Kochany Święty Mikołaju!
Wiem, że jest to czas, w którym masz niebywałą ilość pracy i otrzymujesz miliony listów. Ale mój będzie zupełnie inny, gdyż nie znajdziesz w nim żadnej prośby choćby o nawet najskromniejszy upominek. Pozwolę sobie jedynie zamieścić swoistą przestrogę przed zakupem niektórych prezentów dla dzieci, a konkretnie podejrzanych zabawek.
Z przerażeniem przeczytałem wyniki badań przeprowadzonych przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Pierwsze badanie wykonano jeszcze z końcem ubiegłego roku, zaś drugie już w tym roku. Z obu niestety wynika, że co trzecia zabawka nabywana w naszych sklepach jest niebezpieczna dla dzieci. Do tego stopnia, że zagraża ich zdrowiu, a nawet życiu!
Wiem, że Ty, Święty Mikołaju, jako Wysłannik Niebios, jedynie oddelegowany na Ziemię, na której masz swą stałą doczesną siedzibę w Rovaniemi w Finlandii, nie potrzebujesz żadnych badań, by wiedzieć, co można kupić najmłodszym, ale teraz, tuż przed 6 grudnia, w gigantycznym pośpiechu i nawale pracy, łatwo o pomyłkę nawet najbardziej świętemu. Nie będę wdawał się w szczegółowe opisy i powiem tylko jedno: zagrożenia są ogromne. Np. badania laboratoryjne dotyczące – uwaga! – palności zabawek wykazały, że całkiem spora ich ilość płonie nawet lepiej niż najlepsze pochodnie. W jednym z badań wykazano, iż wśród kilkudziesięciu przebadanych modeli tzw. zabawek miękkich (lalki, maskotki, stroje, peruki, piłki, książeczki itp.) żadne nie miały koniecznych ostrzeżeń, że należy trzymać je z dala od źródeł ognia, bo wystarczy chwila nieuwagi, by stanęły w płomieniach, co może skończyć się nie tylko poparzeniem naszych milusińskich, ale dodatkowo pożarem całego pomieszczenia.
Były to zarówno zabawki produkowane w naszym kraju, jak i importowane z Wielkiej Brytanii, Niemiec i Szwecji, a także z Indonezji oraz Chin. Ten ostatni kraj dostarcza ponadto sporo zabaweczek znanych już od dawna z zawartości mocno szkodliwych, wręcz trujących związków.
I na tym nie koniec. Niektóre maskotki pochodzące z różnych stron świata, a także rodzime, składały się z tak małych elementów, często z ostrymi krawędziami, że zachodziła poważna obawa, iż maluchy mogą się nimi po prostu zadławić i udusić. A jeśli się tylko skaleczą, to można mówić o dużym szczęściu. Ponadto są też i takie zabawki, którymi dziecko może się bawić tylko pod czujnym okiem dorosłych.
Drogi Święty Mikołaju!
Piszę list otwarty, a nie zaadresowany bezpośrednio do Twojej fińskiej wioski, aby przeczytali go także Ci, którzy w Ciebie nie wierzą i sami kupują prezenty swoim pociechom. Powinni wiedzieć, że przed zakupem zabawek najważniejsze jest sprawdzenie, czy nie zagrażają naszym dzieciom. A to gwarantuje umieszczony na nich znak CE (Conformité Européenne), będący zapewnieniem producenta, że tak oznakowany wyrób jest bezpieczny, bo spełnia wszelkie wymogi Unii Europejskiej.
Na tym kończę. Bądź pozdrowiony!
UWAGA dla czytelników: Tym razem nie wspomniałem ani słowem o polityce, bo sprawa sporej części zabawek jest wystarczająco porażająca, by zajmować się jeszcze wybrykami różnych Macierewiczów, Czarnków, Błaszczaków i tym podobnych Kowalskich. Należy nam się trochę wytchnienia, tym bardziej, że już czai się za rogiem i poważnie zagraża naszym nerwom kampania prezydencka, w której nie będą nas oszczędzać. Dbajmy zatem o dzieci.