W ostatnich dniach głośno jest o Podkarpaciu w całej Polsce. A to dlatego, że premier Mateusz Morawiecki właśnie od naszego regionu – konkretnie od Jasła i Jedlicza – rozpoczął objazdową kampanię wyborczą PiS. Jednak nie tylko dlatego. Jakkolwiek bowiem Morawiecki dał raczej przewidywalny popis we wspomnianych miejscowościach, to posłanka Solidarnej Polski, Maria Kurowska, rodem z Podkarpacia, znów zaskoczyła Polaków.
Znów, bo pani posłanka już nie raz i nie dwa zaskakiwała. I to nie tylko ludzi nauki, ale i zupełnie przeciętnych Polaków posiadających tzw. wiedzę ogólną na przyzwoitym poziomie.
Można by rzec, że poglądy posłanki Kurowskiej są jej osobistą sprawą i ma do nich prawo. Na przykład pani poseł była i jest zdania, że sytuacja na polsko – białoruskiej granicy w styczniu zeszłego roku unormowała się dzięki sprowadzeniu do Sejmu relikwii św. Jana Boboli, w których to sprowadzeniu posłanka z Podkarpacia miała swój niebagatelny udział. Natomiast kiedy Rosja napadła na Ukrainę, parlamentarzystka z Solidarnej Polski radziła Ukraińcom, by modlili się do swego patrona, Archanioła Michała, bo św. Andrzej Bobola nie może wszak zajmować się wszystkim!
Pani poseł nie kryje swej religijności i zasadniczo nie ma w tym niczego złego. Wiara to sprawa indywidualna i nikt nikomu nie powinien w nią czy też jej brak ingerować. „Schody” z posłanką Kurowską zaczynają się wtedy, gdy zaczyna ona wypowiadać się na tematy z wiarą niezwiązane, o których – najdelikatniej mówiąc – nie ma zielonego pojęcia.
Posłanka Kurowska była dla rządzących sporym kłopotem w zeszłym roku, bo nie tylko należała do grupy antyszczepionkowców – a tymczasem rząd apelował o szczepienie się na COVID-19- ale jeszcze poczuła potrzebę wypowiadania się na temat szczepień. Twierdziła np., że COVID-19 powinno się leczyć.
– Doszło do tego, że my nie chcemy leczyć. Mało tego, ktoś zdiagnozowany po teście, że go ma, ma iść do domu i nawet nie wracać do tej przychodni, żeby mu przepisano lekarstwo. Ma iść do domu i czekać, aż się poważnie rozchoruje. Stąd mamy te zgony, które mamy – mówiła posłanka SP w rządowych mediach.
Podkreślała też, że „szczepionki nic nie dają”, a „omikrona nie ma co się bać”. Dodajmy, że pani posłanka Kurowska nim została parlamentarzystką była nauczycielką i samorządowcem. Nie ma wykształcenia medycznego. Jednak i bez niego przeciętny człowiek wie, że na choroby wywołane wirusem nie ma lekarstw. Leczy się je objawowo i stymuluje organizm chorego do walki z wirusem. Wszyscy to wiedzą, najwyraźniej poza posłanką Kurowską.
PRZECZYTAJ TEŻ: Mateusz Morawiecki ośmieszył PiS w Jaśle
Ta zasłynęła też nietwierdzeniem, że stare drzewa są szkodliwe dla klimatu, bo emitują dwutlenek węgla i dlatego należy się ich pozbywać. A ostatnio posłanka SP przeszła już samą siebie:
– Obalamy kolejne kłamstwo ogłupiające ludzi, które stoi za zakazem samochodów spalinowych i forsowaniem elektryków!” – ogłosiła 6 marca na Twitterze. – UE chce zmniejszyć emisję CO2 do 0. A przecież dwutlenek węgla jest niezbędny do życia człowieka i roślin! Do życia całej planety! Chcemy zagłodzić Ziemię” – czytamy w poście.
Podobne „rewelacje” posłanka SP wygłasza podczas konferencji prasowych. Pytana o źródło swej „wiedzy” na temat przez reportera TVN24 Radomira Wita, posłanka Kurowska wyjaśniła, że wie to wszystko z „takiej broszurki, nie wiem gdzie ją mam”. Najlepiej byłoby, gdyby pani poseł wspomnianą broszurkę – o ile ona w ogóle istnieje – miała w tzw. głębokim poważaniu, ze wskazaniem na „głębokie”. Nawet uczniowie szkoły podstawowej wiedzą, że życie na Ziemi istniało bez „pomocy” emisji CO2 do atmosfery z racji używania samochodów, czy działania fabryk. To naprawdę zaskakujące, że nie wie tego posłanka an Sejm RP i eksnauczycielka – czego by nie nauczała wcześniej.
Tego rodzaju wypowiedzi po prostu nie licują z powagą funkcji, jaką pani posłanka Kurowska pełni. A skoro już pani posłanka tak podstawowych rzeczy nie wie, to może nie od rzeczy byłoby, żeby zwyczajnie milczała, zamiast eksponować stan swej niewiedzy.