Piszę ten tekst tuż po podaniu przez PKW oficjalnych wyników wyborów, więc choć czynię to na kilka dni przed ukazaniem się niniejszego tekstu, to mniemam, że w zasadzie nic już nie może się zmienić, nawet jeśli PiS ma w zanadrzu jakiś chytry plan, który w najlepszym przypadku może okazać się rodzajem łzawej komedii.
Zwycięstwo opozycji to nie tylko radosna nowina dla niej samej, ale także dla milionów ludzi roztropnych, co w obecnej rzeczywistości jest tak oczywiste, że nawet nie zastanawiam się, by nikogo nie urazić, skąd bierze się tych trzydzieści parę procent wyznawców i orędowników PiS. Przede wszystkim okazuje się jednak, że mimo różnych przeciwności jesteśmy narodem z dużym poczuciem humoru, o czym można się było przekonać choćby tuż po wyborach.
Np. zaraz po ich zakończeniu, gdy przerzucałem kanały w moim telewizorze, przypadkiem trafiłem na program TVP Info. Patrzę i oczom nie wierzę. Na pasku wielki napis, że Prawo i Sprawiedliwość wgrało wybory, zaś zgromadzeni w studiu czołowi politycy tej partii uśmiechają się radośnie, jakby rzeczywiście odnieśli kolejny wielki sukces.
Istotnie zajęli pierwsze miejsce, ale tu aż sama nasuwa się myśl o tzw. pyrrusowym zwycięstwie, czyli króla Epiru Pyrrusa, który po wygranej w bitwie pod Ausculum z Republiką Rzymską, okupionej ogromnymi stratami, powiedział krótko: „Jeszcze jedno takie zwycięstwo i będę zgubiony”. Choć to odległa historia, to chyba bliska temu pisowskiemu „zwycięstwu”, któremu w studiu TVP Info, czyli w jaskini lwa, towarzyszyła sielanka jakiej mało. Istna komedia! Tym bardziej, że rozmowy prowadziła pozytywnie odmieniona Danuta Holecka, która do gości, także z grona oponentów, zwracała się per „kochani” i nawet przerwała wypowiedź posłanki PiS, by oddać głos konkurencji. Nie do wiary!
W chwilę potem do dyskusji śpiewająco włączył się poseł PSL Marek Sawicki, nucąc PiS-owi piosenkę „Ta ostatnia niedziela”. Po prostu niezły program rozrywkowy! Nawet ociężały zwykle prezes Kaczyński powiedział tego dnia coś do śmiechu, twierdząc, że „to jest naprawdę wielki sukces naszej formacji”. I dodał, iż „stoi przed nami jeszcze jedno pytanie o to, czy ten sukces będzie można zmienić w kolejną kadencję naszej władzy”.
Dobry dowcip. Tym lepszy, że od razu pojawiły się wieści, iż zdruzgotany PiS będzie próbował różnymi metodami pozostać przy władzy, ponoć usiłując przekupić m. in. PSL, by zawrzeć z nim koalicję. Lecz PSL też ma poczucie humoru, bo natychmiast odparło, że „musiałoby zwariować”. Wesołe było też to, że w sztabie PiS nie pojawił się Ziobro i tylko profil SP zamieścił jego zdjęcie przy urnie wyborczej, zapewne jako rodzaj teleturnieju: „Zgadnijcie, na kogo głosuję?”
W dzień po wyborach głos zabrał sam prezydent Duda, który powinien wyznaczyć premiera mającego powołać nowy rząd. Ale co zrobi prezydent, to na razie wie jedynie Kaczyński. Niemniej w tym naszym wesolutkim kraju ktoś rozumnie podszepnął, że do utworzenia nowego gabinetu głowa państwa mogłaby wyznaczyć premiera Morawieckiego, jako bajkowego Pinokia.
I to też jest bardzo wesoła propozycja, bo nie można wykluczyć, że jako Pinokio utworzyłby taki rząd, w którym Tusk zostałby jego doradcą. Morawiecki ma bowiem tę zaletę, że w każdym rządzie będzie jednakowo śmieszny. Operacja zaś zajęłaby sporo czasu, który PiS mógłby wykorzystać na zatarcie śladów swych rządów i oddalenie widma kryminału. Wszystko zależy zatem od tempa decyzji prezydenta, czyli od Prezesa.