Różnie mówi się ostatnio o prezesie Jarosławie Kaczyńskim i przeważnie nie są to zbyt pochlebne opinie. Najgorsze, że słowa krytyki wyrażają już nie tylko jego odwieczni i zdecydowani przeciwnicy, ale coraz częściej także niedawni wielbiciele, uniżeni słudzy i polityczni zalotnicy, choć czynią to skrycie, zwykle w rozmowach kuluarowych, zgodnie z obłudnymi zasadami panującymi w tym szemranym towarzystwie.
Trochę to dziwne, ponieważ niedawno dziękował mu sam Donald Tusk. Za co? Ano za to, że jeszcze żyje. Zresztą nie tylko Tusk żyje i ma się dobrze, ale również jego koleżanki i koledzy z niedawnej „totalnej opozycji”, a obecnie rządzącej koalicji, choć mogło ich spotkać najgorsze.
Kaczyński bez ogródek powiedział na spotkaniu z wyborcami w Opocznie, że wbrew kłamliwym opiniom głoszonym przez ówczesną opozycję, która uparcie twierdziła, iż w czasach ośmioletnich rządów PiS w Polsce panowała dyktatura, w co niestety wielu uwierzyło, nigdy do czegoś takiego nie doszło. „Gdyby była dyktatura to ci, którzy dziś rządzą, byliby po prostu na drugim świecie albo w więzieniach” – szczerze przekonywał prezes. I podkreślił jeszcze, że „w prawdziwej dyktaturze spotkałby ich los Nawalnego”.
Po takiej wypowiedzi rozsądek nakazuje wstrzymać się już od wszelkich komentarzy, gdyż krytyka frustrata byłaby nietaktownym naigrywaniem się z bliźniego przegranego, dla którego 15 października stał się dniem osobistej tragedii. Można się jedynie zastanawiać, czy są na to jakieś leki.
Za wybitnie nielojalne należy natomiast uznać owe negatywne i perfidne opinie na temat prezesa, głoszone przez część pisowców, z których większość powinna być mu dozgonnie wdzięczna. Przecież już po odsunięciu PiS od władzy liczni aktywiści tej partii znaleźli dzięki niemu intratne posadki. Nadal też trwa ich masowe zatrudnianie w Narodowym Banku Polskim, czemu sprzyja zawsze życzliwy prezes Glapiński. Robotę znaleźli tam m. in. b. wiceminister spraw wewnętrznych Błażej Poboży, b. prezes Orlenu Wojciech Jasiński, a b. wiceminister finansów Artur Soboń trafił do zarządu.
Wyraźnie świadczy to o tym, że Kaczyński też potrafi się zrewanżować, a najdobitniejszym tego dowodem jest Natalia Grządziel. Jeśli ktoś przez nieuwagę nie zna bliżej tej aktywistki PiS, to koniecznie powinien ją poznać, bo to ona właśnie robiła Kaczyńskiemu makijaż, gdy miał wystąpić w TV. Ale to jeszcze nie wszystko, gdyż wcześniej dbała też o szykowne stroje i gustowne broszki dla Beaty Szydło. A to nie są modele łatwe do upiększenia. Nic zatem dziwnego, że w nagrodę dostała posadę ekspertki w generalnym departamencie NBP.
Oczywiście złośliwi mogą zapytać, co ma wspólnego malowanie lica Kaczyńskiego i dobieranie broszek Szydło z centralnym bankiem Rzeczypospolitej Polskiej? Otóż ma i to sporo. Generalny departament – jak wynika ze statutu – zajmuje się bowiem m. in. „prowadzeniem spraw protokołu i reprezentacji Narodowego Banku Polskiego”. Ktoś, kto wielokrotnie robił make-up prezesowi oraz stroił i przypinał brochy Szydło ma w tej nowej roli duże pole do popisu. I nie ma co żartować, że teraz zajmie się głównie facjatą Glapińskiego.
Więc jeśli nawet to prawda, że PiS inwigilowało Pegasusem także swoich ludzi, to z całą pewnością tylko po to, by poznać ich dodatkowe zalety, niezbędne do podjęcia nowych ważnych zadań dla naszej ojczyzny, gdyby ich partia nie daj Boże straciła władzę.