W przeklinaniu oraz używaniu wulgaryzmów bez wątpienia zajmujemy miejsce co najmniej w europejskiej czołówce. Co prawda nie słychać, by ktokolwiek przeprowadził na ten temat sondaż i zapytał, dlaczego tak często, ostro i mięsiście klniemy, ale zaniechanie to wynika pewnie z tego, że odpowiedź można bardzo łatwo przewidzieć. Najprawdopodobniej brzmiałyby ona krótko: „Bo jesteśmy w k u r z e n i”. Oczywiście ten ostatni wyraz byłby trochę inny, mający podobne znaczenie, ale dużo bliższy związek ze wspomnianymi wyżej wulgaryzmami.
Jaki jest powód tego – powiedzmy – zdenerwowania? W wielu przypadkach przyczyną byli i są nasi politycy, poczynając od PRL-u, poprzez rządy PiS-u, a na aktualnej sytuacji kończąc. Bo np. brednie wygłaszane przez obecną opozycję, która nagminnie zarzuca nowej władzy łamanie praworządności, gnębienie politycznych konkurentów łącznie z ich torturowaniem, uległość Niemcom itp., po prostu może wielu z nas potężnie wkur… – pardon – wkurzać. Ponadto język znacznej części samych polityków roi się – najdelikatniej mówiąc – od karczemnych wyrazów.
Wystarczy poczytać sobie zapisy z podsłuchów rozmów telefonicznych, by wiedzieć, że choć repertuar mają niezbyt urozmaicony, ale za to wybitnie ordynarny. Gdybym chciał zacytować tu zapis takiej rozmowy, to niniejszy tekst byłby w większości wykropkowany. Oczywiście miałbym wówczas robotę łatwą i lekką, zaś honorarium, jakie otrzymuję, wreszcie byłoby adekwatne do nakładu pracy (sic!).
Żeby jednak ktoś nie posądził nas, że ganimy tylko pisowców, to przytoczę mocno niecenzuralne słowa, jakie padły ostatnio z ust samego wicemarszałka Senatu Michała Kamińskiego. Podczas dyskusji w TVN24 senator Trzeciej Drogi wyrecytował, żeby „od Bałtyku aż po Hel, je… Giertycha i PSL”. Prowadzący program Piotr Marciniak aż krzyknął „O Boże!”, a wtedy wicemarszałek przeprosił i wytłumaczył, że tylko cytował zasłyszane hasło. Tak czy owak potwierdza to opinię o języku jakim posługują się politycy, ale także obywatelki i obywatele (tu panuje pełna równość płci) o politykach, co zresztą widzieliśmy na wielu transparentach przy okazji różnych protestów.
Oczywiście przekleństwa i wulgaryzmy nie są wymysłem naszych czasów i współczesnego języka. Posługiwano się nimi od dawna, choć nie aż tak masowo. Ponadto niektóre miały wówczas znacznie łagodniejsze znaczenie. Ale to jest już temat dla językoznawców, którzy zresztą wielokrotnie się tym zajmowali, bo zagadnienie jest u nas wielopłaszczyznowe.
Pisząc o wulkanie wulgaryzmów używanych przez polityków i o politykach nie zamierzam robić z siebie świętego, bo też mi się zdarza siarczyście zakląć, a powodów nie brakuje. Żeby daleko nie szukać, to przytoczę niedawną wypowiedź eurodeputowanego Patryka Jakiego w Radiu Zet. „Jestem gotowy do startu w wyborach prezydenckich – zakomunikował całkiem poważnie. – Mam silne przekonanie, że w Polsce musi się wiele zmienić”. I jeszcze dodał, też zupełnie serio, że głowa państwa powinna „mieć charakter”.
O,.……………………………… itd.,itd.!!! – zakląłem w żywy kamień, śmiejąc się do rozpuku, bo zaświtało mi stare przysłowie: „Zamienił stryjek siekierkę na kijek”. I natychmiast – ni stąd, ni zowąd – pojawiła się też jakby trawestacja tego porzekadła: „Zamień od razu takiego krewnego, który Dudę zamienia na Jakiego”. O kurcze blade!