– Dla mnie ten film jest o nadziei, o potędze miłości i o tym, że cuda mogą się zdarzyć. To jest wielkie szczęście dla aktora, kiedy dostaje do przeczytania scenariusz i już wie, że będzie ciężko, ale pięknie – mówi Marcin Dorociński o obrazie „Minghun”. Przystojny aktor, nie bez obaw zaangażował się w produkcję…
– Bałem się bardzo na początku, bo pomyślałem, że trzeba będzie wejść w to całym sobą, nie wiedziałem, że aż tak głęboko z Jankiem Matuszyńskim – reżyserem – zajdziemy – zdradził Marcin Dorociński.
– Po prostu wiem, o czym myślę w każdej chwili w tym filmie. Zawsze powtarzam, że jestem tylko nośnikiem emocji, takim elektronem: zbieram jak najwięcej danych i potem mam jak najlepiej te dane przekazać widzom.
Zaślubiny po śmierci
W filmie Marcin Dorociński wciela się w Jurka. Po stracie córki wraz ze swoim teściem Benem decyduje się on wyprawić chiński rytuał „minghun”, czyli zaślubiny po śmierci. Bohaterowie ruszają w emocjonalną podróż, której celem jest znalezienie idealnego partnera na wieczność.
Zderzenie odmiennych kultur ma pomóc uświadomić zarówno filmowym postaciom, jak i widzowi, że bez względu na pochodzenie wszyscy przynależymy do jednej człowieczej rodziny.
„Minghun” to opowieść o nadziei, miłości i poszukiwaniu sensu życia oraz tego, co nastaje po nim.
Za produkcją stoi niezwykła, wielokrotnie nagradzana ekipa twórców. Za reżyserię odpowiada Jan P. Matuszyński, laureat licznych nagród filmowych i jeden z najciekawszych europejskich twórców, autor m.in. „Ostatniej rodziny”, serialu „Król”, czy filmu „Żeby nie było śladów” (Konkurs Główny na 78. MFF w Wenecji).
- PRZECZYTAJ TEŻ: Hugh Grant zagrał w… horrorze!
Producentem filmu według scenariusza Grzegorza Łoszewskiego („Komornik”) jest studio Wonder Films, które tworzą laureaci najważniejszych polskich i światowych nagród filmowych oraz wielkich przebojów kinowych: Klaudiusz Frydrych („Jack Strong”, „Psy 3. W imię zasad”, „Sęp”), Krzysztof Rak („Boże Ciało”, „Bogowie”, „Sztuka kochania”), oraz Inga Kruk („Twarz”, „W imię”).