Tytuł Indywidualnego Mistrza Polski wywalczył raz – w sezonie 2011, gdy okazał się najlepszy na torze w Lesznie. Ponadto ma w dorobku jeszcze trzy srebrne medale tej imprezy, a ich kolekcjonowanie rozpoczął w 2000 r, gdy stanął na II stopniu podium podczas zawodów w Pile. Teraz Jarosław Hampel wraca na ten obiekt, który przez wiele lat był jego żużlowym domem, bo przecież licencję zdobywał w barwach tamtejszej Polonii, reprezentując jej barwy w latach 1998 – 2002.
– Trafił Pan na złoty czas w historii Polonii z wywalczeniem tytułu Drużynowego Mistrza Polski na czele. W złotej ekipie startował m.in. Hans Nielsen, z którym często miał Pan okazję jeździć w parze. Czy możliwość rozwoju pod skrzydłami tak wybitnego sportowca ukształtowała w jakiś sposób pańską karierę żużlową?
– Może nie ukształtowała, ale na pewno bardzo mi pomogła. W tamtym czasie miałem przecież okazję podpatrywać najlepszego zawodnika na świecie i uczyć się od niego. To z pewnością dało przysłowiowego kopa, jeśli chodzi o mój sportowy rozwój. Jazda z Hansem Nielsenem, ale także chociażby z Rafałem Dobruckim sprzyjała robieniu stałych postępów. Cały okres spędzony w Pile wspominam bardzo dobrze. Stawiano na mnie, czułem wsparcie ze strony klubu i mogłem stawiać kolejne kroki w swojej karierze. Był to ciekawy i przyjemny czas.
– Czy to dobry pomysł, że turnieje IMP odbywają się w takich ośrodkach jak właśnie Piła?
– Myślę, że tak. W pewnym sensie będzie to służyć promowaniu zawodów tak wysokiej rangi jak Indywidualne Mistrzostwa Polski. Piła, która wróciła na mapę polskiego żużla to z pewnością dobre do tego miejsce. Z tego co słyszałem, wciąż bardzo dużo ludzi w tym mieście jest zainteresowanych sportem żużlowym, co widać po frekwencji na meczach drugiej ligi. Teraz ci kibice będą mieli okazję do oglądania najlepszych zawodników w Polsce i to będzie dla nich wyjątkowa okazja, żeby obejrzeć zawody takiej rangi, a zarazem swego rodzaju nagroda za tak duże oddanie dla naszej dyscypliny. Myślę, że wybór tej lokalizacji jako jednego z trzech finałów CANAL+ online IMP jest bardzo dobrym pomysłem.
– Jeśli mówimy Piła, to od razu na myśl przychodzi czarna nawierzchnia. Był to jeden z ostatnich, o ile nie ostatni obiekt w Polsce, pokryty właśnie klasycznym „żużlem”. Dzisiaj już to się trochę zmieniło, choć wciąż odcień nawierzchni jest ciemniejszy, niż gdziekolwiek indziej w Polsce. Jak może Pan scharakteryzować ten tor?
– Na pewno jest to jeden z trudniejszych torów technicznie w naszym kraju. Ta nawierzchnia również swego czasu była dość specyficzna i nie każdy potrafił w Pile jeździć. Naprawdę jest to ciekawy obiekt i wymagający tor, który powinien zagwarantować fajne ściganie. A to przecież kibice lubią najbardziej.
– Wróćmy jeszcze na chwilę do wydarzeń z 2000 r.. Jeszcze jako nastolatek był Pan bliski zdobycia złotego medalu IMP, ostatecznie kończąc pilski finał na 2. miejscu…
– Pamiętam, że to były trudne zawody. Rywalizowaliśmy na bardzo ciężkim torze, zmoczonym po opadach deszczu. Wtedy, jako młody chłopak, ścigałem się naprawdę na dobrym poziomie z najlepszymi zawodnikami w Polsce. Przede wszystkim praktycznie wszyscy byli ode mnie o wiele bardziej doświadczeni i mieli na koncie dużo sukcesów. Ostatecznie zdobyłem ten srebrny medal, co wciąż jest dla mnie powodem do dużej satysfakcji. Mam więc bardzo dobre wspomnienia z pierwszego finału IMP w Pile. Mam nadzieję, że co najmniej podobne wywiozę ze stadionu przy ul. Bydgoskiej także teraz.