych fryzur, przymierzałam buty na niższych i wyższych obcasach i nie umiałam się uspokoić. Trzęsły mi się nogi i rozpaczliwie zastanawiałam się, jak się powinnam zachować…” Trudno się dziwić zdenerwowaniu Sophii Loren. Miała poznać samego Cary’ego Granta, by zagrać u jego boku w „Dumie i namiętności”. Przy okazji 90. rocznicy urodzin pięknej aktorki, która przypada 20 września, przypominamy kulisy powstania tego filmu.
Był 1956 rok, gdy młodziutka Sophia Loren dostała propozycję roli w „Dumie i namiętności”. Piękna aktorka stawiała wtedy pierwsze filmowe kroki za granicą. Była pełna kompleksów, tym bardziej że jej angielski nie był perfekcyjny. Do tego dostała szansę, by zagrać u boku legend Hollywood: Cary’ego Granta i Franka Sinatry! Przed przyjęciem z udziałem prasy, na którym miała ich poznać, była kłębkiem nerwów. Aby jak najlepiej wypaść, ćwiczyła nawet próbne dialogi – zarówno z gwiazdorami jak i z prasą. Nie było tak źle, jak myślała…
Z tym facetem będą kłopoty
– Sala była wypełniona fotografami i dziennikarzami, rozmawiano wyłącznie po angielsku, z wieloma różnymi akcentami. Rozumiałam jedną czwartą tego, co do mnie mówiono, co nadrabiałam szeroką gamą uśmiechów, niewinnych, uwodzicielskich, enigmatycznych lub pewnych siebie – wspominała Loren w swojej autobiografii. Jednocześnie wypatrywała kiedy pojawią się jej przyszli partnerzy. Ci, jak na prawdziwych gwiazdorów przystało, dali na siebie czekać. Frank Sinatra spóźnił się 4 godziny, Cary Grant nieco mniej, bo tylko 2.
– Kiedy ujrzałam przy wejściu do sali charakterystyczny profil Cary’ego, zrobiło mi się słabo z wrażenia – opowiadała później Włoszka. – Zebrałam się w sobie i kiedy podszedł, powitałam go ze swobodą, której wcale nie czułam. Jego smoking z połyskliwymi klapami, nieco szpakowate włosy i wytworne ruchy sprawiły, że zabrakło mi tchu w piersiach. Wyglądał, jakby zszedł prosto z ekranu, jak bajka która staje się rzeczywistością.
Podał jej rękę, mówiąc: – Panna Lolloloren, jak przypuszczam? Albo panna Lorenigida? Wy, Włosi, macie takie dziwne nazwiska… Jego odzywka nie podniosła Sophii na duchu. – Oczywiście mylił mnie z Giną Lollobrigidą, której tam wcale nie było, i nawet nie czuł się tym zakłopotany. Pomyślałam, że z tym facetem będą kłopoty – wspominała. I nie pomyliła się…
Frank Sinatra uczył sprośnych słów
Cary Grant mógł być ojcem Sophii Loren. Jednak ani podczas pierwszego spotkania ani kolejnych, różnica wieku nie była problemem. Mogło to wynikać z dwóch faktów. Po pierwsze, młodziutka aktorka była właśnie w związku z 22 lata starszym producentem, Carlo Pontim. Po drugie gwiazdor absolutnie nie wyglądał na swoje lata. Zawdzięczał to niemal obsesyjnej dbałości o ciało. Żmudne ćwiczenia odbywał codziennie o 5 rano. Był do tego przyzwyczajony, bo w młodości pracował jako akrobata w cyrku, a specjalizował się w… chodzeniu na szczudłach. By utrzymać formę, mierzący 1,87 m przystojniak stosował też popularną wśród sław, odmładzającą dietę Hausera, opartą głównie na sokach warzywnych i owocowych oraz trenował jogę. Jeden z producentów wspominał, jak kiedyś aktor czekał na niego w hotelowym holu siedząc bez skrzyżowanych nóg (by nie zaszkodzić krążeniu) z dłońmi na kolanach skierowanymi ku górze. Czerpał w ten sposób energię z kosmosu.
Urok Cary’ego Granta sprowadzał się nie tylko do wyglądu zewnętrznego. Dał się poznać jako szarmancki, inteligentny, wrażliwy, a do tego niezwykle pomocny, o czym przekonała się sama Loren.
– Był fascynującym mężczyzną o ciepłym i jednocześnie tkliwym spojrzeniu, co czyniło, że czułam się na planie bezpieczna. Przerażało mnie mówienie po angielsku, choć uczyłam się z wielkim zaangażowaniem – wspominała aktorka. – To on podpowiadał mi, kiedy powtórzyć scenę, żebym mogła w sposób bardziej poprawny wypowiedzieć moje kwestie.
Aktorka dokładała nie tylko językowych starań. Aby w tanecznej scenie wypaść perfekcyjnie, już dwa miesiące przed rozpoczęciem zdjęć w Hiszpanii zaczęła pobierać lekcje flamenco u jednego z najsłynniejszych matadorów. Dzielnie znosiła też wszelkie niewygody. – Pracowaliśmy w trudnych warunkach, było bardzo gorąco, na planie panował chaos – wspominała. – Próbowałam nie dać się zmęczeniu. Wszyscy byli zaskoczeni moją wytrzymałością i dobrym humorem.
- PRZECZYTAJ TEŻ: Najsłynniejsza rola Ingrid Bergman
O humor Włoszki dbali przede wszystkim jej partnerzy. Nawet borykający się z kłopotami sercowymi – Frank Sinatra. – Dobrodusznie sobie ze mnie pokpiwał i wprowadzał zamęt w mojej słabej jeszcze angielszczyźnie, ucząc mnie eleganckich rzekomo, a w rzeczywistości sprośnych wyrażeń i zwrotów – opowiadała Loren. – Był uroczym człowiekiem, serdecznym i zabawnym, chociaż bardzo przeżywał wówczas swoje rozstanie z Avą Gardner i nie zawsze miał dobry humor. Żartował i uśmiechał się, ale w duchu bardzo cierpiał.
Najpierw się pobierzmy, potem to przemyślimy
Niespodziewanie na planie zaczęła się inna historia miłosna. Między Cary’m i Sophią. Gdy gwiazdor po raz pierwszy zaprosił ją na kolację, nie dowierzała. „Ty i ja? Na kolację? Jesteś pewien” – zapytała naiwnie. – Tak, kochanie, ja i ty na kolacji – odpowiedział niewzruszony.
– Co on widział we włoskiej dziewczynie ledwo mówiącej po angielsku i o połowę od niego młodszej? I o czym będziemy rozmawiać przez cały wieczór – zastanawiała się aktorka. Jak się okazało nie był to żaden problem. – To był magiczny wieczór, poza czasem. Gawędziliśmy jak starzy przyjaciele, odurzeni zapachem późnej wiosny – wspominała Loren. – Fascynowały mnie jego zgryźliwy humor, ciepła mądrość, doświadczenie.
Z każdym dniem ich przywiązanie rosło w siłę. Cary, co wieczór wysyłał jej wielki bukiet kwiatów opatrzony czułym bilecikiem. Gdy tylko mieli czas jadali kolację w małych hiszpańskich restauracjach na wzgórzach Avila, popijając wino oraz słuchając flamenco. – Byłam nim oczarowana, ale cały czas starałam się zachowywać powściągliwie – mówiła Sophia.
Zdjęcia do „Dumy i namiętności” nieubłaganie zbliżały się ku końcowi, ale sytuacja między odtwórcami głównych ról nie wyjaśniała się. Sophia była rozdarta. Miała swojego Carla, ale ich związek trzymany był w tajemnicy. On miał żonę, z którą próbował się rozwieść. Był to problem, bo rozwody we Włoszech były nielegalne, a Loren nie chciała być tylko kochanką.
– Czułam się zagubiona, zawieszona między dwoma mężczyznami, między dwoma światami. Każdego dnia budziłam się, zadając sobie pytaniem, co się wydarzy. Wiedziałam, że moje miejsce jest u boku Carla, to on był moim bezpiecznym portem – czytamy w autobiografii aktorki. – Wiedziałam też, że nie chcę się przenosić do Ameryki, bałam się całkowitego zanurzenia w innej kulturze, tak odmiennej od naszej, jednocześnie trudno się było oprzeć magnetyzmowi mężczyzny takiego jak Cary, który w dodatku powtarzał, że dla mnie jest gotów rzucić wszystko.
- POLECAMY: Jak Elizabeth Taylor została Kleopatrą…
Na zapewnieniach, że porzuci dla niej żonę Grant nie poprzestał. Gdy ostatniego wieczoru jedli wspólną kolację przy zachodzie słońca, zaskoczona Sophia usłyszała: „Chcesz za mnie wyjść?”. Aktorce słowa uwięzły w gardle, zdołała wyszeptać jedynie: „Cary, kochany, potrzebuję trochę czasu…”. Jak zwykle taktowny Grant rozluźnił sytuację kwitując „Może najpierw się pobierzmy, a potem to przemyślimy?”.
Gdy następnego dnia Sophia wyjechała do Aten, gdzie miała kręcić następny film, w hotelu już czekał na nią bukiet róż i bilecik. – Wybacz, droga dziewczyno, że wywieram na ciebie zbyt dużą presję. Módl się – ja też to będę robił” – napisał. Jego modlitwy nie odniosły skutku. Sophia wybrała Carla, któremu udało się w końcu przeprowadzić rozwód. A Cary? Też wziął ślub z Loren. Udało mu się to jednak tylko na ekranie w ich kolejnym filmie „Dom na łodzi”…
Źródła inf.: Sophia Loren, „Wczoraj, dziś, jutro. Moje życie”; Silvana Giacobini, „Sophia Loren. Życie jak film”; filmweb.pl