KOSZYKÓWKA. ORLEN BASKET LIGA
Tyler Cheese w piątkowym meczu przeciwko Polskiemu Cukrowi Start Lublin (78:88) wrócił na parkiet po przerwie spowodowanej urazem. Niestety lider zespołu z Łańcuta długo nie zagrał…
W połowie II kwarty piłkę po jego rzucie z wyskoku zablokował Barret Benson, a Cheese tak niefortunnie wylądował na parkiecie, że znów doznał kontuzji. – Mam nadzieję, że te prognozy nie będą aż takie złe (zerwanie mięśnia – przyp. red) – mówi Marek Łukomski, szkoleniowiec Muszynianki Domelo Sokoła.
– Jeżeli jednak okażą się takie, jakie zdaje się, że mogą być, to nie wiem, czy to nie będzie koniec sezonu dla niego. Poczekajmy jednak na to, żeby pojechał na prześwietlenie i zobaczymy. Widać jednak, że ewidentnie coś mu w tej nodze strzeliło, bo od razu pobiegł do szatni, gdzie bardzo to przeżywał. Wiedział, że coś pękło. Mam nadzieję, że to będą dwa, może trzy tygodnie i wróci do nas, zwłaszcza że później w lutym jest przerwa, a nie że będzie to uraz, który wyłączy go na kolejne dwa, czy trzy miesiące. Wiem, że może niektórzy tego nie widzą, ale Biram Faye też chciał nam pomóc i już nawet kiedy później na jednej nodze biegał, to dalej mówił, że wszystko jest okej. Marcin Nowakowski, też ma jakiś problem z naciągniętym mięśniem. Niektóre zmiany meczowe, to nie są takie, że stoi Łukomski i, mimo że ktoś dobrze gra, to go ściąga na złość komuś, czy cokolwiek. Są takie sytuacje, że zawodnik pokazuje, że coś jest nie tak ze zdrowiem, a my musimy od razu działać, reagować i zmieniać. Przed tym meczem cieszyłem się, że mam dziesięciu ludzi do grana, ale za chwile okażę się, że znowu mamy siedmiu i znowu jest problem – mówi trener Łukomski.
PRZECZYTAJ TEŻ: Najniższy wymiar kary
Decyzja sztabu medycznego
Tyler Cheese zagrał w piątek trzynaście minut zdobywając 13 pkt przy 37 procentowej skuteczności z gry. W poprzednim meczu we Włocławku pauzował właśnie z powodu kontuzji nogi i być może ryzykownym był jego tak szybki powrót do gry. – To jest decyzja sztabu medycznego – wyjaśnia trener Łukomski. – Jest zielone światło od lekarzy, którzy mówią, że wszystko jest zaleczone i zawodnicy są w 100 procentach gotowi, a Biram na 70 procent i gra na własną prośbę. Z Biranem owszem, to było ryzyko, jednak on chciał pomóc drużynie, bo wiedział, w jakiej jesteśmy sytuacji. Natomiast reszta zawodników była w 100 procentach gotowa do grania. Tak się wydarzyło, że są to te same urazy. Wiadomo, że jeżeli ktoś skręcił sobie kostkę, to ta kostka jest później słabsza i czasami tak jest, że za chwilę można skręcić tę kostkę jeszcze raz – mówi szkoleniowiec zespołu z Łańcuta.
