REKLAMA

Super Nowości - Wolne Media! Wiadomości z całego Podkarpacia. Rzeszów, Przemyśl, Krosno, Tarnobrzeg, Mielec, Stalowa Wola, Nisko, Dębica, Jarosław, Sanok, Bieszczady.

pt. 26 lipca 2024

„Mówiła, że Łańcuta nigdy nie zapomni”. Przyjaciółka Wandy Rutkiewicz dzieli się wspomnieniami

Wakacje w Łańcucie zawsze były wesołe. Na zdj. Wanda druga z prawej, pani Aleksandra w środku – całowana w rękę przez brata. (Fot. Archiwum Aleksandry Gruszczyńskiej)

Wanda Rutkiewicz to znana na całym świecie, niekwestionowana ikona himalaizmu. Tym większym powodem do dumy jest fakt, że z naszych stron wywiozła mnóstwo szczęśliwych wspomnień, a Łańcut zajął w jej sercu miejsce szczególne. Gdzie dzisiaj szukać jej śladów? Zdradziła to Aleksandra Gruszczyńska, która przez wiele lat przyjaźniła się z alpinistką.

Przypominamy artykuł, który ukazał się we wrześniu 2022 r.

Z Łańcuta pochodzili dziadkowie Wandy: Ewa i Władysław Błaszkiewiczowie. Mieszkali w domu przy ul. Mościckiego, w dawnej dzielnicy willowej zwanej Wisielówką. Oczywistym więc jest, że stąd pochodził i jej ojciec – Zbigniew.
Tato himalaistki opuścił rodzinne gniazdo na 20 lat. Mając w kieszeni egzamin dojrzałości wyjechał na studia do Lwowa.

Już jako cenionego inżyniera, los pokierował go najpierw do Radomia, później na Litwę, gdzie znalazł miłość i na świat przyszły jego dzieci. Do rodzinnego miasteczka wrócił w 1946 r. Gdy zdecydował się na repatriację zabrał ze sobą żonę Marię oraz dwójkę małych pociech, Wandę i Jurka.

Bardzo ją tu ciągnęło

Lata 50. XX w. – Wanda (z lewej) i Aleksandra (z prawej) z kolegą. (Fot. Archiwum Aleksandry Gruszczyńskiej)

– Mieszkaliśmy w pobliżu Błaszkiewiczów – zaczyna swą opowieść pani Aleksandra Gruszczyńska (z domu Kwolek), mieszkanka Łańcuta. – Pani Ewa przyszła do nas do domu i poprosiła moich rodziców, żebym zajrzała do nich, bo właśnie przyjechały ich wnuki, żeby się razem pobawić. Dzieci były śliczne: obydwoje śniada cera, czarne kręcone włosy.

Pani Aleksandra nie wiedziała wtedy, że to początek prawdziwej przyjaźni. Tym bardziej że po około roku ojciec Wandy zabrał całą rodzinę – która w międzyczasie powiększyła się o małą Janinę – do Wrocławia. Niestety małego Jurka już miała nie zobaczyć.

– W 1948 r. zginął od wybuchu niewypału – była to wielka tragedia. Właśnie od tego czasu Wanda zaczęła co roku przyjeżdżać do Łańcuta. Bardzo ją tu ciągnęło. Wszystko jej się podobało – opowiada. Jak podkreśla pani Gruszczyńska, to były wspaniałe chwile. Ona tak samo niecierpliwie czekała na nie, jak ja na nią – wspomina.

– Całą ferajną, wszystkie dzieci z Wisielówki, spotykaliśmy się na terenie byłej cegielni, w naszym sadzie lub w ogrodzie dziadka Wandy. Mój tato, który był stolarzem, zrobił nam drewniane rakietki do tenisa. W niedzielę, gdy nie było żadnego ruchu, graliśmy w szczypiorniaka na ulicy. A jak nastawał półmrok królowały wieczorne zabawy w chowanego. Teren był tak duży, że czasami trudno się było znaleźć.

Wspinała się niczym małpka

Już wtedy rówieśnicy zauważali nieprzeciętne umiejętności Wandy.

– Była niesamowita w chodzeniu po drzewach. Nikt nie był w stanie jej w tym prześcignąć – nawet moi bardzo wysportowani bracia. Zawsze była pierwsza – mówi pani Aleksandra. – Pamiętam, że u nas w domu między kuchnią, a pokojem były takie szerokie drzwi, po których wspinała się niczym małpka dostając głową do sufitu. Czego ona się trzymała – nie mam pojęcia, ale patrzyłam na to z podziwem.

Wielką wakacyjną atrakcją były też wycieczki do lasu do Albigowej, a także piesze wyprawy do Husowa, do stryja Wandy.

– Pamiętam, że jego żona częstowała nas kwaśnym mlekiem, plackami i pieczywem. Zabawa była na 105! – śmieje się pani Gruszczyńska.

Wycieczka do Husowa – Wanda pierwsza z prawej. (Fot. Archiwum Aleksandry Gruszczyńskiej)

Brat dziadka Wandy Rutkiewicz był kierownikiem szkoły w Husowie, a z zamiłowania kolekcjonerem staroci.

– Przynoszono mu różne toporki, siekierki, sierpy, kamienie. Miał nawet kilka urn. Pamiętam, że gdy już byłam studentką archeologii i poszliśmy do niego, to nie bardzo chciał mi dać je do ręki. Zapewniałam go wtedy, że na pewno nie zniszczę – śmieje się. – Gdy zmarł, jego syn, który był biskupem w diecezji przemyskiej, zgodnie z wolą ojca przyniósł wszystkie te zabytki do Muzeum Okręgowego w Rzeszowie, gdzie pracowałam. Są tam do dziś.

Śpiwory od łańcuckich zakonnic

Aleksandra Gruszczyńska podzieliła się ciekawymi opowieściami z dawnych lat. (Fot. Wit Hadło)

Wanda Rytkiewicz odwiedzała miasto nad rzeką Mikośką nie tylko w wakacje. Gdy w czasach licealnych grała w I lidze siatkarskiej zdarzało jej się prezentować tu umiejętności sportowe.

– Hala była wtedy w ujeżdżalni na terenie parku. Chodziłam na te mecze i kibicowałam jej – zdradza. Jak wspomina, wymieniały też listy, choć niestety żaden się nie zachował.

Mimo upływu lat pani Aleksandra wciąż pamięta wrocławski adres koleżanki. Nadal jest też pod wrażeniem jej dokonań we wspinaczce.

– Kiedyś przychodzę do willi Błaszkiewiczów na Wisielówce: w salonie Wanda i jej babcia. Wszędzie rozłożone sznury, liny… Jak wzięłam je w ręce, to sobie pomyślałam: „Jezu, jak ta Wanda może to udźwignąć?! Jak ona sobie daję z tym radę”. A tego naprawdę było bardzo dużo i było bardzo ciężkie. Miała niesamowitą siłę fizyczną, ale także siłę charakteru i woli – wspomina pani Gruszczyńska. – Wspierała ją babcia, która specjalnie dla niej hodowała owce, a ich runo przekazywała zakonnicom na przedmieściu. One robiły z niego śpiwory czy kurtki na wyposażenie wypraw górskich Wandy.

Wanda Rutkiewicz w Sokolikach – lata 70. (fot. Seweryn Bidziński/domena publiczna)

Czy wiesz że…
– Wanda Rutkiewicz jako pierwszy Polak, pierwsza Europejka i trzecia kobieta na świecie stanęła na najwyższym szczycie Ziemi – Mount Everest (8848 m.n.p.m). I to w dniu wyboru Karola Wojtyły na papieża – 16 października 1978 r.
– Była pierwszą przedstawicielką płci pięknej, która postawiła stopę na wierzchołku najtrudniejszego ośmiotysięcznika – K2.
– To ona przetarła koleżankom ścieżki w górach, udowadniając, że nie tylko mężczyźni potrafią się wspinać.

Mord na Wisielówce

Rodzinna willa to jednak nie tylko miejsce beztroskich wspomnień. To tam rozegrała się tragedia z udziałem ojca Wandy Rytkiewicz.

– To był niesamowity człowiek. Wysoki, przystojny. Znał biegle 6 języków w mowie i w piśmie. Był bardzo wysportowany: uprawiał karate, judo, boks… A przy tym był to mężczyzna bardzo dowcipny oraz towarzyski. Często przychodził do moich rodziców. Czasem ja też z nim rozmawiałam – opowiada pani Aleksandra. – Kochał ogród. Kiedy przyjeżdżał z Wrocławia, ciągle coś robił sadzie, coś przycinał. To była jego pasja. Ciągnęło go do Łańcuta.

Gdy odziedziczył po rodzicach połowę willi (drugą połowę jego siostra Jadwiga sprzedała), chciał zachować ją, by móc żyć tu na emeryturze. Tu była jego odskocznia. Zgubną jednak dla Zbigniewa Błaszkiewicza okazała się decyzja, by wynająć na jakiś czas pokój, kuchnię i łazienkę. Lokatorzy nie mieli wstępu do wszystkich pomieszczeń.

Dom, gdzie Wanda przyjeżdżała do dziadków. Łańcucka młodzież zna już ten adres. (Fot. Wit Hadło)

– Pewnego dnia zaprzyjaźniony z nim doktor Balicki, zadzwonił, że książki z ekslibrisami Błaszkiewiczów znajdują się na rynkach w Łańcucie, Rzeszowie. Poinformował, że ktoś je rozsprzedaje i że chyba coś się dzieje – opowiada pani Gruszczyńska. – 6 grudnia 1972 r. zaniepokojony pan Zbigniew przyjechał. W domu zastał libację. Lokatorzy włamali się do piwnicy, gdzie były zapasy win oraz nalewek. Dziury w ścianach świadczyły też o próbach kradzieży.

Gdy wzburzony inżynier chciał iść na milicję doszło do tragedii.

– Wszyscy mordowali ojca – wspominała później Wanda, która została oskarżycielem posiłkowym podczas procesu. – Odebrali mu życie w straszny sposób. Tym, co było pod ręką czyli siekierą i nożami.

Himalaistka osobiście identyfikowała też zmasakrowane zwłoki ojca. Został pochowany na łańcuckim cmentarzu komunalnym.

Na łańcuckim cmentarzu leży ojciec Wandy Rutkiewicz, jej dziadkowie i ciocia Jadwiga. (Fot. Wit Hadło)

To kolejne miejsce na mapie śladów alpinistki. Jej ojciec spoczywa w jednym grobie m.in. z siostrą oraz rodzicami.

Ulica Wandy Rutkiewicz w Łańcucie

Jak zaznacza pani Aleksandra, szczególnie dziadek Wandy jest znaną postacią w Łańcucie.

– Władysław Błaszkiewicz był z zawodu historykiem i profesorem w tutejszym gimnazjum. Miał duże zasługi. Gdy w 1914 r. Rosjanie weszli do Łańcuta i zajęli szkołę, wszyscy musieli się z niej wynieść. Dziadek Wandy założył wtedy kółko, którego był opiekunem, gdzie kształcona była młodzież – opowiada pani Aleksandra. – Poza tym prowadził kursy naszczepień roślin, bo zajmował się ogrodnictwem. A w domu na Wisielówce miał wspaniałą bibliotekę, z której mogli korzystać także uczniowie.

Aleksandra Gruszczyńska, mieszkanka Łańcuta opowiedziała o wspólnie spędzanych chwilach z przyszłą himalaistką w tutejszej Miejskiej Bibliotece Publicznej w ramach projektu „Góry, literatura, kultura”. Na zdj. Danuta Rycek z Aleksandrą Gruszczyńską oraz Małgorzatą Sońską, dyr. MBP w Łańcucie. (Fot. Wit Hadło)
W Łańcucie znajduje się ul. Wandy Rutkiewicz.

Dziś w dawnym gimnazjum funkcjonuje I Liceum Ogólnokształcące im. H. Sienkiewicza (ul. A. Mickiewicza 3). Śladem związków rodziny Błaszkiewiczów z Łańcutem jest także ulica Wandy Rutkiewicz – sąsiadująca z dawną willą jej dziadków.

Ostatnie spotkanie

Wanda i Aleksandra – u góry: 3. i 4. od lewej. (Fot. Archiwum Aleksandry Gruszczyńskiej)

Z czasem himalaistka coraz rzadziej odwiedzała Łańcut, ale zawsze mówiła, że nigdy nie go zapomni. Kiedy po raz ostatni spotkała się z panią Aleksandrą?

– Po śmierci pana Zbyszka i po pogrzebie była u nas w domu wraz ze swoim mężem. Powspominałyśmy dawne czasy. Potem zobaczyłam się z nią jeszcze w lecie, kiedy przyjechała „zlikwidować łańcucki dom”. Zakupiło je wtedy kuzynostwo ze strony jej taty, więc część willi pana Zbyszka pozostała w rodzinie – opowiada.

– W 1980 r. spotkałam też przypadkiem jej mamę, która co roku na Wszystkich Świętych odwiedzała grób męża. Wpadłyśmy na siebie na dworcu, była z synem Michałem. Ona jechała do Wrocławia, ja do Katowic. Przez całą drogę snułyśmy łańcuckie wspomnienia.

Te, jak podkreśla pani Aleksandra, zostaną z nią na zawsze…

Udostępnij

FacebookTwitter

Super Nowości - Wolne Media!

Popularny dziennik w regionie. Znajdziesz tu najciekawsze, zawsze aktualne informacje z województwa podkarpackiego.

Reklama

@2024 – supernowosci24.pl Oficyna Wydawnicza „Press Media” ul. Wojska Polskiego 3 39-300 Mielec Super Nowości Wszelkie prawa zastrzeżone. All Rights Reserved. Polityka prywatności Regulamin