W kraju wytworzyła się osobliwa sytuacja. Otóż znaczna część polityków dotychczas rządzącego PiS jakby starała się uspokoić tych swoich czcicieli, którzy nieoczekiwanie nie zagłosowali na to ugrupowanie, przekonując ich, że postąpili słusznie, gdyż oni rzeczywiście nie nadają się do sprawowania władzy.
Oczywiście zabiegi te czynili absolutnie bezwiednie, choć niezmiernie skutecznie, o czym świadczy choćby drobne wydarzenie na sejmowym korytarzu, do dziś opisywane i komentowane w sieci. Chodzi o w sumie niezbyt poważny, a właściwie całkowicie niepoważny incydent, do jakiego doszło w chwili, gdy dziennikarka TVN24 Agata Adamek usiłowała zapytać polityków PiS, czy Zjednoczona Prawica będzie mieć większość na kolejną kadencję.
Nie ulega wątpliwości, że pytanie mogło wydawać się nieco ironiczne, ale przecież większość pisowców wciąż jeszcze stara się przekonać nieprzekonanych, czyli prawie wszystkich, iż ma szansę na dalsze rządy. A jednak pytanie reporterki wywołało wręcz alergiczną reakcję grupki dygnitarzy, w składzie której znajdowali się minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński, wiceminister tego resortu Jarosław Sellin oraz wiceszef MSWiA Maciej Wąsik.
- DO GÓRY DNEM: Jan Miszczak: niewdzięczny naród
Z pewnością znacie to zdarzenie, więc tylko przypomnę, że Sellin dwukrotnie udawał, iż nie słyszy, o co jest pytany, zaś Gliński, śmiejąc się pod nosem, stwierdził krótko, że dziennikarka „zadaje tendencyjne pytania, jak zawsze”. Do kolegów dołączył Wąsik, który również rżnął głupa, także udając głuchego. Cała trójka wesołych chwatów świetnie się przy tym bawiła i było widać, że ten ich siermiężny żart oraz próba drwienia z kobiety bardzo im się spodobały.
Tymczasem w mediach społecznościowych zawrzało.
„Rubaszni wujowie łapiący się za brzuchy, śmiejący się. Nie wiem, dlaczego panom jest do śmiechu, bo będą odpowiadać za to, jak rozkradali Polskę przez ostatnie lata, jak nadużywali mechanizmu władzy i narzędzi(…) To, w jaki sposób potraktowali reporterkę, jest po prostu karygodne i żałosne. Po prostu ręce opadają” – skwitowała ten „satyryczny występ rubasznych wujów” posłanka KO Aleksandra Gajewska, którą cytuję dlatego, gdyż w bardzo podobnym tonie były też utrzymane inne liczne komentarze.
Nie obeszło się też bez wyzwisk typu „buraki”, „buce”, „troglodyci” itp. O innych nie wspomnę, bo w tej rubryce unikamy sprośnych wyrazów. A poza tym, to już od dawna nie jest w stanie zaskoczyć mnie minister kultury, ale kultura ministra owszem, bo trudno przyzwyczaić się do takich manier.
To trochę tak, jakby miała mnie zdziwić i zbulwersować sędzia TK Krystyna Pawłowicz, która ostatnio – komentując wynik wyborów – napisała na Twitterze/X: „To od kiedy urzędowym w Polsce będzie niemiecki? Kiedy wróci hajlowanie, „polskie świnie”, „tylko dla Niemców”, „ręce do góry”, „rauss” itp. I „ostateczne rozwiązanie spraw Polski. Zasłużyliśmy na likwidację swego państwa. Sami tak wybraliśmy. Już nie współczuję, nie ma komu”.
Panią Pawłowicz informuję zatem, że wyrażenie o świniach już powróciło, kiedy to prezydent Duda orzekł, że „Tylko świnie siedzą w kinie”, mówiąc o filmie Agnieszki Holland „Zielona granica”. Można tu jeszcze dorzucić m. in. kilka wystąpień Kaczyńskiego obrażających rodaków, którzy nie głosowali na PiS oraz innych nadętych wujów z prawej strony sceny politycznej. Ale już nie dorzucę, bo nie chcę nikogo narażać na mdłości.