Przez krótki czas nie miałem dostępu do naszych przekaziorów, więc kiedy tylko przeszkody ustały, zaraz urządziłem sobie szybką prasówkę, by nadrobić zaległości. Oczywiście o haniebnym „Lex Tusk” oraz nowelizacji tej ustawy przez prezydenta Andrzeja Dudę, który najwidoczniej pomylił kolejność i najpierw ją podpisał, a potem przeczytał, wiedziałem wszystko, bo o tym ćwierkały już nawet wróble na dachach.
Zerknąłem natomiast do kilku portali i przeczytałem parę innych wiadomości, zupełnie na chybił trafił. Może dlatego najpierw dowiedziałem się, że premier Mateusz Morawiecki uroczyście otworzył most w Tylmanowej. Z tym, że ten most był już otwarty i mieszkańcy korzystają z niego od pół roku, więc najpierw otwarty most zamknięto na kilka godzin i wtedy przyjechał premier, który ten otwarty, a następnie zamknięty most ponownie otworzył. Ponoć oklaskom nie było początku.
Całe szczęście, że był to most w Tylmanowej, a nie np. w Nowym Sączu. Tam dopiero powiało grozą! Mieszkańcy miasta zauważyli bowiem spacerującego ulicami…. niedźwiedzia. I nie był to wcale miś z Krupówek, lecz najprawdziwszy niedźwiedź.
Wyobraźcie sobie teraz, że takie wielkie zwierzę przedostałoby się Tylmanowej i wlazło na ten otwierany właśnie przez premiera most. Przecież mogłoby tam dojść do demolki jeszcze większej od tej, jaką urządził poseł Grzegorz Braun rozwalając aparaturę nagłaśniającą w Niemieckim Instytucie Historycznym w Warszawie.
PRZECZYTAJ TEŻ: Francuska minister na okładce „Playboya”. A co mamy u nas?
Znacie to zdarzenie? To posłuchajcie. W sali tego instytutu, gdzie zaplanowany był wykład prof. Jana Grabowskiego, pojawił się Braun, który najpierw wyrwał mikrofon, po czym przewrócił kolumny głośników, a na koniec zablokował mównicę dyrektorowi instytutu, każąc mu „wynosić się natychmiast z Polski”. W przypadku niedźwiedzia pewnie wystarczył by weterynarz ze strzykawką z lekiem usypiającym, natomiast w przypadku Brauna musiała interweniować policja.
W natłoku tych horrendalnych informacji znalazły się na szczęście także i trochę weselsze. Np. Narodowy Instytut Kultury i Dziedzictwa Wsi zapowiedział – co podaję za „Faktem” – dofinansowanie wiejskich zabaw, konkretnie potańcówek. Organizatorzy takich imprez mogą liczyć na sowite wsparcie, nawet w wysokości 10 tys. zł. Instytut ma na ten cel w sumie pół miliona, czyli na 50 potańcówek, które jednak muszą odbyć się od początku sierpnia do końca października.
Oczywiście nie chodzi o wybory, lecz „propagowanie wiejskiej muzyki jako wytworu kultury ludowej”. Ponadto imprezy muszą odzwierciedlać „miejscowe tradycje, charakterystyczne dla danej wspólnoty kulturowej, regionu, subregionu lub grupy etnograficznej, gdzie organizowana jest potańcówka”. I wszystko jasne! Co prawda „Fakt” zapytał jeszcze, czy z grantu za potańcówkę można uczestnikom zafundować poczęstunek w postaci tradycyjnych potraw i napitków, także alkoholowych, lecz nie uzyskał zbyt konkretnej odpowiedzi. Ale przecież już samo pytanie było z gatunku retorycznych.
A propos wsi, to oprócz potańcówek szef rolnictwa Robert Telus zapowiedział także nowy program pod intrygującą nazwą „Locha+”. Na razie nie podał jednak szczegółów, więc zakończyłem lekturę, dochodząc do wniosku, że trafiłem chyba na jakiś medialny dzień świra. Może resztę przeczytam nazajutrz, choć też raczej bez nadziei, że w naszym dziwnym kraju będą to choć trochę mniej dziwne wiadomości.