W rozpoczynającej się niebawem kampanii prezydenckiej, która już dawno się rozpoczęła, coraz większy podziw wzbudza głęboko przemyślana strategia prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. I to nawet wśród jego politycznych przeciwników.
Prezes sprawę stawia jasno i staje się coraz bardziej wiarygodny, gdy oznajmia, że jego ugrupowanie ma tylu świetnych kandydatów do wyścigu o fotel prezydencki, iż niezbędne są dogłębne badania, by wybrać najlepszego z najlepszych, który będzie miał największe szanse na sukces. Z tym nie powinno być kłopotów, bo w PiS – według Kaczyńskiego – można mówić jedynie o kłopotach bogactwa i w zasadzie pojawia się tylko jedno pytanie, na które nie ma jeszcze odpowiedzi. Takie mianowicie, czy wytypowany kandydat na prezydenta RP będzie w stanie wygrać? Dotyczyć to ma, jak podkreśla prezes, szczególnie drugiej tury.
I tu słynny strateg ma prosty plan boju. Chodzi o to, żeby osoba wytypowana dzięki tym badaniom w drugiej turze w ogóle się znalazła. Doszedł bowiem do słusznego wniosku, że gdyby się do tej tury nie przebiła, to wówczas szanse na zwycięstwo spadają do zera i jedynym wyjściem mogłyby być ewentualnie insynuacje o sfałszowanych wyborach. Na wszelki wypadek w PiS co chwilę pojawiają się nowe nazwiska.
Ostatnio w tym zbożnym gronie znalazł się nawet prezydent Stalowej Woli Lucjusz Nadbereżny. Jest to osoba doskonale znana, z tym, że głównie Kaczyńskiemu, nie licząc rzecz jasna mieszkańców Stalowej Woli. Nadbereżny dał się poznać jako postać niezwykle oddana swej partii oraz jej wodzowi, który być może chce w ten sposób wyrazić mu swą wdzięczność. Mówi się, że Nadbereżny ma być takim czarnym koniem tej kampanii. Ale Kaczyński prostuje, że u nich nie ma ani czarnych, ani białych koni.
Tymczasem wtajemniczeni powiadają, że największe szanse – jakby a propos czarnego konia – będzie miał jednak Przemysław Czarnek, choć i tu na razie jest wiele niewiadomych. Wydaje się, że jedynie spora część mieszkańców Goszczanowa, rodzinnej wsi Czarnka, byłaby zadowolona, gdyby ich krajan został prezydentem RP. Sprawdził to red. Maciej Kałach z Onetu, który pojechał do tej wioski, rozpytał tubylców i najczęściej słyszał opinie, że atutem Czarnka jest jego „prezydencki wygląd”, co pokrywa się ze stanowiskiem prezesa, iż prezydent winien być m. in. wysoki, okazały i przystojny. Ale nawet w rodzinnych stronach byłego ministra edukacji byli i tacy mieszkańcy, którzy nie mówili o nim inaczej, jak „oszołom”.
Rzućmy zatem okiem na ostatnie badania przeprowadzone przez SW Research na zlecenie „Rzeczpospolitej”, w których ponad połowa Polaków nie popiera startu Czarnka w wyborach prezydenckich. Badania te podważają też ów rzekomo „prezydencki wygląd” Czarnka. Analiza podziału płciowego wykazuje, że ten potencjalny kandydat napotyka na większą niechęć wśród kobiet, bo aż 61,2 proc. ankietowanych pań oceniło go bardziej sceptyczne od mężczyzn. Czyli kobietom raczej się nie podoba. Nie można zatem wykluczyć, że rychło pojawi się ktoś jeszcze przystojniejszy od Czarnka i Nadbereżnego razem wziętych i to on wystartuje w biegu do pałacu prezydenckiego.
Dużo jaśniejsza jest sprawa w PO, gdzie już dziś można powiedzieć z dużym prawdopodobieństwem, że wygra albo Rafał Trzaskowski, albo Radosław Sikorski. W końcu też są niebrzydcy, a przy tym mają jeszcze spore kompetencje i predyspozycje.
